Timothy Garton Ash w macierzystym „The Guardian” (przedruk w „Gazecie Wyborczej”) opublikował coś bardzo typowego dla siebie, ale też wręcz wzorcowego, gdy chodzi o nastawienie lewicowo-liberalnych elit Zachodu do obecnej Polski.
Jest paradoksem, a może wcale nie, że ktoś, kto dużo pisał o zamordyzmie w bloku komunistycznym (szczególnie w nieboszczce NRD), o takich państwach jak Polska i Węgry mówi obecnie w tym samym stylu, w jakim komunistyczne gazety pisały o „zgniłym” Zachodzie.
Współczesna europejska lewica, w tym jej czołowi intelektualiści, niedaleko odeszła od komuny nawet gdy niektórzy ją zwalczali. Jej obsesją są misja wyzwalania (emancypacji) uciskanych oraz zaprowadzania sprawiedliwości społecznej. Jak napisał Roger Scrutton w książce „Głupcy, oszuści, podżegacze”, „w miejsce rozpływających się w pustce wyzwolonych wciąż pojawiają się nowi uciskani”. Misja wyzwoleńcza nigdy się zatem nie kończy. Nic zatem dziwnego, że Polaków chce wyzwalać Timothy Garton Ash. A robi to w stylu (też niezwykle typowym dla liberalno-lewicowych elit Zachodu), o którym Francoise Thom w książce „Drewniany język” napisał, że to „obrona ideologii przed nikczemnymi atakami rzeczywistości”.
Rzeczywistość jest nikczemna, gdyż zaprzecza fundamentalnemu prawu dziejów, jakim jest wyzwalanie spod ucisku oraz zaprowadzanie sprawiedliwości społecznej. Ale lewicowi intelektualiści nie wymiękają. Tak jak Timothy Garton Ash, który sam siebie określa mianem „liberalnego internacjonalisty”. Po studiach w Oksfordzie, ale też w Wolnym Uniwersytecie w Berlinie oraz Uniwersytecie Humboldta jest obecnie profesorem studiów europejskich Uniwersytetu w Oksfordzie. W 2005 r. „Time” uznał go za jednego ze stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Pisuje w lewicowym „Guardianie” (wcześniej w „The Spectator” i „The Independent”.
Garton Ash był wielkim obrońcą (przed siepaczem Viktorem Orbanem) Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego George’a Sorosa. A na punkcie Jarosława Kaczyńskiego, obsadzonego w roli konserwatysty i religijnego fanatyka, ma po prostu obsesję. Mówi po polsku (ma urodzoną w Polsce żonę) i zajmuje się Polską, a nawet można odnieść wrażenie, że ma przymus zajmowania się Polską i wyzwalania jej z pisowskiej niewoli. Tekst, o którym mowa to wprawdzie felieton, ale czegoś tak oderwanego od realiów (ach te „nikczemne ataki rzeczywistości”), tak stronniczego i w efekcie zakłamanego, trudno oczekiwać od profesora, który powinien być bezstronnym badaczem. Niestety, gdy się jest „liberalnym internacjonalistą”, ma się tak rozciągnięte klapy na oczach, że wręcz przeszkadzają one w stawianiu kroków.
Prof. Timothy Garton Ash z Oksfordu (kolegą Nikodema Dyzmy nie był chyba tylko dlatego, że za młody) niczym się nie różni od przeciętnej lewicowej ludożerki na Zachodzie, gdy zaczyna wyzwalać Polaków. I tak jak owa ludożerka dostrzega, że „nad jedną z najsłabszych demokracji Unii Europejskiej, Polskę, nadciąga noc”. Jasne, że noc, skoro nie ma w Polsce uwielbienia dla „liberalnego internacjonalizmu”, bo się za bardzo kojarzy z komuną. Nocy forpocztą ma być „zamiana mediów publicznych w tubę propagandową rządzącej partii i dławienie niezależnych mediów prywatnych”. Wszyscy przecież wiedzą, że w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech media publiczne walą w rządzących jak w bęben i to 24 h/7/365. Takie bajki prof. Timothy Garton Ash z Oksfordu mógłby opowiadać, gdyby była żelazna kurtyna, ale obecnie „wszyscy wszystko wiedzą” (jak pospołu uznali Marek Belka i Ryszard Petru).
