Niewiele jest w życiu rzeczy nieuniknionych. Mówią, że zalicza się do nich podatki. Ale chyba jeszcze bardziej pewne jest, że jeśli gdziekolwiek pojawi się jakakolwiek krytyka Antoniego Macierewicza, serwis niezalezna.pl natychmiast pospieszy z pomocą, nie wahając się przy tym porządnych ludzi mieszać z błotem.
Na portalu wPolityce.pl opublikowaliśmy dziś zdanie odrębne, jakie do raportu końcowego podkomisji wyjaśniającej katastrofę smoleńską, złożyli jej wieloletni członkowie: Prof. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska, kmdr Wiesław Chrzanowski, kmdr Kazimierz Grono oraz Marek Dąbrowski. Przez długi czas pracowali oni w Zespole Lotniczo-Nawigacyjnym (ZLN).
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS. Zdanie odrębne do raportu podkomisji ws. 10/04. Przeczytaj dokumenty!
Natychmiast zareagował wspomniany serwis publikując artykuł z takim wstępem:
Portal wpolityce.pl opublikował dziś dokumenty, które opisuje jako „zdanie odrębne” członków podkomisji smoleńskiej do ostatecznego raportu w sprawie tragedii 10 kwietnia 2010 r. Ten jeden wielki atak na końcowe ustalenia podkomisji - sugerujący, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był… niesprawny układ sterowania - został jednak przygotowany przez ludzi, którzy członkami komisji przestali być na początku 2021 r. - Rozważamy złożenie wniosku do prokuratury, to podszywanie się pod funkcjonariuszy publicznych - mówi portalowi Niezalezna.pl Antoni Macierewicz.
I za chwilę powtarzając:
Dziennikarze tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl od wielu miesięcy atakują Antoniego Macierewicza i podkomisję smoleńską.
Paranoidalny syndrom oblężonej twierdzy, jaki zaszczepiony został tej redakcji przez jej guru, nie tylko odbiera jasność spojrzenia i uniemożliwia ocenę faktów, ale też coraz bardziej oddala to środowisko od fundamentów dziennikarstwa, tak ważnych zwłaszcza w sprawie tragedii smoleńskiej.
Na czym polega nasz rzekomy „atak”? Na tym, że chłodno, bez jakichkolwiek komentarzy opublikowaliśmy ustalenia Zespołu Nawigacyjno-Lotniczego, który przez kilka lat ciężko pracował w ramach podkomisji. To Antoni Macierewicz zwrócił się o pomoc do tych ludzi (jeszcze w czasach opozycyjnych, gdy kierował pracami zespołu parlamentarnego), a gdy został ministrem obrony narodowej powołał ich w skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz podkomisji zajmującej się katastrofą smoleńską.
Gdy w 2018 r. odmówili (choć nie tylko oni) podpisania tzw. raportu technicznego (nie zgadzali się na formułowanie daleko idących hipotez bez wystarczającego materiału dowodowego, nie chcieli się ośmieszać przyjmując nic nieznaczące dokumenty, wbrew zasadom badania katastrof), stali się dla Antoniego Macierewicza dalece niewygodni. Próbował usunąć ich z obu komisji. Jednak wtedy nie był już szefem MON i nie do niego należała ostateczna decyzja w tej sprawie. Grupa pozostała więc formalnie w podkomisji, choć nie zostały im wydane legitymacje, dostali zakaz wstępu do siedziby ciała kierowanego przez Macierewicza i odcięci od materiałów podkomisji. Mimo trudnych warunków pracowali dalej, we własnym gronie, skupiając się na zagadnieniach z obszaru lotniczo-nawigacyjnego.
Wreszcie w kwietniu 2021 r. Macierewicz dopiął swego, usunął dwóch z nich, zaś kmdr Grono w geście solidarności zrezygnował sam.
Cel tej operacji był jeden – pozbyć się ludzi, którzy zaprotestują przeciw publikowaniu raportu nietrzymającego międzynarodowych standardów badania katastrof lotniczych. Bliźniaczy los spotkał też Glenna Jorgensena.
