Glenn Jorgensen, były członek podkomisji smoleńskiej, pisze, co jego zdaniem trzeba zrobić, by w 19 miesięcy sfinalizować prace nad badaniem przyczyn katastrofy i zamknąć je sporządzonym zgodnie z międzynarodowymi standardami raportem końcowym, który pozwoli Polsce dochodzić sprawiedliwości.
Każdy dzień działa na korzyść sprawców i na niekorzyść bezpieczeństwa Polski. Po pięciu latach badania Smoleńska przez Podkomisję ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego z 10 kwietnia 2010 r. mamy „dom” bez części fundamentów, z nie wszystkimi ścianami nośnymi, choć niektóre z tych, co zostały postawione, są bardzo solidne. Wiele ścian ma dziury, niektóre w ogóle nie powstały. Budowany był on w ekstremalnie długim czasie przez dużą grupę, w której tylko kilka osób wykonywało przydatne prace. Część tych prac jest nawet na najwyższym poziomie jakości. Co często jest jednak marnotrawione, bo głównodowodzący grupy budujących konsekwentnie bronił się przed stworzeniem projektu architektonicznego, a sam nie ma kompetencji. Są małe szanse, że w ramach takiej budowy „dom” zostanie ukończony lub „przyjęty” przez jakąkolwiek „inspekcję” z zewnątrz. I po kolejnych latach w tym układzie może w wielkim trudzie powstać następna ściana, ale nigdy ukończony dom, którego wszyscy bardzo potrzebujemy.
Niecałe 15 miesięcy po zestrzeleniu samolotu Boeing 777- 200ER przez rosyjski pocisk Buk Holandia z powodzeniem zakończyła cztery poważne dochodzenia zgodnie z międzynarodowymi standardami, dokumentując swoje ustalenia w kompletny, wiarygodny sposób w raportach końcowych, które mogą zapewnić podstawę respektowaną w działaniach prawnych na arenie międzynarodowej. Przyjrzyjmy się bliżej, jak tego dokonano, i porównajmy ze sprawą smoleńską.
K.E. Beumkes z Holenderskiej Rady Bezpieczeństwa wyjaśniał na konferencji Międzynarodowego Towarzystwa Badaczy Bezpieczeństwa Lotniczego (ISASI) w 2016 r.:
Ważnym celem śledztwa było dostarczenie społeczności międzynarodowej i bliskim ofiar dokładnego i prawdziwego obrazu przyczyn katastrofy samolotu. Krewni ofiar mają prawo poznać odpowiedzi na swoje pytania w rozsądnym terminie po wypadku. Dokładne dochodzenie ustala przyczyny katastrofy, dostarcza faktów i usuwa niepokój spekulacji. Zapewnia wiedzę i pomaga pogrążonym w żałobie krewnym ofiar.
Praca komisji śledczej składa się z dwóch równie ważnych części. Pierwsza dotyczy wydarzeń, do których doszło w przeszłości, i udowadnia ponad wszelką wątpliwość, co się wydarzyło, jak do tego doszło i dlaczego nie udało się temu zapobiec. Druga część badania ma zapewnić bezpieczeństwo lotów oraz bezpieczeństwo państwa w przyszłości na podstawie wyników badań uzyskanych w części pierwszej. Trzeba wyraźnie wskazać, co powinno się zrobić, przez kogo powinno to być zrobione oraz jak można zabezpieczyć państwo polskie w przyszłości. I należy to zrobić poprzez badanie własne podkomisji wszystkich poziomów procesów decyzyjnych, które miały wpływ zarówno na tragedię, jak i na następujące po niej śledztwo. Niepowodzenie w ukończeniu obu tych części badań byłoby poważną porażką w wywiązaniu się ze zleconego obowiązku i otwartym zaproszeniem do powtórzenia podobnej tragedii w przyszłości. Trzeba podkreślić, że to nie są czynności śledztwa prokuratorskiego.
Oczywiście istnieją różnice w stopniu trudności polskiego i holenderskiego badania, jednak nie tłumaczą one drastycznej przepaści w podejściu do badania, czasu i efektów uzyskanych przez państwo polskie.
Obecnemu badaniu – a właściwie pierwszej jego części – jest daleko do ukończenia, poniżej w tekście wyjaśnię dlaczego, i nie jest to spowodowane brakiem czasu, którego upłynęło ekstremalnie dużo, za dużo. Od tragedii mija 11 lat, w tym ponad pięć lat podkomisją kieruje Antoni Macierewicz – w sposób, który według mnie był bardzo daleki od planowania, kompetentnych decyzji i gospodarowania czasem. Druga część badania moim zdaniem praktycznie nawet się nie rozpoczęła.
A czas odgrywa tu kluczową rolę. Każdy dzień zwłoki gra na korzyść sprawców i na niekorzyść Polski, a także jej bezpieczeństwa. Może niektórzy ludzie liczą, że czas ostatecznie doprowadzi do naturalnej śmierci tematu, zmęczenia społeczeństwa, coraz mniejszej świadomości i utraty szerokiego zainteresowania – co niestety już się dzieje w sprawie smoleńskiej. Nie usunie to jednak ran społecznych ani cierpienia najbliższych, nie zażegna kłótni narodowej, dla której pożywką są nie tylko dezinformujące media i część polityków, lecz także sprzeczne i błędne komunikaty szefa podkomisji oraz fragmentaryczne uzasadnienia. Co najważniejsze, a co wydaje się często pomijane: nie naprawi bezpieczeństwa państwa.
Dlatego tak ważne jest, aby prawda nie tylko została wyrażona, lecz w sposób kompleksowy i nie do podważenia udowodniona, przy wyeliminowaniu wszystkich innych hipotez za pomocą zebranych dowodów. Badanie powinno być prowadzone, a następnie udokumentowane w raporcie końcowym według rozpoznawanych na świecie schematów.
