„Badanie przeprowadzone przez dr. Wójcika jest najpoważniejszą z przeprowadzonych dotychczas prób zweryfikowania tezy o wybuchu na pokładzie Tu-154M” - piszą w przesłanej portalowi wPolityce.pl analizie byli członkowie Podkomisji badającej katastrofę smoleńską Marek Dąbrowski, Wiesław Chrzanowski i Kazimierz Grono. Eksperci podnoszą jednocześnie wątpliwości, jakie nasuwają się po publikacji wyników badań dr. Wójcika w prestiżowym amerykańskim periodyku naukowym, a także wskazują, jakie dalsze prace powinny zostać przeprowadzone w celu pełnego wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia 2010 r.
Publikujemy pełną treść analizy b. członków Podkomisji.
Badanie
Doktor chemii Jacek Wójcik otrzymał od członka Rodzin Smoleńskich próbkę tkaniny, należącej do jednej z ofiar katastrofy. Jej ciało zostało odnalezione w strefie ognia naziemnego na wrakowisku. W tym fragmencie materiału znajdowała się kropla stopu metalowego o temperaturze topnienia 385 stopni Celsjusza.
Tkanina ta jest unikalnym dowodem, ponieważ została przywieziona z Rosji jeszcze w 2010 roku przez osobę, która otrzymała ją cztery dni po katastrofie w Moskwie od polskiego prokuratora. Dlatego należy wykluczyć możliwość ewentualnej, celowej ingerencji Rosjan w ten materiał, na przykład w celu przekierowania wniosków z jego badania na fałszywe tory. Innymi słowy, nie ma możliwości, aby była myta tak jak wrak tupolewa, lub aby coś do niej dodano.
Tkanina była przechowywana w Polsce bez dostępu światła. Do testów chemik użył tej części materiału, która nie nosiła śladów wysokiej temperatury.
Przeprowadził on serię eksperymentów, polegającą na doprowadzeniu do wybuchów dwóch związków chemicznych: tlenku etylenu oraz glikolu etylenowego w celu porównania ich produktów powybuchowych z próbką, pobraną z tkaniny z Moskwy.
Tlenek etylenu nie powinien występować w samolocie. Jest to związek toksyczny, rakotwórczy, łatwopalny i wybuchowy. Natomiast glikol etylenowy, do którego produkcji używa się tlenku etylenu, został użyty przez badacza w celach porównawczych w związku z tym, iż mógł on występować w instalacjach maszyny.
Wójcik wywołał eksplozje kolejnych próbek obu substancji za pomocą zapalnika elektrycznego oraz z użyciem materiału wybuchowego - pentrytu (PETN). Następnie pobrał próbki zarówno z tkaniny, przywiezionej z Moskwy, jak i z sadz, które powstały w wyniku spowodowanych przez niego wybuchów. Przebadał je za pomocą spektrometrii masowej (MS), znajdując charakterystyczne produkty reakcji chemicznych, tzw. polimery.
Raport z jego pracy został opublikowany w portalu Journal of Forensic Sciences i dostępny jest pod adresem: https://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/1556-4029.14943
Chemik tak streścił swoje wnioski: „Widmo MS próbki po katastrofie ujawnia szereg polimerów, które występują również w sadzy uzyskanej w wybuchach tlenku etylenu zainicjowanych przez PETN. Można wnioskować, że kawałek tkaniny został poddany wybuchowi tlenku etylenu zainicjowanej wybuchem materiału energetycznego, prawdopodobnie PETN. Podobne eksperymenty z glikolem etylenowym (EG) wykazały, że polimery zidentyfikowane w badanej próbce powypadkowej nie mogły pochodzić z eksplodującego EG”.
Konsekwencje
Wydaje się, iż badanie przeprowadzone przez Wójcika jest najpoważniejszą z przeprowadzonych dotychczas prób zweryfikowania tezy o wybuchu na pokładzie Tu-154M. Dodatkowego znaczenia dodaje mu fakt, iż zostało wykonane przez niezależnego specjalistę, a nie przez przeznaczone do tego instytucje państwowe.
Po pierwsze jest ważne dlatego, że, jak już wspomniano, zostało przeprowadzone na próbce, co do której nie można mieć wątpliwości, iż nie ingerowali w nią Rosjanie.
Po drugie, publikacja wyników badań przez prestiżowe czasopismo branżowe oznacza, że praca przeszła niezależną recenzję i jest poprawna pod względem metodologicznym. Należy tu podkreślić słowo „niezależną” – co znaczy, że oceniały ją osoby, które nie są osobiście zaangażowane w Polsce w sprawę Smoleńska po żadnej ze stron sporu.
Po trzecie, doktor nie poszukiwał w próbce śladów materiału wybuchowego jak jego poprzednicy, lecz produktów eksplozji.
Można zatem stwierdzić, iż konkluzje chemika powinny dla całej sprawy rodzić o wiele poważniejsze konsekwencje, niż co najmniej wątpliwe co do metodologii wyniki analiz chemicznych CLKP z 2013 roku czy Podkomisji z 2018 roku.
