„Przeżycia związane z wyjaśnianiem okoliczności katastrofy smoleńskiej już chyba do końca życia będą miały wpływ na mnie, na wiele rodzin ofiar tej tragedii. Pozostawią ślad, mimo tego, że starałem się być twardy. Dla mnie najważniejsze jednak, że z naszej strony padały konkretne pytania. Na wiele z nich nie odpowiedziano, ale ta sprawa nie została już w Moskwie zamieciona całkowicie pod dywan” - dzieli się z portalem wPolityce.pl wspomnieniami wywołanymi najnowszym odcinkiem serialu TVP „Reset” Andrzej Melak, który w katastrofie smoleńskiej stracił brata Stefana, Prezesa Komitetu Katyńskiego.
wPolityce.pl: Mamy za sobą kolejny odcinek serialu „Reset”, poświęcony tym razem wstrząsającym faktom zaniedbań władz i urzędników polskich na czele z Donaldem Tuskiem w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Chodzi także o niedochowanie staranności w identyfikacji jej ofiar oraz ich godnego pochówku. Jak Pan przyjął ten dokument?
Andrzej Melak: Nie było w nim żadnej przesady, niczego, czego bym nie wiedział lub czego bym nie doświadczył. Wszystko to sam wiedziałem, słyszałem, byłem przy tym obecny. Przypomnienie tamtych faktów i sytuacji spowodowało, że – oczywiście - wspomnienia odżyły na nowo. Ale tam nie było żadnej przesady. Wszystko, co tam było, to jest absolutnie prawda, a nawet to było mało powiedziane.
Mam dokumenty i pisma, które kierowałem do Donalda Tuska już w końcu kwietnia 2010 roku, w których dawałem mu do zrozumienia, że jego postawa to jest kapitulanctwo, tchórzostwo, i że tak nie powinno się reprezentować spraw polskich na arenie międzynarodowej. Przecież tam zginął prezydent i elita narodu. Ja mam to pokwitowane przez jego kancelarię. Następnie mam później podpisy rodzin do Komorowskiego z prośbą i protestami w temacie lokalizacji pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej i braku tego pomnika.
Dobrze, że wrócono do tego tematu. Należy narodowi przypomnieć i pokazać te sytuacje, jakie były, a były one o wiele bardziej drastyczne, niż to przedstawiono.
Powiedzmy o tym więcej.
Proszę sobie wyobrazić, że gdy zabrałem głos na spotkaniu Rosjan z rodzinami, pytając się o okoliczności przeprowadzanych sekcji zwłok, i miałem swoje spostrzeżenia po tym, gdy już rozpoznałem brata, wstał nagle porucznik, adiutant dowódcy Wojsk Lądowych RP gen. Tadeusza Buka i mówi: „Tak, potwierdzam to w całej rozciągłości. Zwłoki generała okazano mnie i jego córce jako zabłocone, ukrwawione szczątki”. Na moje pytanie, dlaczego ciało nie jest przygotowane, pokazujący ciało wziął butelkę i szmatę, i przy nich te szczątki mył.
Proszę sobie wyobrazić, co przeżyła ta córka i ten porucznik, młody człowiek? To wszystko były fakty, które nas spotkały w Moskwie.
W czasie niedawnego – w 13. rocznicę katastrofy smoleńskiej - wywiadu dla Polskiego Radia wspomniał Pan o spotkaniu 10 listopada 2010 roku Tuska z rodzinami ofiar. „Zapis tego spotkania, to jest gotowy akt oskarżenia wobec Tuska”. O co chodziło?
Właśnie o te sprawy, które poruszył red. Michał Rachoń i prof. Sławomir Cenckiewicz, ale i inne. Podczas tego spotkania padały pytania, o to m.in., dlaczego Polska nie zwróciła się do swoich sojuszników z NATO, z Unii Europejskiej, ze Stanów Zjednoczonych, które miały wykwalifikowanych specjalistów i możliwości, by należycie okoliczności katastrofy smoleńskiej wyjaśnić. Wobec około 300 osób które były na tym spotkaniu, Tusk przekonywał, że Rosjanie prowadzą śledztwo doskonale, wprost wzorowo, i on nigdy się nie zgodzi na to, by sprawę śledztwa smoleńskiego umiędzynarodowić, ani nie zwróci o pomoc do USA. Dokładany zapis z tego spotkania, jeśli się go czyta, mrozi krew w żyłach.