Opierając się na wiedzy z mojej edukacji badacza wypadków, praktyki członka Międzynarodowego Towarzystwa Badaczy Bezpieczeństwa Lotniczego, który pracuje nad tą sprawą od wielu lat, w tym przez cztery lata jako członek Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego 10 kwietnia 2010 r., chciałbym przedstawić na przykładzie śledztwa dotyczącego zestrzelonego holenderskiego samolotu MH17, w jaki sposób dochodzenie smoleńskie może zostać pomyślnie zakończone w pięciu krokach.
Wobec zamętu w przestrzeni publicznej – w grę wchodzi tu wiedza specjalistyczna, znajomość uznanych standardów działania – wielu ludzi nie jest w stanie oszacować, czym tak naprawdę dysponujemy i czego nam brakuje, jeśli chodzi o badanie i raport. Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć, czego powinniśmy oczekiwać od dobrze przeprowadzonych prac i właściwego ich udokumentowania w raporcie końcowym. Proszę wybaczyć, jeśli dla części państwa będą to oczywistości lub znajdziecie tu powtórzenia poczynione ze względu na próbę podsumowania zagadnienia. Ponownie poruszam ten temat w nadziei i przekonaniu, że jest to absolutnie konieczne, by państwo polskie uzyskało mocne i skuteczne narzędzie do poprawy jego bezpieczeństwa i dochodzenia sprawiedliwości.
Holandia MH17: cztery śledztwa zakończone w 15 miesięcy
W 2017 r. ówczesny wiceprzewodniczący podkomisji prof. Binienda i ja z własnej inicjatywy i na własny koszt (po trzech latach zwrócono nam część wydatków) odwiedziliśmy Holenderską Radę Bezpieczeństwa, aby omówić różne kwestie i m.in. się dowiedzieć, jak Holendrzy osiągnęli swoje cele tak skutecznie.
Tak, Holendrzy w pewnych kwestiach mieli łatwiej. Dzięki położeniu wraku na terenie bardziej przychylnego do współpracy państwa, ale także dzięki dyplomatycznym naciskom i aktywności służb specjalnych działających w interesie państwa uzyskali dostęp do wraku w środku strefy wojennej. Mieli przychylność większości społeczeństwa, władz i mediów.
Wobec odpowiedzialności komisji holenderskiej za bezpieczeństwo Holendrów i ich państwa – bo taka jest rola każdej komisji badania wypadków lotniczych – Holenderska Rada Bezpieczeństwa przeprowadziła i zakończyła 13 października2015 r., po 15 miesiącach pracy, nie tylko jedno dochodzenie, lecz cztery różne niezależne badania, których przedmiotem były:
• Bezpośrednie przyczyny wypadku.
• Decyzje związane z wybraną trasą lotu, analiza roli holenderskich służb wywiadowczych.
• Doznania pasażerów, mechanizmy i zjawiska, którym byli poddani.
• Informacje udzielane najbliższym krewnym ofiar. Jak traktowano rodziny.
Holendrzy postępowali zgodnie z uznanym na szczeblu międzynarodowym protokołem, który szczegółowo opisuje sposób pracy i jest używany na całym świecie do dochodzeń w sprawie wypadków lotniczych zgodnie z wytycznymi Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), załącznik 13. – „Dochodzenie w sprawie wypadków i incydentów lotniczych”. Ze względu na skuteczność wskazówek, jak badać katastrofę, „protokoły śledcze” ICAO stały się szeroko stosowane w wyjaśnianiu katastrof samolotów zarówno cywilnych, jak i wojskowych.
Proszę odróżnić tu pomocne wskazówki, jak badać katastrofę, czyli „protokoły śledcze” opisane w załączniku 13. konwencji chicagowskiej od szkodliwej dla Polski podstawy prawnej użytej przez Rosję, by zdecydować o tym, kto jest odpowiedzialny za prace śledcze. Podstawa ta, którą uznał Tusk po katastrofie, umożliwiała przejęcie Putinowi pełnej kontroli nad dowodami i prowadzeniem śledztwa. Było to niezgodne z polskim interesem, a także z zapisem umowy z 1993 r. pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską, określającej warunki badania katastrof samolotów wojskowych.
W przypadku badań zestrzelenia holenderskiego samolotu MH17 na mocy załącznika 13. do konwencji chicagowskiej wyznaczono jednego badacza nadzorującego, który miał dowodzić międzynarodowym zespołem. Posiadał on odpowiednią i aktualną wiedzę fachową zarówno w zakresie treści, jak i metod dochodzenia w sprawie wypadków.
Śledztwa holenderskiej komisji koncentrowały się na jak najdokładniejszym określeniu przyczyn i systematycznym wykluczaniu wszystkich innych scenariuszy (to bardzo ważne, by rzeczywiście przekonać osoby zainteresowane) oraz na zapewnieniu, aby dochodzenie uzyskało jak największe międzynarodowe uznanie.
Śledczy odpowiedzieli na pytanie, jakim warunkom pasażerowie byli poddani podczas wypadku i jak wpłynęło to na ich ciała, przytomność i świadomość, a także zbadali, w jaki sposób po katastrofie postępowano z ludzkimi szczątkami. Ponadto sprawdzili, w jaki sposób traktowano i informowano rodziny.
Holenderscy naukowcy byli otwarci na fakty, informacje, badania, podejrzenia i wszelkie teorie przedstawione w przestrzeni publicznej i mediach społecznościowych przez „outsiderów” na temat katastrofy samolotu MH17, wiedząc, że jakość wniosków się poprawi, gdy wszystkie rodzaje perspektyw zostaną uwzględnione w ich sformułowaniu (należy się odnieść do wszystkich pojawiających się teorii, by drogą wykluczania w świetle posiadanych dowodów zostać z tą jedną teorią udowodnioną).