Wójcik bardzo ostrożnie formułuje swoje wnioski, ale z jego dotychczas przeprowadzonych badań wynika, iż w kabinie pasażerskiej Tu-154M miał miejsce wybuch przestrzenny tlenku etylenu, zainicjowany eksplozją materiału wysokoenergetycznego (najprawdopodobniej pentrytu).
Należy tu przypomnieć, iż ślady samego pentrytu stwierdzono także w czasie prowadzonych wcześniej dla prokuratury badań próbek, pobranych z części wewnętrznych elementów samolotu. Ten fakt sygnalizowali jeszcze w 2014 roku w opinii prywatnej dla pełnomocnika części Rodzin Smoleńskich, mecenasa Pszczółkowskiego, profesorowe chemii: śp. Krystyna Kamieńska – Trela oraz Sławomir Szymański.
Opisanie przez Wójcika substancji charakterystycznych dla wybuchowego rozpadu tlenku etylenu pobudzonego detonacją pentrytu wskazuje, iż w Smoleńsku prawdopodobnie miał miejsce akt terroru.
Wątpliwości
Nie sposób dyskutować z wnioskami, do jakich doszedł Jacek Wójcik, natomiast należy zauważyć, że wyniki jego badań stwarzają więcej pytań, niż odpowiedzi co do przebiegu wydarzeń w Smoleńsku.
Po pierwsze, do czasu wykonania analiz porównawczych nie można stwierdzić, czy podobne polimery, charakterystyczne dla wybuchu tlenku etylenu, występowały także w innych wewnętrznych częściach samolotu oraz na ciałach i ubraniach pasażerów. Dotyczy to szczególnie salonki numer trzy, której pasażerowie odnieśli najdramatyczniejsze, choć jednocześnie najbardziej zróżnicowane uszkodzenia ciał w całym samolocie (rozczłonkowanie od dziewiętnastu fragmentów ciała na osobę aż do jego braku). Trudno wyobrazić sobie, aby wybuch przestrzenny był najbardziej naturalnym wytłumaczeniem takich dysproporcji. Ten wątek niewątpliwie wymaga rozpoczęcia szczegółowych analiz.
Po drugie, w wyniku przeprowadzonych przez Podkomisję eksperymentów pirotechnicznych jej biegły patolog stwierdził, iż w przypadku wybuchu termobarycznego na ciałach ofiar wystąpiłyby charakterystyczne uszkodzenia, których jednak – według naszej wiedzy – nie potwierdzono przy analizie rosyjskich dokumentów medycznych, fotografii ciał ofiar wykonanych na wrakowisku i w prosektorium, jak i w czasie sekcji powtórnych.
Jednocześnie ten sam patolog stwierdził, iż w przypadku wybuchu par paliwa ofiary odniosłyby obrażenia typowo „wypadkowe”, czyli charakterystyczne dla katastrofy lotniczej.
Wreszcie poparzenia na tych ciałach, które znaleziono poza strefami pożarów na wrakowisku, występują w przynajmniej częściowo przypadkowych miejscach, także przykrytych odzieżą, stąd ich charakter sugeruje bardziej działanie gorącego płynu, niż gazu.
Stan ciał ofiar wskazuje raczej na wybuch par paliwa.
Po trzecie, znany nam z dokumentacji fotograficznej stan paneli podłogowych z kadłuba tupolewa nie wskazuje na ich uszkodzenie wskutek rozchodzącej się w dużej objętości kadłuba fali ciśnienia od wybuchu przestrzennego. Należy jednak zaznaczyć, że uwaga ta dotyczy jedynie tych elementów podłogi, które sfotografowano.
Po czwarte, jeśli nawet przyjąć za już udowodnione, że w kadłubie samolotu miał miejsce sztucznie spowodowany wybuch przestrzenny, to w dalszym ciągu nie wiadomo, dlaczego w ciałach ofiar stwierdzono obecność karboksyhemoglobiny, co wskazuje, iż przebywały one przynajmniej przez kilka sekund w atmosferze, w której znalazł się tlenek węgla (chociaż także jego absolutnie nie powinno być w kabinie samolotu).
Po piąte, badania chemiczne niezależnego chemika również nie dają (bo dać nie mogą) odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo próby odejścia na drugie zajście samolot utracił kilkadziesiąt metrów wysokości więcej niż powinien, w efekcie kosząc drzewa na odcinku od około tysiąca stu do ponad pięciuset metrów przed drogą startową lotniska Smoleńsk – Północny.
Szczególnie te dwie ostatnie kwestie nie zostały jeszcze ostatecznie wyjaśnione, a znalezienie na nie odpowiedzi może dopełnić się z wnioskami badacza, wskazując na przykład na sabotaż, dokonany na układzie sterowania tupolewa, którego dopełnieniem byłaby eksplozja pentrytu i tlenku etylenu.
Jak powszechnie wiadomo, Podkomisja Ministerstwa Obrony Narodowej przegłosowała swój raport dziesiątego sierpnia, a więc przed ponad trzema miesiącami. Praca Jacka Wójcika została natomiast opublikowana w listopadzie.