Brutalna prawda jest taka, że we współpracy z apodyktycznym przewodniczącym możliwości są dwie: zgadzać się z nim w 100 proc., bądź postawić się (w jakiejkolwiek sprawie) i tym samym narazić się na kampanię dyskredytacji.
Zdań odrębnych miało nie być. Dlatego przyjęcie raportu 10 sierpnia odbyło się w ścisłej tajemnicy. I zapewne dlatego o tak ważnym posiedzeniu nie została poinformowana prof. Gruszczyńska-Ziółkowska, choć akurat ona wciąż wchodziła w skład podkomisji. Czyżby przewodniczącemu chodziło o to, by w ciągu dwóch dni od przyjęcia raportu nikt nie złożył skutecznie zdania odrębnego? Przepisy powołujące podkomisję stanowią, że właśnie tak krótki jest czas na jego składanie.
Członkowie ZLN złożyli więc podsumowanie swojej pracy do Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu oraz do centrali MON 31 sierpnia, ostatniego dnia ich członkostwa w KBWLLP. Po pierwsze po to, by ich praca nie poszła na marne. Po drugie, by również opinia publiczna, ale też najważniejsze osoby w państwie miały świadomość wad, jakimi może być obarczony raport końcowy. Nawet jeśli ich zdanie odrębne nie będzie mogło być formalnie tak traktowane, wiedza w nim zawarta oraz kulisy dochodzenia do ustaleń podkomisji pozostają bezcenne.
Co spotyka ich dziś? Np. takie komentarze ze strony Antoniego Macierewicza:
To, co teraz robią ci ludzie, to nie tylko wprowadzanie opinii publicznej w błąd, ale i podszywanie się pod członków podkomisji, a więc pod funkcjonariuszy publicznych. W związku z tym poważnie rozważamy złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. (…) Co więcej, wstępując do podkomisji, ludzie ci zobowiązali się do zachowania w tajemnicy informacji dotyczących prac zespołu. Teraz złamali tajemnicę, to przestępstwo.
Zarzut „podszywania się pod funkcjonariuszy publicznych” jest kuriozalny. A obelga, iż to przestępcy – haniebna.
Powtórzę: mowa m.in. o dwóch doświadczonych oficerach lotnictwa, z których pracy LATAMI Macierewicz korzystał.
Nie zamierzam przesądzać, czy ustalenia poczynione przez ZLN są prawidłowe (więcej – oni sami podkreślają, że koniecznych do wykonania jest jeszcze wiele badań, które przewodniczący blokował). Nie wiem też, jaką treść będzie miał raport końcowy podkomisji. Ba, nie wiem nawet, kiedy może zostać upubliczniony.
Wiem jednak, że moim obowiązkiem jest informowanie opinii publicznej o efektach pracy specjalistów zajmujących się wyjaśnianiem naszej narodowej tragedii, nawet jeśli któremuś politykowi ich ustalenia burzą jakąś narrację. Wiem, że nie wolno ukrywać faktów niewygodnych dla „jedynie słusznej opowieści” o tym straszliwym dramacie, który spadł na nas 10 kwietnia 2010 r.
Liczę się z tym, że ponownie – publicznie bądź w prywatnych rozmowach – będę z tego powodu opluwany oskarżeniami o rzekome działanie na rzecz Rosji. Nic na to nie poradzę, mogę tylko skonstatować, że nie najlepiej świadczą one o ich autorze.
Za swoją pracę odpowiadam przed moimi przełożonymi w redakcji oraz Czytelnikami. Ukrywanie tak ważnego stanowiska Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego byłoby złamaniem zawodowego elementarza. Być może pracujący w innych redakcjach nie mają z tym problemu. Ale niech więcej nie głoszą, że są jedynymi sprawiedliwymi w walce o prawdę ws. Smoleńska. Jest dokładnie odwrotnie – w imię źle pojmowanej lojalności są oni w stanie tę prawdę przehandlować za miraż politycznych wpływów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/566165-apodyktycznosc-czyli-skad-chaos-wokol-raportu-podkomisji