Wyniki te zostały upublicznione jedynie w sprawozdaniu końcowym i jego załącznikach. Sprawozdania podwykonawców badania zostały w całości uwzględnione w załącznikach w ich pierwotnym stanie i nie były edytowane przez Holenderską Radę Bezpieczeństwa. Informacje przekazane parlamentowi holenderskiemu w trakcie badania ograniczały się do procesu badawczego (co jest badane) i nie były związane z ujawnieniem naukowego podejścia do badania lub wyników badań. Poza konsultacjami w sprawie projektu sprawozdania końcowego wynikającego z zaleceń załącznika 13. do konwencji chicagowskiej do czasu opublikowania sprawozdania końcowego nie przekazano mediom żadnych innych informacji. Wymóg ten podyktowany jest nie tylko osłoną przed naciskami politycznymi, lecz także tym, że śledczy mogą w trakcie pracy popełniać błędy – jest to wpisane w każdy proces badawczy. Stąd przedwczesne komunikaty medialne, które następnie trzeba by było prostować, całkowicie podrywają wiarygodność ciała badawczego, a utrata zaufania społecznego jest w tym przypadku niezwykle szkodliwa.
Po wykonaniu badań Holendrzy sporządzili raport końcowy zgodny z międzynarodowymi standardami, co zagwarantowało akceptację i szacunek instytucji międzynarodowych, a także – co bardzo ważne – pozwoliło, aby ich raport stanowił respektowaną podstawę do działań prawnych na arenie międzynarodowej.
Międzynarodowe uznanie i wartość prawna. Dlaczego to jest ważne?
Jest zasadnicza różnica między połowicznym sprawozdaniem, „filmowym omówieniem” raportu czy oświadczeniami medialnymi a udokumentowaniem procesu dowodowego w raporcie końcowym komisji badającej katastrofę lotniczą. Dochodzenie powinno udowodnić i udokumentować przyczynę ponad wszelkie uzasadnione wątpliwości, stosując dobrze opisane systemowe metody i standardy, które zapewniają ich wartość prawną i międzynarodowe uznanie. Od lat jest to w zasięgu naszej ręki. Tymczasem prace są prowadzone bez zakorzenienia ich w wartości prawnej, z pogwałceniem zasad dobrej praktyki, tak by łatwo było zignorować je przez społeczność międzynarodową i jej instytucje.
Świadomość opinii międzynarodowej, presja i kroki prawne mogą zwiększyć koszt niszczycielskich działań przestępczych struktur do poziomu, który zniechęci do ich powtórzenia w przyszłości oraz narazi winne reżimy i jednostki na odpowiedzialność prawną.
Samo opowiadanie o zbrodniach bez skutecznego ich udowodnienia pomaga despotom w szerzeniu strachu, który utrzymuje ich przy władzy. Skuteczne udowodnienie takich działań osłabia moc despotów. I to jest zasadnicza różnica.
Obecny przewodniczący podkomisji wydaje się kompletnie nie rozumieć, jak ważne jest utrzymanie standardów zrozumiałych dla społeczności międzynarodowej. Jego zapewnienie umieszczone w raporcie pod presją publiczną, iż publikacja jest zgodna z międzynarodowymi standardami, nie wystarczy i – jeśli nie odpowiada rzeczywistości – tylko jeszcze bardziej podważa wiarygodność.
Pozostaje jeszcze jeden problem: w oczach instytucji międzynarodowych, a także w świetle polskiego prawa, dochodzenie nie będzie postrzegane jako bezstronne, jeśli wśród badaczy, w tym na czele śledztwa, stoi osoba badająca śmierć przyjaciół, bliskich osób, politycznych współpracowników lub też osoba, która jest czynnym politykiem. Jeśli chcemy walczyć w świecie o sprawiedliwość, musimy także to mieć na uwadze.
W przeciwną stronę. Różnica między dobrą praktyką a działaniem Antoniego Macierewicza
Wyrażam uznanie dla Antoniego Macierewicza za to, czego dokonał, będąc w opozycji. W pierwszych latach po katastrofie za poprzedniego rządu równolegle z prof. Witakowskim organizował niezależne śledztwa, które pomogły w posunięciu badań do przodu. W pokazywaniu braku rzetelności dochodzeń MAK i Millera komunikaty medialne były bardzo potrzebne. Można było sobie pozwolić na własne błędy, nawet jeśli komunikowano je publicznie. Nikt nie żądał wtedy od Antoniego Macierewicza sprawnego zorganizowania kompleksowych prac badawczych według przyjętych w świecie norm. Nikt nie wymagał ani nie egzekwował skuteczności.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy Antoni Macierewicz zaczął de facto kierować oficjalnym śledztwem państwa polskiego, w tym również jako minister obrony, a później jako przewodniczący podkomisji, obejmując władzę nad skompletowaniem zespołu, budżetem podkomisji oraz decyzjami merytorycznymi, w tym także w kwestiach technicznych.
Sprzeczne i błędne komunikaty medialne Antoniego Macierewicza podrywały autorytet ciała badawczego, dla którego wiarygodność jest niezbędnym kapitałem. Ponadto nie pomagały w zażegnaniu narodowej kłótni, a raczej dodawały jej paliwa. Oczywiście nie wszystkich da się przekonać, ale dobrze ukończone badanie, przeprowadzone zgodnie z przyjętymi w świecie standardami, daje ku temu najlepszą możliwą podstawę.
Niezrozumienie obowiązków i fatalne postępowanie wobec partnerów międzynarodowych skutkowało niszczeniem relacji i izolacją podkomisji, która pozostaje niemal osamotniona w sytuacji palącej potrzeby wsparcia. Nieprzewidywalne decyzje personalne i merytoryczne, brak pomocy w usuwaniu przeszkód przed przeprowadzeniem właściwego badania to wszystko utrudniało pracę i dojście do celu. Czasem uniemożliwiało. Przykładem może tu być walka o badanie foteli lotniczych. Każdy zawodowy śledczy wie, że fotele są bardzo ważnym elementem przy badaniu sił działających na pasażerów, bo łączą pasażera z konstrukcją samolotu. Wysłanie foteli lotniczych do badania do umówionego z podkomisją amerykańskiego instytutu NIAR było wstrzymywane przez sześć miesięcy. I najprawdopodobniej właściwych badań foteli w ogóle by nie było, gdyby zakaz szkodzący śledztwu nie został zignorowany przez wysłanie ich na mój własny koszt do instytutu.