Dwudziestego szóstego listopada przewodniczący Podkomisji w TV Republika stwierdził, iż artykuł chemika „jest przywołany w raporcie”.
Nie miejsce tu na rozważania, jak formalnie przeprowadzono to „przywołanie” w gotowym od trzech miesięcy dokumencie końcowym.
O wiele ważniejsze jest bowiem, iż konkluzje Wójcika nie są tożsame ze sformułowanym przez Podkomisję wnioskiem co do natury wybuchu w kadłubie tupolewa. Jednak o tym jej przewodniczący nie powiedział.
Także udzielona w tym samym programie telewizyjnym informacja, jakoby chemik znalazł w badanej przez siebie próbce „ślady pentrytu”, jak wskazano powyżej w cytacie z jego pracy, jest już osobistą nadinterpretacją przewodniczącego Podkomisji. Tego typu przekłamania każą wyjątkowo ostrożnie patrzeć na inne jego przekazy w tej sprawie. Szczególnie dotyczy to twierdzeń o wspieraniu wybranych narracji Podkomisji przez autorów badań niezależnych.
W materiałach raportowych Podkomisji stwierdzono, iż epicentrum wybuchu był keson balastowego zbiornika paliwa, wskazując przy tym (błędnie) że zbiornik ten znajdował się pod salonikiem numer trzy (ta podana przez Podkomisję informacja jest nieprawdziwa, ponieważ zbiornik balastowy znajduje się za, a nie pod salonką numer trzy). Przeprowadzono nawet rekonstrukcję tej strefy płatowca, na której wskazano przebicie zewnętrznego poszycia maszyny (w części zlokalizowanej od spodu centropłata). Jednak zbiornik balastowy był prawie w całości wypełniony paliwem, które wskutek odwrócenia się samolotu powinno dynamicznie naciskać na ścianę zbiornika przede wszystkim od strony kabiny pasażerskiej. Stawia to pod znakiem zapytania sensowność potraktowania występującej w takich warunkach i w tym konkretnym miejscu eksplozji jako przestrzennej. Natomiast błąd Podkomisji w umieszczeniu samego zbiornika względem salonki numer trzy oznacza brak ścisłej korelacji obrażeń najbardziej uszkodzonych ciał ofiar z postulowanym epicentrum wybuchu, i może rodzić kolejne pytania o jakość wykonanych przez nią prac.
Co dalej?
Ofiara, na której odzieży chemik stwierdził obecność charakterystycznych polimerów, przed katastrofą zajmowała miejsce w jednym z ostatnich rzędów kabiny pasażerskiej, tuż przed przedziałem silnikowym. Fakt stwierdzenia produktów wybuchu przestrzennego w tym miejscu oznacza, że powinny one występować także na odzieży i ciałach innych ofiar, jak również na dużej części elementów kabiny pasażerskiej tupolewa. Wynika to z samego charakteru takiej detonacji, występującej w dużej objętości, a nie jedynie punktowo, jak byłoby w przypadku eksplozji samego materiału wybuchowego.
Dotąd nikt oprócz Wójcika nie analizował dostępnych stronie polskiej próbek pod kątem sztucznie inicjowanego wybuchu tlenku etylenu.
Należałoby zatem oczekiwać otwarcia zupełnie nowego wątku badań chemicznych na okoliczność stwierdzenia polimerów tlenku etylenu w tych próbkach, jak również niezależnego potwierdzenia źródła ich pochodzenia.
Podobnie, wskazane jest przeprowadzenie eksperymentów pirotechnicznych wraz z częścią medyczną. Należałoby w nich określić oddziaływanie takiego wybuchu na specjalistyczne modele oraz na żel balistyczny i porównać otrzymane dane z informacjami o obrażeniach ofiar.
Jest to niewątpliwie zadanie dla Prokuratury Krajowej, która jako jedyna dysponuje różnorodnymi próbkami, pobranymi w trybie procesowym, a także zespołem zagranicznych biegłych, którzy nie dali powodów do wątpienia w swój bezstronność.
Niestety, niezachowanie odpowiednich standardów w dotąd przeprowadzonych badaniach chemicznych Podkomisji, chociażby tych, o których pisaliśmy tutaj, powoduje, iż, gdyby to ona przeprowadziła takie analizy, ich wyniki byłyby od razu kwestionowane.
Duże nadzieje wiążemy z zainteresowaniem tą tematyką Rodzin Smoleńskich jako stron postępowania, gdyż mogą one wnioskować o przeprowadzenie odpowiednich badań.
Być może, po rozszerzeniu i uszczegółowieniu już przeprowadzonych analiz stanie się możliwe połączenie w jedną całość znanych od dawna, pojedynczych poszlak, wskazujących na wyjątkowość katastrofy w Smoleńsku.
Mgr inż. Marek Dąbrowski, członek ISASI (International Society of Air Safety Investigators)
Kmdr rez. nawigator dr Wiesław Chrzanowski
Kmdr rez. nawigator pilot Kazimierz Grono
28.11.2021 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/575907-o-wartosci-niezaleznego-badania-w-sprawie-1004