A więc to już jedenaście lat? Dzieci, które wtedy miały po lat dziesięć, dziś są już ludźmi dorosłymi, studiują, zakładają rodziny, pracują, głosują. Ówcześni 30 latkowie powoli wchodzą w wiek średni. Dużo się zmieniło. Polska jest znacząco bogatsza, ale – według mnie niestety - mniej wierząca w Pana Boga. Ówcześni polityczni władcy Polski i świata siedzą już na emeryturach. Technologie też poszły naprzód - wtedy filmy kupowaliśmy głównie w formie DVD, teraz ogląda się je w różnych serwisach streamingowych. Tak, te jedenaście lat to prawdziwa epoka. Epidemia jeszcze ten dystans podkreśliła.
Straszna, czarna chmura
A jednak tragedia, która zdarzyła się w Smoleńsku – lub nad nim – 10 kwietnia 2010 roku wciąż jest jednym z centralnych tematów naszego życia publicznego i społecznego. Wielka czarna i straszna chmura pojawiła się wtedy na naszym niebie i do dzisiaj tam jest. Nawet w przeddzień rocznicy musiał się odezwać kolejny hejter? Dlaczego? Co powoduje, że wspomnienie tego dnia uaktywnia nienawistników, a dla porządnych ludzi wciąż jest żywą, bolesną raną – od Olsztyna po Koszalin, od Warszawy do Krakowa i w tysiącach innych miejscowości?
Zginęła narodowa elita
Ma na to wpływ ogrom tragedii. Polska elita narodowa i państwowa nie poniosła takiej straty od zakończenia II Wojny Światowej, a precyzyjnie, do zakończenia walki przez Żołnierzy Wyklętych. Poległ w Smoleńsku urzędujący prezydent Rzeczypospolitej, prawdziwy mąż stanu, śp. prezydent Lech Kaczyński z Małżonką, a wraz z nim poległy 94 inne osoby. Były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, postacie historyczne jak śp. Anna Walentynowicz, dowódcy rodzajów sił zbrojnych, wielu posłów, senatorów, ministrów, ludzi kultury, księży… Najwybitniejsi z wybitnych, kochający Ojczyznę, wierni jej słudzy. Był to zatem cios zarówno w całą wspólnotę narodową, jak i wiele poszczególnych środowisk.
Cień Katynia
Czujemy też do dziś bolesną symbolikę tej tragedii. Była to państwowa delegacja mająca oddać hołd ofiarom zbrodni katyńskiej – wymordowania przez Sowietów 70 lat wcześniej w Katyniu, Charkowie, Twerze, Kijowie, Mińsku 25 tysięcy polskich oficerów, jeńców wojennych, elity narodu. Znany dziennikarz amerykański, ale dobrze znający Polskę, mówił wtedy widzom w swoim kraju, że to tak, jak jakby delegacja z najważniejszymi osobami udająca się na obchody zamachów z 11 września 2001 roku zginęła nagle w niewyjaśniony sposób w okolicy tego miejsca. To ból zwielokrotniony. To poczucie bezradności.
Zdradzeni o świcie
Tym bardziej, że tragedia 10 kwietnia 2010 roku poprzedzona była całą serią wydarzeń, które pozwalają postawić poważne zarzuty części ówczesnych władz Polski o wspólną grę z władzami Rosji – przeciw ówczesnemu prezydentowi Rzeczypospolitej. O zdradę. Dlatego rozdzielono wizyty, a ówczesny premier RP Donald Tusk był w Smoleńsku z Władimirem Putinem trzy dni wcześniej. Dlatego potraktowano przylot delegacji z prezydentem na pokładzie jako coś mniej ważnego.
Nagonka
A jeszcze wcześniej śp. prezydent Lech Kaczyński i jego bliscy oraz współpracownicy byli na celowniku przemysłu pogardy – potężnej medialnej maszyny, która próbowała odebrać demokratycznie wybranej głowie państwa, politykowi uczciwemu, walczącemu o wolność jeszcze w okresie komunistycznym, człowieczeństwo i godność, dobre imię i nawet możliwość wyglądania na zdjęciach normalnie. To była nieustająca nagonka, o tyle gorsza niż te zdarzające się dzisiaj, że nierównowaga na ówczesnym rynku medialnym uniemożliwiała obronę. Dopiero po śmierci pary prezydenckiej wielu Polaków przecierało ze zdumienia oczy. Jak to? To są zdjęcia i nagrania na których widzimy ich uśmiechniętych, inteligentnych, sympatycznych? To zdziwienie – de facto zrozumienie iż byliśmy oszukiwani – tkwi mocno w sercach i głowach.
Smak upokorzenia
Mocno też przeżyliśmy widoczne od pierwszych godzin niepoważne podejście do katastrofy ówczesnych władz polskich. Dziś wiemy o tym więcej. Nieprzemyślany wybór podstawy prawnej dochodzenia, która oddała wszystko – włącznie z wrakiem samolotu – w ręce strony rosyjskiej. Niechlujne badania medyczne z finałem w postaci śmieci w trumnach, pomylonych ciał. Pozwolenie, by ludzie KGB zrobili kłamliwie z polskiego generała pijaka, a z polskich pilotów rzekomych szaleńców. Nawet pewien polityk z obozu postkomunistycznego w przypływie szczerości uznał, że potraktowano tę tragedię tak, jakby to było włamanie do garażu. Dlatego do dziś nie znamy prawdy o jej przyczynach. Dlatego do dziś czujemy smak upokorzenia.
Nawet pomników nie pozwalali postawić
Od razu po tragedii ruszył też nowy przemysł pogardy. Już kilka dni po niej wołano w wielkich stacjach radiowych, sam słyszałem, że dość tej żałoby, że oni są nią znudzeni. Pod Pałac Prezydencki ściągnięto tłuszczę, która stawiała krzyże z puszek po piwie Lech i urządzała ohydną dyskotekę. Utrudniano upamiętnianie ofiar i samego zdarzenia – w stolicy, mieście którego śp. Lech Kaczyński był prezydentem – do dziś nie ma ulicy jego imienia. A pomnik jest tylko dlatego, że państwo przejęło kawałek gruntu. Na szczęście wiele środowisk znalazło w sobie siłę żeby utrwalić i kontynuować myśl państwową śp. prezydenta Kaczyńskiego. By ufundować tablice pamiątkowe, pamiętać i się wspólnie modlić. Duża była tu rola polskiego kościoła, wielu odważnych i mądrych księży.
Tak to wyglądało. Dlatego jedenaście lat po 10 kwietnia 2010 roku wciąż ta tragedia jest tak boleśnie przeżywana, wciąż nie jest tylko wspomnieniem.
Dla patriotów jest i będzie zobowiązaniem, dla ludzi, którzy wtedy zawiedli, pozostanie momentem hańby. Mogą to próbować zakrzykiwać, mogą owijać w postępowe flagi, ale zachowali się i zachowują po barbarzyńsku.
Naszą odpowiedzią muszą być powaga, pamięć, modlitwa i kontynuacja ich dzieła. Jesteśmy z innej cywilizacji, polskiej, chrześcijańskiej, humanistycznej, zachodniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/546486-dlaczego-1004-wciaz-nas-tak-boli-uaktywnia-ich-nienawisc