Jak już wcześniej pisałem, nigdy nie został przedstawiony podkomisji plan pracy, który mógłby pomóc całościowo ogarnąć rzeczy do zrobienia. Często bywało tak, że ktoś przyszedł i zaproponował, że coś spróbuje zrobić, i to robił, na ogół zresztą wbrew przeszkodom organizacyjnym i bez koordynacji z innymi. To wprost cud, że część prac jest naprawdę na najwyższym poziomie, ale to wyłącznie zasługa bardzo niewielu niezwykle zdeterminowanych i utalentowanych pojedynczych ludzi. Bolesne marnowanie czasu i kolejnych szans naprawdę trudno zrozumieć. A przy dobrej organizacji można było już dawno z powodzeniem zakończyć prace. Ze wsparciem światowych autorytetów. Tymczasem minęło pięć lat, a część prac wciąż jest na początkowym etapie lub w ogóle nie została przewidziana. Zarządzanie pracami bez całościowego spójnego planu, kompetentnych decyzji personalnych i merytorycznych nie daje szans na powodzenie badania bez względu na to, ile kolejnych lat miałoby jeszcze upłynąć.
Pierwsze próby naprawy sytuacji były prowadzone w bezpośrednich rozmowach z przewodniczącym podkomisji w nadziei na podjęcie przez niego właściwego działania. O tym, że sytuacja była już bardzo nabrzmiała niemal cztery lata temu, świadczą wysiłki samodzielnego zorganizowania planu pracy podkomisji przez jej członków, dyskusja na forum podkomisji i wręczenie przewodniczącemu listu z apelem o sporządzenie planu działań, a było to w marcu 2017 r. Wewnętrzna próba naprawy ma wieloletnią historię, włącznie z pisemnym sformułowaniem bardzo konkretnych wskazówek w celu pomocy przewodniczącemu w zorganizowaniu prac. Wyjście do mediów było tu ostatecznością. Problem dostrzegał także prof. Witakowski, twórca czterech naukowych konferencji smoleńskich i późniejszy członek podkomisji, który 18 miesięcy temu pierwszy, patrząc dalekowzrocznie, miał odwagę zabrać głos publicznie.
Prawdopodobnie nie chcielibyście państwo, by wobec konieczności poddania się operacji chirurgicznej zamiast chirurga operował was np. generał, choćby był nawet najbardziej znany. Bez kompetencji w danej dziedzinie, umiejętności i aktualnej wiedzy trudno oczekiwać sukcesu. Dlatego normy ICAO określają, że badania wypadków muszą być wykonywane przez osoby z odpowiednimi umiejętnościami śledczymi i technicznymi, a szczególnie zalecają, aby polityka nie odgrywała tu żadnej roli.
Jak już wspomniałem, jest różnica pomiędzy powiedzeniem prawdy – co jest obowiązkiem polityka – a solidnym udowodnieniem i udokumentowaniem prawdy – co jest obowiązkiem szefa komisji śledczej. Po pięciu latach trudno nawet ustalić, czy raport jest i czy mowa tu o raporcie końcowym, nie mówiąc już o podjęciu dalszych działań wynikających z tego dokumentu.
Prawda nie tylko musi zostać udokumentowana bez poważnych błędów, w sposób, jaki zapewnia wartość prawną i międzynarodowe uznanie. Właściwe dochodzenie jest głębsze niż zwykła odpowiedź na pytanie, „co się nie stało” (w odniesieniu do poprzednich raportów). Trzeba odpowiedzieć na pytanie, „co się stało”, poprzez wielokrotne udokumentowanie tego, „jak to się mogło stać” i „co mogło temu zapobiec” oraz wykluczenie wszelkich innych obecnych w przestrzeni społecznej hipotez, z zaleceniem działań naprawczych, które należy podjąć.
Dla każdego poważnego badacza katastrof lotniczych byłoby szokujące nazywanie przez organ dochodzeniowy „Raportem” materiału filmowego pt. „Wyniki prac Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego” opublikowanego na stronach MON 3 grudnia 2020 r. Świadczy to o całkowitej niewiedzy, czym jest raport i co powinien zawierać. Lub o poważnej próbie wprowadzenia w błąd odbiorcy, który przecież nie musi się orientować w tym względzie.
Antoni Macierewicz, przewodniczący poważnej instytucji badawczej, w Telewizji Trwam i Radiu Maryja 13 marca br. mówi o „filmowej wersji raportu” z wyjaśnieniem, że „wersja pisemna” jest obecnie przygotowywana.
Materiał filmowy pokazuje fragmenty solidnego badania, ale niestety zawiera poważne błędy i sprzeczności merytoryczne, i tak przedstawiony znów naraża na szwank wiarygodność dobrej i solidnej pracy garstki zaangażowanych, utalentowanych członków podkomisji. Po raz kolejny wydaje się, że priorytetem jest tu występ w mediach przed zakończeniem poważnego śledztwa i nawet przed dokonaniem jakiejkolwiek poważnej weryfikacji materiału filmowego. Brakuje konsultacji, które powinny się odbyć w kompetentnym gronie, zdolnym do wyłapania błędów, które w każdej pracy badawczej mogą się pojawić. Komunikat medialny nie zastąpi porządnego, systematycznego i kompleksowego badania.
Materiał filmowy, nazywany przez Antoniego Macierewicza „Raportem”, nie odnosi się w świetle dowodów do wielu obecnych w przestrzeni społecznej hipotez, nie zawiera zaleceń, a przede wszystkim został utworzony przed ukończeniem lub w ogóle zrealizowaniem koniecznych badań.
Chciałbym bardzo wyraźnie podkreślić, że film prezentuje także wiele wartościowych elementów i wyników precyzyjnych badań w niektórych dziedzinach i trzymam kciuki, by po usunięciu błędów merytorycznych dotarł do jak najszerszej publiczności jako materiał pomocniczy.
