Od razu muszę zaznaczyć, że moje wnioski to ocena bardzo subiektywna i niepełna. Z treścią raportu dopiero się zapoznaję, ale już widać, że to dokument, który został skonstruowany po żmudnej pracy.
1. KONIEC DYWAGACJI
O merytorycznej wadze raportu podkomisji postaram się wypowiedzieć za chwilę, najpierw muszę stwierdzić, że bardzo się cieszę, iż ten dokument w końcu został opublikowany. Dzięki temu skończą się przynajmniej dywagacje, czy ta komisja coś robi i czy naprawdę powinno to tyle kosztować.
W grudniu ubiegłego roku ujawniliśmy w tygodniku „Sieci”, że na prace zespołu kierowanego przez Antoniego Macierewicza państwo polskie wydało pawie 25 milionów złotych. Nie byliśmy wówczas w stanie ocenić, czy to dużo, czy mało, bo nie znaliśmy efektów prac szanownego gremium. Dzisiaj z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że to nie były źle wydane pieniądze. Ogrom prac, doświadczeń, eksperymentów, badań i symulacji (prowadzonych także w instytucjach zagranicznych) uzasadnia tę kwotę. To oczywiście obiektywnie duże pieniądze, ale miejmy na uwadze, że podkomisja wyjaśniała okoliczności katastrofy, w której zginął polski prezydent. Nie może nas nie być stać na takie prace.
CZYTAJ TAKŻE: NEWS „SIECI”: Wiemy ile kosztowały prace podkomisji smoleńskiej. Na co poszło najwięcej pieniędzy?
2. CZY TO PRZEŁOM?
Do tej pory od rodzin smoleńskich i samego Jarosława Kaczyńskiego słyszeliśmy, że „nie była to zwykła katastrofa”. Wczoraj prezes PiS już pewnym głosem mówił o „zbrodni” i „zamachu”. Na tym etapie poznania treści raportu (opublikowano go zaledwie kilka godzin temu) nie jestem w stanie powiedzieć, czy użyłbym tak dosadnego stwierdzenia.
Pewien jestem natomiast, że w tupolewie był wybuch lub były wybuchy. Raport mówi o dwóch, jednym w skrzydle, drugim w centralnej części kadłuba, w okolicach salonki. Każde z zagranicznych laboratoriów, którym prokuratura zleciła badanie próbek wykryło na nich ślady materiałów wybuchowych i to w takim stężeniu, że nie nanieśli go tam ani latający w przeszłości „tutką” żołnierze, ani nie dostał się on tam ze smoleńskiej gleby.
Oczywiście jest to miejsce na zadanie kolejnych pytań. Jeśli był wybuch/wybuchy, czy były one efektem zamachu? Ta kwestia w sposób dosyć dosadny została przedstawiona podczas prezentacji Antoniego Macierewicza. Według przewodniczącego, ktoś ładunek wybuchowy podłożył. Pokazano nawet miejsca w samolocie, gdzie mógł zostać zainstalowany i jak mógł zostać odpalony. Czy to przekonujące? Powiem szczerze - tak. Ale zastrzegam, że wciąż wolałbym poruszać się w obrębie stwierdzenia „mogło tak być” niż „na pewno tak było”.
3. OPOWIEŚĆ KOMPLETNA
Antoni Macierewicz wielokrotnie w przeszłości stwierdzał „jednoznacznie”, „bezapelacyjnie” i „definitywnie”, że wie, co było przyczyną tragedii smoleńskiej. Robił to zresztą podczas wielu, podobnych do dzisiejszej, konferencji prasowych, które przeradzały się w spektakl jednego aktora. Tym samym stał się zakładnikiem swoich własnych wyroków, a dziennikarze (w tym niżej podpisany) mieli o to do niego spore prentensje. Dlatego dzisiaj, gdy słyszymy znów bardzo kategoryczne osądy, że „to był zamach”, chcemy naprawdę mocnych dowodów.