Straszne męki cierpi Garton Ash, gdy „światło prawdy nie pada już na błędy i nadużycia rządzących, bo zabrakło rzucającej je pochodni”. W ojczyźnie (ale czy internacjonalista ma ojczyznę?) profesora pochodnie płoną jasnym blaskiem, wskutek czego BBC nie robi nic innego, jak oświetlanie błędów i nadużyć rządzących. O niemieckich ZDF oraz ARD nie wspominając. Koronnym dowodem ma być to, że „w 2015 r. kraj ten zajął w indeksie World Press Freedom 18. miejsce, wyprzedzając Wielką Brytanię i Francję; w ubiegłym roku spadł na pozycję 62 (Węgry zajęły 89)”. Czyli jakaś paniusia (chłoptaś) pracująca nad Polską i pytająca o wolność mediów paniusie (chłoptasiów) z „Gazety Wyborczej”, „Polityki” bądź OKO. Press, zdegradowała Polskę (nie mogła inaczej pod wrażymi rządami), więc taka jest rzeczywistość. Wiem, jak to się odbywa, gdyż widziałem na miejscu, w Waszyngtonie, gdzie paniusie i chłoptasie te indeksy układają.
Wygasłe pochodnie to pestka, bo tylko nie oświetlają. Prawdziwy dramat to konstatacja, że „Polska znalazła się w grupie krajów najgorzej radzących sobie z pandemią: w rankingu agencji Bloomberga spadła na 50. miejsce wśród 53 największych gospodarek świata – gorzej radzą sobie tylko Brazylia, Czechy i Meksyk”. A na którym miejscu znalazła się Polska pod względem skali bojkotowania przez opozycję, a wręcz zachęcania do bojkotowania przez społeczeństwo ograniczeń, które by pandemię zdusiły? Na pierwszym, drugim? O tym fenomenie dyskretnie prof. Garton Ash nie napisał. Za to napisał, jak straszne są realia w Polsce. To skąd się biorą te jedne z najlepszych wskaźników gospodarczych w Europie w czasie pandemii? I napisał, co zobaczył w „oficjalnych kanałach”. Coś w kanałach zobaczył, tylko trudno powiedzieć, jakie one są.
Jak już „internacjonalista” prof. Garton Ash odwiedził kanały, to wyszło mu, że „obecna państwowa propaganda posuwa się dalej niż w ostatniej dekadzie komunistycznych rządów, ale jest sprytniejsza”. No, no, co za bezceremonialna obrona przed „nikczemnymi atakami rzeczywistości”. Wszak nie może tak być, że profesor historii, specjalista od Polski, żonaty z Polką, nie wie, iż ostatnia dekada komunistycznych rządów to stan wojenny i to, co po nim, ze wszystkimi zbrodniami, skrytobójstwami, prześladowaniami itd., tuszowanymi przez propagandę Urbana. To zapewne dlatego, że Urban jest teraz pochodnią prawdy.
Pochodnią prawdy, i to gigantyczną, co w ogóle ratuje Polaków w opresji, jest „niezależny kanał TVN 24”. Tam prawda jest podana na dłoni („cała prawda całą dobę”), gdyż TVN 24 nie jest wprawdzie „bezstronny jak BBC, ale oferuje poważne dziennikarstwo, prezentujące dwa punkty widzenia”. Podobnie jest w prywatnych stacjach radiowych (Tok FM?) i niezależnych gazetach („Wyborcza”?). Ale jak są one takie niezależne, to dlaczego „wspierają opozycję”? Za niezależność niezależne media płacą straszną cenę: „odbiera się [im] publiczne reklamy i prenumeraty. Nęka się je wszelkiego rodzaju regulacyjnymi szykanami”. Oczywiście reklamy i prenumeraty powinny być obowiązkowe: im bardziej zakłamany obraz Polski w tych niezależnych mediach, tym więcej reklam i prenumerat. A jeszcze ten straszny Orlen i przejęcie Polska Press.
Zamiast sutego finansowania „niezależnych”, jest straszna praktyka, gdy „najbardziej krytyczne tytuły bombardowane są procesami sądowymi. ‘Gazeta Wyborcza’ otrzymała ponad 60 pozwów”. Wiadomo, w Wielkiej Brytanii nikt się z gazetami nie procesuje, gdy łżą w żywe oczy i zniesławiają. W tym miejscu w narracji prof. Garton Asha pojawia się wątek iście farsowy. Oto bowiem „niezależność polskich sądów została naruszona w stopniu niepozwalającym liczyć na uczciwy proces”. Tyle że mamy kolejny „nikczemny atak rzeczywistości”, bo sądy jak leci uniewinniają w tych procesach. A gdy pozwanymi są rządzący, to oni przegrywają jak leci. Coś tu się zatem mocno nie zgadza. Ale to nieważne, gdyż prof. Garton Ash odkrywa „starą węgierską metodę – taktykę salami. Coraz łatwiej odcinać każdy kolejny kawałek”. Ale co odcinać? Ringiera Springera? Bauera?, Agorę?, TVN? „Politykę”? Nikt ich nie odcina.