Omówienia filmowe mogą służyć do wyjaśnienia i spopularyzowania raportu końcowego, kiedy badanie zostanie zakończone, a raport opublikowany. Jak można prosić członków podkomisji o podpisanie raportu po opublikowaniu zawierającego błędy filmu, o którym się mówi, że jest „Raportem”? Przewodniczący oświadcza w mediach, że nie zebrał podpisów członków, co może sugerować brak konsensu, zresztą jak uzyskać konsens bez gotowego pisemnego raportu?
Na Antonim Macierewiczu od pięciu lat spoczywa instytucjonalna odpowiedzialność za wiarygodne przekonanie Polaków, jak z katastrofą smoleńską było naprawdę. Tymczasem metoda, jaką wybrał – kolejnych komunikatów medialnych, często nieprecyzyjnych, które trzeba później prostować – jest całkowicie przeciwskuteczna. I tak część osób jest przekonana, że był zamach, część tę tezę wyśmiewa, wielu nie zabiera głosu. Każda z grup ludzi pozostaje utwierdzona w swoich przekonaniach, a kłótnia narodowa trwa.
W przypadku badania katastrofy samolotu MH17 budżet holenderskiej komisji był wielokrotnie większy niż polskiej, a wrak i czarne skrzynki były dostępne dla śledczych, co oczywiście ułatwiło im pracę. Podkomisja pod kierunkiem Antoniego Macierewicza – z tego, co mi wiadomo – zwróciła Ministerstwu Obrony Narodowej znaczną część swojego budżetu w pierwszych latach, odmawiając w tym samym czasie przejęcia po cenie złomu bardzo potrzebnego do badań Tu-154M.
Prof. Witakowski w latach 2016–2018 wielokrotnie czynił wysiłki, aby przewodniczący podkomisji podjął formalne zabiegi umożliwiające uzyskanie dostępu do miejsca katastrofy i wraku. Pisma w tej sprawie nie zostały wtedy wystosowane, choć na powtarzające się pytania profesora – czy przyszła odpowiedź z Rosji? – miesiącami otrzymywał informację, że nie przyszła, bez wzmianki o tym, że pisma w ogóle nie wyszły. Trudno sobie wyobrazić, że bez wyraźnego żądania przewodniczącego niejawnej blokady wysłania tego pisma podobna sytuacja mogła się zdarzyć.
Pomimo że dostęp do wraku byłby niezwykle pomocny, trzeba podkreślić, że wiele innych dochodzeń w sprawie katastrof lotniczych zostało pomyślnie zakończonych przy znacznie mniejszej ilości materiału dowodowego niż ten, który znajduje się w polskich rękach od ponad dekady. W dodatku, wbrew złym warunkom organizacyjnym w podkomisji, kilku jej członków dysponuje przełomowymi, bardzo precyzyjnymi ustaleniami, które mogłyby stanowić część raportu końcowego podkomisji, przydatną prokuraturze i sądom, zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Podkomisja – w przeciwieństwie do badania prokuratorów – nie powinna wskazywać winnych. Ma jednak obowiązek przeprowadzić własne, niezależne od prokuratury, szczegółowe śledztwo w każdym obszarze prowadzącym do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Dzięki badaniu „bez wskazania winnych” zainteresowane strony mogą się swobodnie wypowiadać, bez obawy o konsekwencje prawne. I to jest jeden z powodów, dla których tego działania nie można scedować na prokuratorów.
Rzuca się jednak w oczy ogromna różnica między metodą i podejściem holenderskiej Rady Bezpieczeństwa a tym, co Antoni Macierewicz zrobił w ciągu ostatnich pięciu lat i nadal robi ze sprawą smoleńską:
• Zignorowano ogólnie przyjęte w świecie standardy do badania katastrof, zawarte w „protokołach śledczych” ICAO. W tym, jak ustanowić zespół badaczy i przeprowadzić odpowiednie dochodzenie, jak udokumentować dowody, jak powinny wyglądać proces badawczy i ustalenia, by były one uznane w dalszym postępowaniu przed instytucjami międzynarodowymi. Niezastosowanie tych dobrych praktyk ma zasadniczy wpływ na efekt pracy.
• Nie wyznaczono kompetentnego śledczego nadzorującego badania przez cały czas trwania śledztwa.
• Żaden ogólny plan mówiący o tym, jak przeprowadzić i zakończyć dochodzenie, nie został opracowany i przedstawiony zespołowi.
• Jedenaście lat mija bez udzielania krewnym ofiar lub innym podmiotom miarodajnych odpowiedzi na ich pytania, co pozwoliłoby im uwolnić się od niepokoju i spekulacji. Pięć lat, odkąd Antoni Macierewicz ma wszystko w swoich rękach, by do tego doprowadzić.
• Nie zidentyfikowano wszystkich luk w zabezpieczeniach ani nie sformułowano zaleceń działań naprawczych, co powoduje, że praca jest niekompletna i jest otwartym zaproszeniem do powtórzenia takiej tragedii w przyszłości.
• Nie podjęto wysiłków, aby dogłębnie zbadać i udokumentować rolę wielu instytucji i osób decyzyjnych w następujących kwestiach: obniżenia poziomu bezpieczeństwa prezydenta RP, przygotowania wizyty, przygotowania remontu Tu-154M w Federacji Rosyjskiej, pierwszego śledztwa po tragedii, decyzji dotyczących podstaw prawnych śledztwa i przekazania dostępu do dowodów w ręce Rosjan, działań podjętych po tragedii, w tym wojska, MSZ, SWW, SKW i in. Podkomisja nigdy dogłębnie nie zbadała roli ówczesnego premiera Donalda Tuska ani jego kancelarii w świetle śmierci prezydenta RP na terenie Federacji Rosyjskiej.
