Morze mordów, gwałtów, zniszczenia, terroru, łamania wszelkich praw międzynarodowych i ludzkich, których dokonują rosyjscy żołdacy na Ukrainie, jest oczywistym kontekstem tegorocznej rocznicy tragedii smoleńskiej. Nie tylko dla nas, Polaków, ale także dla prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który celnie powiedział w wystąpieniu do polskiego parlamentu, że wszyscy wiedzieli, co się stało 10 kwietnia, ale milczeli. I także dla byłego wicepremiera Rosji Dmitrija Rogozina, który w próbie odwetu za polskie zaangażowanie w obronie sąsiada, przywołał Smoleńsk jako groźbę.
Marek Pyza i Marcin Wikło precyzyjnie wykazali niedawno na łamach tygodnika „Sieci” jak Smoleńsk wpisuje się w ciąg rosyjskich zbrodni, w putinowską metodę prób niszczenia wszelkiego oporu.
Dziś warto na to spojrzeć jeszcze szerzej. Dziś wiemy dokładnie, za co oddali życie śp. Lech Kaczyński i jego współpracownicy. Jak zatem dzisiaj, na tle rosyjskiego barbarzyństwa na Ukrainie, musimy czytać smoleńską tragedię?
Najważniejsze jest dostrzeżenie celu do którego dążą na Ukrainie Rosjanie i tego, który osiągnęli po Smoleńsku w Polsce. Idzie o zasadniczą, jednoznaczną zmianę polityki atakowanego państwa. Ukraina ma się podporządkować politycznie, kulturowo i energetycznie - stąd dążenie do zmiany władzy w Kijowie jako cel pierwszorzędny, dziś, dzięki oporowi Ukraińców, na razie nieaktualny. W Polsce po Smoleńsku ten cel Rosja osiągnęła. Proporcjonalnie był on ustawiony niżej, bo byliśmy już w UE i NATO, ale skierowany był w tym samym kierunku. Przejąwszy wtedy już pełnię władzy politycy Platformy i PSL, z Tuskiem i Komorowskim na czele, dali Moskwie wszystko, czego chciała. Kontrakt gazowy tak hojny i tak długi, że nawet Komisja Europejska uznała go za nie do zaakceptowania. Zahamowanie budowy infrastruktury energetycznego bezpieczeństwa, plany „mostu energetycznego” z Kaliningradem, działania na rzecz sprzedaży w ręce rosyjskie części przemysłu rafineryjnego, z Lotosem i Możejkami włącznie.
Dobrze tę zmianę pokazał film Marcina Tulickiego „Nasz człowiek w Warszawie”.
Miałem możliwość wziąć udział w dyskusji po emisji filmu w TVP.
W każdym momencie, w każdym polskim wyborze po roku 2017 a po 2010 już bez oporu - Tusk i Komorowski stawiali na Rosję. W tym sensie są współodpowiedzialni za dojście zbrodniarza do potęgi.
Co ważne dla Rosjan, Tusk z ekipą zafundowali Polakom nie tylko polityczną prorosyjską zmianę, ale także potworne upokorzenie i zgodę na kłamstwo. To też zawsze cel Rosji, to zawiera się w propozycji „ruskiego miru”: trzeba udawać, że nie widzi się kłamstwa, zbrodni, manipulacji. Trzeba niewolę nazywać wyzwoleniem, a zamordyzm przyjaźnią. Trzeba sławić oprawców własnego narodu, zdrajcom stawiać pomniki. Trzeba udawać, że wierzy się komisjom Burdenki, Anodiny, Laska.
Kłamstwo smoleńskie było odpowiednikiem kłamstwa katyńskiego.
Wielu ludzi niestety na to poszło. Zainwestowali w to tyle, że dzisiaj nie są w stanie wycofać się, robią wszystko by akurat zbrodnię smoleńską wyłączyć z serii zbrodni Putina.
Rosyjski imperializm pokazuje dzisiaj, że nie akceptuje żadnego samoograniczenia. Także w języku, którym się posługuje. Opublikowany niedawno przez oficjalną państwową agencję RIA Novosti manifest dotyczący Ukrainy pokazał, że Rosja przypisuje sobie prawo zamordowania i zniszczenia wszystkich, którzy jej się przeciwstawiają lub choćby mogą przeciwstawić. Jak za Sowieta nazywa się to „denazyfikacją”. Akowcy też byli na tej liście. Śp. prezydent Lech Kaczyński i jego współpracownicy bohaterską akcją w Gruzji w roku 2008 bez wątpienia wpisali się na listę celów zbrodniczego reżimu.
Zginęli za wolność i niepodległość Polski, Gruzji, Ukrainy, państw bałtyckich, Rumunii, Czech, Słowacji, Węgier i innych państw. Nawet jeśli te wtedy tego nie rozumiały. Nawet jeśli wielu Polaków tego nie pojmowało. Dziś zrozumienie znaczenia 10 kwietnia 2010 roku jest powszechne. Czeczenia, Gruzja, Smoleńsk, Krym, Donbas, Kijów, Bucza - to jeden ciąg zbrodni, uzupełniany otruciami, mordami, prowokacjami.
Czy byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc ze strony pani Merkel w Berlinie i pana Tuska w Warszawie? Nie wiem. Ale byłoby znacznie trudniejsze.
Jest jednak i prawdą, że gdyby nie opór, determinacja i ofiara śp. prezydenta Kaczyńskiego, jego współpracowników, gdyby nie walka Jarosława Kaczyńskiego, Moskwa i Berlin spętałyby Polskę (za Tuska i Komorowskiego, z pomocą Tuska i Komorowskiego) szybciej i mocniej. Być może już nieodwracalnie. Zlikwidowaliby polską armię do końca, przegonili wspólnie z Niemcami Amerykanów, zwinęli państwo, wyprzedali resztę majątku, oddaliby suwerenność niemiecko-brukselskiej biurokracji.
W tym sensie to, że u nas Rosjanie nie gwałcą, nie mordują, nie bombardują, że ta wojna - toczona także za nas - dzieje się nie na polskiej ziemi, zawdzięczamy temu bohaterowi i jego współpracownikom.
Oddali życie za Polskę i Europę. Oddali nie na darmo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/593813-za-co-oddali-zycie-sp-lech-kaczynski-i-jego-wspolpracownicy