Gdy już całkiem prof. Garton Ash odparł „nikczemne ataki rzeczywistości”, wezwał do akcji Stany Zjednoczone. Bo „Waszyngton powinien stanąć w obronie TVN, którego właścicielem jest amerykańska korporacja Discovery, ale także wysunąć niezależne media na pierwszą linię frontu obrony polskiej demokracji”. Ale co zagraża TVN? Albo Agorze? Poza wojnami wewnętrznymi, o których niedawno było głośno. Jak Ameryka, to i Niemcy, które powinny bronić wielkiej pochodni prawdy, czyli „jednej z najważniejszych polskich platform internetowych, Onetu, tabloidu ‘Fakt’ i tygodnika ‘Newsweek Polska’”. Reżim w Warszawie wprawdzie „próbuje straszyć Berlin, przypominając raz po raz o nazistowskiej przeszłości, ale nauka z tej przeszłości płynąca nie jest taka, że Niemcy winny być szczególnie powściągliwe – przeciwnie, właśnie z powodu swej koszmarnej przeszłości muszą jako pierwsze upominać się o wolność i prawa człowieka w Polsce”. Jasne, że muszą. Tak jak w 1939 r.
Niemcy mogą nie podołać tak, jak błyskotliwie zrobiły to w 1939 r., dlatego jednak „najważniejsza jest Unia Europejska”. Tylko UE musi skończyć z tym, że jest „żałośnie nieskuteczna, gdy trzeba bronić demokracji we własnych krajach członkowskich”. Czyli co? Unijny Wehrmacht powinien wejść do Polski (i Węgier)? Na razie trzeba zabrać Polsce kasę. Nie może być przecież tak, że „ogromne sumy, obwarowane minimalnymi warunkami, trafią wprost do rąk populistyczno-nacjonalistycznych rządów w Warszawie i Budapeszcie”. UE powinna zacząć od „dobitnego stwierdzenia, że reguły jednolitego rynku surowo zabraniają dyskryminacji zagranicznych właścicieli mediów”. A kto ich, za przeproszeniem, dyskryminuje? To nie zarabiają w Polsce ogromnych pieniędzy i nie mają wielkich politycznych wpływów? Znów ten „nikczemny atak rzeczywistości”.
Tak czy owak „UE powinna – zgodnie z sugestią opozycyjnych prezydentów Warszawy i Budapesztu – rozdzielić znaczną część nowych funduszy za pośrednictwem samorządów. Powinna też stworzyć duży unijny fundusz z przeznaczeniem na obronę wolności mediów w całej Europie”. Samorządy są wspaniałe, uczciwe, gospodarne i twórcze, bo rządzi tam opozycja. A niezależne media powinny mieć wielkie dopłaty z Brukseli, bo jak inaczej mogłyby skutecznie obalać rządy. Wprawdzie demokratyczne wybrane, ale głęboko niesłuszne. Czas nagli, gdyż faszyści i zamordyści się jednoczą. Przecież „kierownictwo PiS rozpoczęło rozmowy z premierem Węgier Viktorem Orbánem i byłym włoskim wicepremierem Matteo Salvinim o utworzeniu nowego, populistyczno-nacjonalistycznego ugrupowania w UE”. Czyli „tu chodzi już o demokrację nie w Polsce, tylko w całej Europie”. Internacjonaliści muszą Europy bronić. Za wszelką cenę.
Jeśli lewicowa elita elit, bo do niej zalicza się prof. Timothy Garton Ash, w dodatku Brytyjczyk, wypisuje brednie mężnie przeciwstawiające się „nikczemnemu atakowi rzeczywistości”, to nie ma nadziei. Europa zmierza do nowego zamordyzmu, gdzie znowu można będzie mieć tylko jedynie słuszne poglądy. A Polska czy Węgry muszą zostać wyzwolone, choćby nie został kamień na kamieniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/546608-czy-tego-chce-prof-timothy-garton-ash