Tu nie wystarczy na przykład ustalić, że „obniżono poziom bezpieczeństwa wizyty prezydenta” czy też że „Tusk przekazał śledztwo Rosjanom”, i skierować sprawę do prokuratury, kiedy w grę wchodzi możliwość popełnienia przestępstwa. Należy dogłębnie zbadać samemu okoliczności i przyczyny tych faktów. A mając do czynienia potencjalnie z działalnością przestępczą, ustalić także, jak to było możliwe, że nikt temu nie zapobiegł. Aby zalecić potrzebne zmiany, należy w pełni zbadać i zrozumieć podstawowe problemy. Podkomisja powinna była samodzielnie zbadać proces decyzyjny, w którym nastąpiło obniżenie poziomu bezpieczeństwa wizyty prezydenta i przekazanie śledztwa Rosjanom, wyciągnąć wnioski i sformułować konkretne zalecenia. Dotyczy to wszystkich innych procesów decyzyjnych, które mogły przyczynić się do katastrofy.
Antoni Macierewicz nie zaplanował zasobów ludzkich do przesłuchiwania świadków, a kiedy jeden z oddanych członków zespołu podjął się tego zadania, przewodniczący nakazał wstrzymanie wszystkich przesłuchań, gdy śledztwo przewidywało przesłuchiwanie osób wyższych rangą. To decyzja niezrozumiała, szkodliwa i powinna zostać cofnięta. Zwłaszcza że dochodzenie w sprawie wypadku dotyczy nie tylko ustalenia tego, co wydarzyło się w przeszłości, lecz również wskazania odpowiednich zaleceń na przyszłość.
• Nie przyjęto, w przeciwieństwie do deklaracji przewodniczącego, żadnego systematycznego podejścia opisanego przez odpowiednie standardy badawcze (takie jak określone choćby w załączniku 13. do konwencji chicagowskiej) w celu zebrania wszystkich istotnych hipotez w śledztwie i próby wykluczenia błędnych hipotez na podstawie dowodów. Nie czyniąc tego, Antoni Macierewicz nadal podsyca spekulacje, zamiast zapewnić wymaganą jasność i pewność.
• Nieprofesjonalne działanie doprowadziło do utraty ekspertów międzynarodowych, jedynych śledczych z doświadczeniem i aktualną wiedzą w zakresie badania wypadków. Jest to kolejne wyraźne naruszenie procedur ICAO.
• Niestety, proces sprawdzania (walidacji) modelu Tu-154M, który prawie ukończyłem wspólnie z amerykańskim instytutem NIAR, został zatrzymany przez Antoniego Macierewicza we wrześniu 2019 r., zaledwie trzy tygodnie przed ukończeniem prac. W najgorszym przypadku, wystąpienia poważnych błędów, trzeba by powtórzyć dużą liczbę wielomiesięcznych obliczeń po wprowadzeniu poprawek do modelu. O niekorzystnych konsekwencjach wstrzymania procesu walidacji Antoni Macierewicz został uprzedzony pisemnie w 2019 r.
• Połowiczne i niezweryfikowane wyniki badań są na bieżąco podawane do publicznej wiadomości przez przewodniczącego lub na jego polecenie, a błędne komunikaty do opinii publicznej i filmy, wymagające sprostowań i korekt, podważają wiarygodność podkomisji.
• Ustalenia i wnioski są oceniane nie przez niezależny komitet wybrany przez śledczego prowadzącego, jak w przypadku badania MH17, ale często przez samego Antoniego Macierewicza, który publikuje w mediach swoje osobiste poglądy zmieszane czasem z wieloma bardzo dobrymi i ważnymi ustaleniami garstki utalentowanych członków podkomisji. Dodam, że nie chodzi tutaj o cenzurę, ale weryfikację badawczą przez kompetentne ciało, grupę powołaną przez samego śledczego prowadzącego po to, żeby przed opublikowaniem badań wyniki zostały zweryfikowane i by się upewnić co do ich prawidłowości. A także zagwarantować właściwe zrozumienie komunikatu w szerokim odbiorze społecznym.
• Zamiast maksymalizować międzynarodowe uznanie śledztwa, postępowanie Antoniego Macierewicza powoduje, że nawet dobre i solidne ustalenia członków komisji będą mieć problem z wartością dowodową. Przez cały okres postępowania nie został utworzony właściwy dziennik dowodowy.
• Chaos wygenerowany przez Antoniego Macierewicza grozi sytuacją, że będziemy mieć do czynienia nie z jednym raportem, ale z dwoma albo nawet większą liczbą raportów wygenerowanych w kierowanej przez niego podkomisji, z których każdy idzie w innym kierunku, a w sumie wykluczają się one nawzajem. A w tej sprawie bardzo ważne jest, żeby stanowisko państwa polskiego było jednolite. Jeśli Antoni Macierewicz doprowadzi do opublikowania sprzecznych raportów, będzie to dowodem porażki. Wznieci to dodatkowy chaos informacyjny.
Próba przedstawienia podniesionych problemów jako konfliktu personalnego z Antonim Macierewicem, po pięciu latach jego pełnej władzy w podkomisji, kiedy jesteśmy daleko od zakończenia prac, jest całkowitym niezrozumieniem bardzo poważnej kwestii. Sprawa smoleńska jest zbyt ważna dla rodzin ofiar, Polski i społeczności międzynarodowej i nie wolno pozwolić, by sprawy osobiste grały tutaj jakąkolwiek rolę.
Co mamy?
Można to porównać do wybudowanego domu, z częściowym brakiem fundamentów, dobrze pomalowanym, z nie wszystkimi, ale solidnymi ścianami nośnymi. Jego niesystematyczna budowa (bez planu architektonicznego, który zapewniałby, że żadne ważne elementy konstrukcyjne nie zostaną pominięte) zabrała kilka razy więcej czasu, niż powinna, a efekt końcowy to konstrukcja z dużymi lukami. Po pięciu latach w niektórych dziedzinach jesteśmy w punkcie wyjścia.
