Wielką porażką obozu rządzącego jest słabe tempo prowadzonych dochodzeń ws. katastrofy smoleńskiej. Jeszcze większym kłopotem jest znikoma komunikacja ws. śledztw i postępów prac podkomisji smoleńskiej. To wszystko plus - od czasu do czasu - stawiane zbyt daleko idące tezy nie poparte dowodami powoduje, że sprawę narodowej tragedii można łatwo obśmiać i zlekceważyć. Nawet wtedy, gdy pojawiają się bardzo ważne ustalenia. Tak dzieje się właśnie teraz.
„Trotyl na wraku tupolewa” - tak brzmiał tytuł artykułu Cezarego Gmyza w Rzeczpospolitej z 2012 roku. Wywołał wstrząs, ale ustalenia dziennikarza potwierdziły badania w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji z 2013 roku. Wtedy stało się jasne, że sprawa 10/04 staje się poważna nie tylko na płaszczyźnie emocji, ale także wkracza w zupełnie nową fazę śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Wojskową. Zaczęła się więc ciężka robota ówczesnej ekipy nad tym, by sprawę trotylu najpierw zagmatwać, a potem ośmieszyć. Wyniki badań CLKP skręcono - należy to podkreślać po stokroć, a ten fałsz śledczy w mundurach przyklepali. Trotyl był, ale… go nie było. Przeczyło to zdrowemu rozsądkowi i nauce, ale było bezpieczne. Można było nadal nic konkretnego nie postanawiać, nie musiało być mowy o żadnym przełomie w śledztwie. Polsko - rosyjska przyjaźń mógł się spokojnie rozwijać.
Dzisiaj dostajemy informację, potwierdzoną już w drugim zagranicznym laboratorium, że na częściach wraku tupolewa BYŁY TROTYL i RDX (heksogen). To nie są wymysły, to nie są hipotezy. To naukowe stwierdzenie faktu. Odpowiedź na pytanie: czy w badanych próbkach jest materiał wybuchowy. Tak, jest.
I na tym, na ten moment należy się zatrzymać. Nie dopuścić do szumu informacyjnego zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Są i tacy, którzy zniecierpliwieni nakazują natychmiast odpowiadać, czy w związku z tym, że mamy stwierdzone materiały wybuchowe - można mówić o wybuchu czy nawet zamachu? Chciałbym te pytania studzić. Odpowiedzi na nie nie ma. Jeszcze nie ma. Wiem, że od katastrofy minęło już 11 lat, ale przez to, co wydarzyło się tuż po niej, jak prowadzono to śledztwo, jesteśmy w zasadzie w tamtym momencie. Wiemy, że był trotyl. To mało i jednocześnie dużo, bo nie pozwoli już nikomu na podważenie faktu, który jakoś musi ukierunkować to śledztwo. Gdy zakończą się badania w zagranicznych laboratoriach, stanie się to, co powinno się stać w 2013 roku. Prokuratorzy wiedząc, że stwierdzono materiały wybuchowe zleca analizę, by się dowiedzieć, jak się tam znalazł i jaki to miało wpływ na przyczynę katastrofy. Taka musi być kolejność działań. Ciężka, żmudna praca. Ale konieczna. Spóźniona o wiele lat z przyczyn, o których pisze powyżej.
Przez te wszystkie lata zniecierpliwienie narastało. Być może tego efektem były pewne teorie wprowadzane do obiegu publicznego zbyt pochopnie. W emocjach, za to bez należytego poparcia w dowodach. Takich, jak choćby badania w laboratoriach. Niestety, to pozwala dzisiaj kierować dyskusję merytoryczną na manowce. Dlatego potrzebna jest precyzja. Jeżeli mówimy o materiale wybuchowym, którego obecność potwierdzono na elementach tupolewa, to niech dyskusja dotyczy TYLKO TEGO. Nie zgadzam się na mieszanie wątków, rytualne, jednym tchem wymienianie: „bomby termobarycznej”, „pękających parówek” czy „dobijania rannych”.
Proszę o to bardzo, by nie dać się wciągać w taki szum. Bo w nim ginie coś naprawdę ważnego, informacja o trotylu i heksogenie, pewna i potwierdzona. Na dziś to może niewiele, ale na przyszłość sporo, bo to nienaruszalny punkt wyjścia do dalszych prac.
ZOBACZ TAKŻE w TV wPOLSCE.pl NOWY ODCINEK PROGRAMU „MAM DO WAS PYTANIE, PANOWIE”:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/546057-co-oznacza-informacja-o-trotylu-na-wraku-tupolewa