Dzisiejsza konferencja była jednak nieco inna niż poprzednie. Miałem w jej trakcie taką refleksję, że w sumie to szkoda, że były te poprzednie, bo przez to ta nie wybrzmi tak, jak powinna. A powinna. Po raz pierwszy miałem wrażenie, że słucham opowieści, która od początku do końca jest wywodem bardzo logicznym. Proszę jednak pamiętać, że w tym momencie oceniam wystąpienie pana przewodniczącego, a nie sam raport, bo ten jest - powtarzam - dokumentem bardzo obszernym i ma kilka tysięcy załączników. Diabeł może więc tkwić w szczegółach. Ale to niewątpliwie jest materiał, nad którym należy się pochylić i zweryfikować, do czego zresztą Macierewicz publicznie zachęcał.
CZYTAJ TAKŻE: RELACJA. Podkomisja smoleńska prezentuje raport! Macierewicz: Przyczyną katastrofy był wybuch w lewym skrzydle samolotu
4. KOGO NIE PRZEKONA
Konferencję prasową, podczas której Antoni Macierewicz zaprezentował główne tezy raportu transmitowały wszystkie ważne telewizje. Nic dziwnego, bo to moment ważny. W TVN24 uznano chyba jednak, że to treść niebezpieczna, bo można było słuchać Macierewicza, ale na ekranie, na przygotowanej grafice do znudzenia wyświetlano tezy raportu komisji Millera. Dziwny zabieg, choć w kategoriach propagandowych należy go „docenić”. Na Wiertniczej ktoś widocznie doszedł do wniosku, że skoro prezes Kaczyński tak otwarcie mówi o zamachu, to zgromadzony materiał musi być mocny i należy go „niwelować” na bieżąco. Skoro więc takie metody są stosowane prewencyjnie, to już wiadomo, gdzie nie należy się spodziewać rzeczowej i uczciwej pracy podkomisji.
Polakom prawda o przebiegu tragedii smoleńskiej po prostu się należy. Wiele rodzin ofiar już nie jest niecierpliwych. Czeka. Nie pospiesza ani komisji ani prokuratury. Mówią, że marzą o tym, by prawda w końcu wypłynęła, jaka by ona nie była. Są też tacy, których żaden raport nie przekona. Ale to ludzie, którym od samego początku wszczepiono, że coś było możliwe, a coś na pewno nie. Nie tak powinno wyglądać poważne badanie. Na początku nie można było wykluczyć niczego, także zamachu. Co jednocześnie wcale nie oznaczało forsowanie właśnie takiej wersji. No, ale to uwaga nie dla widzów TVN24, którzy już wszystko wiedzą. Ja wciąż nie wiem.
CZYTAJ TAKŻE: Skrzydło samolotu? Brzoza? Dźwięki w kokpicie? Macierewicz odpowiada: „To rzeczywiście było pytanie TVN-owskie”
5. TO NIE KONIEC
Im bardziej zagłębiam się w lekturę raportu podkomisji, tym bardziej rozumiem słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że nareszcie ma pełen obraz tego, co stało się 12 lat temu w Smoleńsku. Prezes PiS mówił to na podstawie raportu, ale i akt prokuratorskich, do których ma dostęp jak pokrzywdzony. Kaczyński wie jednak, (dobrze, żeby to wybrzmiało równie głośno), że taka wiedza może daje nam satysfakcję, ale procesowo może okazać się bezużyteczna. Czym innym jest mieć przeświadczenie, albo nawet pewność, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a czym innym jest udowodnienie tego przed sądem. A jeszcze inną rzeczą jest przypisanie za to komuś winy. W tym sensie raport końcowy prac podkomisji niczego nie kończy. Ale i nie takie było jego zadanie, to mają zrobić prokuratorzy, którzy swoje prace prowadzą i prowadzić będą, w mojej ocenie, jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy.
CZYTAJ TAKŻE: Co dalej po raporcie? „Możliwe złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”. Są też zalecenia dla służb!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/594012-raport-rzeczywiscie-dobrze-opowiada-o-przebiegu-tragedii