Jednocześnie nieprawdą jest, że podkomisja nic nie wyjaśniła, jak niektórzy próbują przedstawić, wbrew dowodom wyśmiewając najbardziej uprawdopodobnioną wersję wydarzeń. Mamy niektóre ważne filary badania, takie jak np. prace amerykańskiego instytutu NIAR, ale trzeba załatać dziury, by „dom” był stabilny i zapewnił bezpieczeństwo mieszkańcom.
Mamy dowody: dziesiątki tysięcy zdjęć i ujęć z miejsca katastrofy i składowania wraku, z różnych źródeł, dokumentujące te same obiekty pod różnym kątem, weryfikujące się nawzajem. Mamy „prawie” zweryfikowany model cyfrowy samolotu i niektóre symulacje uderzenia samolotu w ziemię, a także uderzenia skrzydła o brzozę. Mamy wirtualną rekonstrukcję kluczowych partii wraku. Znamy konstrukcję tupolewa.
Jeden z członków podkomisji, z własnej inicjatywy, podjął się wykonania wirtualnej rekonstrukcji wraku, pracy tytanicznej na niezwykłym poziomie precyzji.
Jest też raport techniczny. W marcu 2018 r. podkomisja była pod wielką presją sugestii, że zostanie zamknięta, jeśli nie dostarczy na kwietniową rocznicę raportu. Jednocześnie stało się oczywiste dla kilku członków podkomisji, że Antoni Macierewicz, mimo obietnic i cotygodniowych spotkań podkomisji, przez kolejne miesiące nie jest w stanie dostarczyć odpowiedniego raportu wstępnego, który musiał się ukazać około 10 kwietnia 2018 r.
Istniał już wtedy ponad 200-stronicowy raport sporządzony przez Marka Dąbrowskiego i jego grupę, nominowaną przez Antoniego Macierewicza, który jednak przedstawiał wnioski w sposób niezgodny z dowodami i w sprzeczności z ustaleniami innych członków podkomisji.
Prof. Witakowski, prof. Binienda i ja omawialiśmy tę sytuację na spotkaniu kryzysowym na początku marca w Warszawie. W wyniku tego postanowiłem wziąć na siebie odpowiedzialność za sporządzenie „Raportu technicznego 2018” w języku angielskim, zgodnie z wiedzą zdobytą podczas studiów na Uniwersytecie Cranfield w zakresie wypadków lotniczych i bezpieczeństwa oraz na podstawie materiałów z konferencji smoleńskich, a także odkryć wszystkich członków podkomisji.
Raport techniczny skupiał się na wyliczeniu ważnych dowodów, które zostały zaniedbane przez poprzednich rosyjskich i polskich śledczych. W intencji prof. Biniendy, prof. Witakowskiego i mojej chcieliśmy zagwarantować, aby ta wiedza nie została utracona w przypadku zamknięcia podkomisji, a także by przekazać prokuratorom do uwzględnienia wiele faktów w toczącym się śledztwie i w końcu zapewnić międzynarodowe uznanie dla tych ustaleń.
Po przeprowadzeniu redakcji zleciłem na własny koszt przetłumaczenie na język polski wersji roboczej raportu, który stał się dokumentem roboczym podkomisji od 23 marca. Dodając odpowiednie odniesienia i dokumentację od wszystkich członków zespołu, dokument stał się podstawą raportu technicznego.
Po dwóch tygodniach zespołowej pracy wszystkich kolegów i dwukrotnej poprawie wciąż tych samych błędów wprowadzanych do redakcji raportu przez sekretarza podkomisji nastąpiła finalna narada. Po całonocnej pracy podkomisja osiągnęła konsens. Następnie, tuż przed publikacją, przewodniczący poczynił niewielkie zmiany w raporcie, co zniszczyło z trudem uzyskany konsens i dało pretekst części członkom do wycofania swojej autoryzacji.
Moim zdaniem „Raport techniczny 2018” to bardzo ważny dokument i duży krok we właściwym kierunku. Oprócz wspomnianego wcześniej ważnego uzupełnienia dokumentacji przez innych członków zespołu, uwag proceduralnych forsowanych przez przewodniczącego oraz po usunięciu niektórych fragmentów w celu uzyskania konsensu w podkomisji ostateczna wersja jest bliska draftowi sporządzonej przeze mnie wstępnej wersji roboczej, która istnieje do dziś.
Staraliśmy się, aby raport techniczny miał wartość prawną, był sporządzony w standardzie zrozumiałym dla społeczności międzynarodowej i dla specjalistów. Jednak jeden problem pozostał: materiał przekazany podkomisji Antoniego Macierewicza nigdy nie został prawidłowo opublikowany w dzienniku dowodowym.
Jak pomyślnie zakończyć śledztwo? Co dalej po opublikowaniu opracowania podkomisji 10 kwietnia 2021?
Krok 1. Wymiana na kompetentnego przewodniczącego
To jest warunek konieczny dobrze poprowadzonego śledztwa. Kluczowe jest dobranie nowej osoby, która oprócz woli dojścia do prawdy miałaby kompetencje. Bo trzeba ruszyć do przodu, szanując czas, którego mamy bardzo niewiele, nie niszcząc tego, co dobre.
Przewodniczącym komisji badawczej, mającej na celu ustalenie prawdy, nie może być osoba znana z częstego niedotrzymywania słowa, najoględniej mówiąc, co szybko zraża poważnych partnerów. Aby rany w polskim społeczeństwie się zagoiły, wynik musi być uznany za obiektywny i bezstronny przez zdecydowaną większość obywateli, a nie tylko przez zwolenników polityka Antoniego Macierewicza, wielu szlachetnych patriotów, ludzi o dobrych sercach. Jestem przekonany, że przy rzetelnej pracy, zgodnej z opisanymi standardami, jest to absolutnie możliwe i jest to obowiązkiem każdego odpowiedzialnego rządu.