Jak Pan ocenia obecny powrót do tamtych zdarzeń, przypomnienie tamtych zaniechań i zaniedbań?
To przypominanie jest nam konieczne. Rodziny wciąż pamiętają. Niektóre chciały zapomnieć, niektórym to się udało. Niektóre zostały znieczulone albo zneutralizowane: miały pracę, mieszkanie, dom itd. więc ich wyciszono całkowicie. Z kolei społeczeństwo zostało zakrzyczane argumentami zgodnych naówczas z linią rządu PO-PSL mediów. Te media absolutnie wprowadzały w błąd z całą tego świadomością.
Rachoń lub Cenckiewicz podali wczoraj, że cztery miesiące po ostatnich pogrzebach nasze władze z panem premierem wiedziały o zaistniałych pomyłkach w złożeniu ciał. Utrzymały to w tajemnicy, bez żadnej interwencji, bez żadnego działania do kolejnego, 2011 roku.
Jak Pan to wszystko - te przemilczenia, manipulacje, kolejno odsłaniane fakty zaniedbań - zniósł?
To było straszne. Te przeżycia już chyba do końca życia będą miały wpływ na mnie, na wiele rodzin ofiar tej tragedii. Pozostawią ślad – na moim zdrowiu i psychice - mimo tego, że starałem się być twardy. Dla mnie najważniejsze jednak, że moja tam obecność spowodowała, że padały konkretne pytania, a po mnie zadawali je inni. Na wiele pytań nie odpowiedziano, ale ta sprawa nie została już w Moskwie zamieciona całkowicie pod dywan.
Jest więc jeszcze bardzo wiele do wyjaśnienia, wiele do zrobienia, by poznać prawdę o tej katastrofie, a następnie dokonał się akt wymierzenia sprawiedliwości?
To jest sprawa oczywista. Jest jeszcze bardzo wiele do do wyrównania jeżeli chodzi o sprawiedliwość. Sprawa – przy tej skali kłamstwa, zaniedbań, działań na szkodę strony polskiej - przecież nie może zakończyć się skazaniem dwóch osób, takich, jak Tomasz Arabski i zastępca szefa BOR gen. Paweł Bielawny. To jest skandal, że nikt nie ponosi najmniejszej odpowiedzialności za śmierć polskiej elity.
Dziwie się np. wojsku, chociaż to specyficzna organizacja. Wojsko przeżyło śmierć swoich dowódców, z którymi spędzili całe życie, i na palcach obu rąk można by było policzyć tych, którzy się upomnieli o prawdę o ich śmierci. To jest dla mnie coś, co absolutnie nie mieści się w głowie. A uczelnie techniczne, które od początku nie chciały przyłożyć ręki, swojej wiedzy, talentów, do wyjaśnienia tej katastrofy? To jest coś, co okryło hańbą większość polskich uczonych, dydaktyków, praktyków, których udało się zastraszyć, zaszantażować i zneutralizować. Tak samo 2/3 społeczeństwa, któremu udało się wcisnąć takie rzeczy, o których byśmy sobie kilka miesięcy czy lat wcześniej nie wyobrazili, że do czegoś takiego mogłoby dojść.
Na przykład?
W programie „Reset” była mowa o zwłokach Anny Walentynowicz. Trzecia noga w trumnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego należała do dowódcy operacyjnego sił zbrojnych RP gen. Bronisława Kwiatkowskiego. Noga w spodniach z lampasami! W tej sekcji, która miała miejsce w Smoleńsku, bo tam była przeprowadzona sekcja prezydenta, brał udział polski prokurator, a później niedawno zmarły generał Krzysztof Parulski. Nie tylko on pozostał bezkarny. Za zdradę interesów Rzeczypospolitej potrzebna jest sprawiedliwość. Samo tylko potępienie i moralna odpowiedzialność to za mało.
Sprawa katastrofy smoleńskiej się nie zakończyła. Musi znaleźć swoje wyjaśnienie, które wskaże imienne winnych, które potępi ich, skaże na infamię, by nikt już nigdy nie postąpił w ten sposób. Ku przestrodze dla współczesnych i przyszłych pokoleń.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/660549-melak-rzeczywistosc-byla-gorsza-niz-pokazano-w-resecie