Nowa osoba przewodniczącego, oprócz wymaganej wiarygodności, powinna posiadać odpowiednią, aktualną wiedzę merytoryczną i naukową, by prowadzić i sfinalizować badanie tego rozmiaru. Proponuję prof. Wiesława Biniendę jako jedną z osób, która spełnia takie kryteria.
Krok 2. Postępowanie zgodnie z wytycznymi ICAO
Postępując zgodnie z wytycznymi ICAO, należy podjąć wysiłki w celu stworzenia wymaganego dziennika dowodów. Jest to nie tylko konieczne z wymienionych względów prawnych. Dziennik jest również niezbędnym narzędziem, które pozwala się upewnić, że wszyscy śledczy mają równą wiedzę o materiale dowodowym, oraz zapewnić, by ważne dowody nie zostały pominięte, jak to się działo w przypadku badania komisji MAK i dochodzenia komisji Jerzego Millera. Jest to kluczowe również w przypadku współpracy z międzynarodowymi ekspertami.
Krok 3. Podejście systemowe
Istotne jest, aby przeprowadzić weryfikacje modelowe (walidację) fragmentów modelu Tu-154M, które rozpocząłem we współpracy z NIAR, a które zostały wstrzymane przez Antoniego Macierewicza w 2019 r.
Wszystkie rzetelne badania przeprowadzone przez wiodących członków zespołu powinny zostać zebrane i odniesione do materiału dowodowego. Każde z tych badań można traktować jako potencjalnie znaczące elementy całościowego obrazu.
W systemowy i konsekwentny sposób, przy użyciu klasycznych metod badawczych, musimy sporządzić „mapę drogową”, która zebrałaby i uporządkowała wszystkie istotne fakty, informacje, zweryfikowane badania, podejrzenia i teorie przedstawione w przeszłości, a także odkryte w trakcie prac badawczych.
Nakładanie na siebie potwierdzonych fragmentów tego obrazu ujawni ważne obszary, które wymagają dalszych działań (luki w obecnym śledztwie). W zależności od ich charakteru może to wymagać dodatkowych badań i eksperymentów. W przeciwieństwie do nauki, która może się oprzeć na jednym wyprowadzeniu dowodu, wiarygodne śledztwo opiera się na dodatkowych „warstwach” ustaleń w celu wielokrotnego potwierdzenia.
Jednym z ważnych badań byłoby przeprowadzenie symulacji skutków eksplozji w kadłubie. Byłaby to kontynuacja bardzo ważnej pracy, która z niewyjaśnionych przyczyn, wobec protestów kilku członków podkomisji, została wstrzymana przez przewodniczącego w 2019 r. Skoro (prawie) mamy już tak precyzyjny model cyfrowy tupolewa, nieprzeprowadzenie tych ważnych badań byłoby niezrozumiałe. Wszystkie nasze symulacje zachowania samolotu odnoszą się do udowodnienia, „jak nie było”, pomijając pytanie i potwierdzenie, „jak było”.
Krok 4. Przywrócić zniszczone relacje
Niezbędne jest przywrócenie dobrych relacji z prokuratorami, NIAR i innymi ekspertami zewnętrznymi. Wiarygodni partnerzy o dobrych intencjach mogą pomóc w określeniu istoty ustaleń sporządzonych przez zespół dochodzeniowy poprzez zorganizowaną krytykę lub profesjonalne badania. Dotyczy to także światowej klasy ekspertów z poszczególnych dziedzin gotowych pomóc w badaniu, z którymi nigdy nie nawiązano odpowiedniej współpracy.
Krok 5. Raport – udokumentowanie badania zgodnie z międzynarodowymi standardami
Zgodnie z opracowanym przeze mnie planem projektu uważam, że przy całkowitej zmianie podejścia, dobrej organizacji i pracy zespołowej, postępując według wytycznych ICAO, większość wymaganych prac można zakończyć i udokumentować zgodnie z międzynarodowymi standardami w ciągu 19 miesięcy, mając przy tym dobre, kompetentne kierownictwo i realistyczny budżet.
Plan ten jest oparty na mojej praktycznej wiedzy jako badacza wypadków lotniczych i bezpieczeństwa, ośmioletniej intensywnej pracy nad sprawą, 35-letnim doświadczeniu w planowaniu projektów oraz wiedzy wynikającej z szeroko zakrojonych prac dotyczących przypadku katastrofy smoleńskiej, z których wiele zainicjowanych zostało z sukcesem już podczas konferencji smoleńskich zorganizowanych przez prof. Witakowskiego i kontynuowanych przez utalentowanych członków podkomisji.
Trzy drogi
Bardzo chciałbym, by wbrew opisanym okolicznościom raport podkomisji był jak najlepszy. 10 kwietnia 2021 r. po upublicznieniu zapowiadanego raportu końcowego i po pokazaniu materiału filmowego – miejmy nadzieję ze skorygowanymi błędami – w mojej ocenie państwo polskie ma trzy możliwości:
1.
Pozwolić Antoniemu Macierewiczowi na kontynuowanie przez kolejne miesiące i lata jego pracy w stylu blogera, której efektem są opracowania i filmy raczej bez uznania międzynarodowego i wartości prawnej, co uniemożliwia podjęcie śledztwa kryminalistycznego, mnoży niepewność i podejrzenia, przekonuje głównie tych, którzy już są przekonani.
2.
Zamknąć dochodzenie z „zadowoleniem” z obecnego poziomu pracy podkomisji, akceptując to, że brakuje badań wielu obszarów, wyniki nie mają wymaganej wartości prawnej, nie zawierają istotnych zaleceń i prawdopodobnie nigdy nie uzyskają wymaganego międzynarodowego uznania, głównie z powodu braku systematycznego podejścia oraz braku zgodności z uznanymi standardami. Tym samym państwo nie wypełni swoich obowiązków, nie wykorzysta okazji do zwiększenia własnego bezpieczeństwa, a także pozostawi naród w stanie niepewności i kłótni, podobnie jakby to się stało w opisanym powyżej punkcie 1.
3.
Docenić wiele dobrych osiągnięć Antoniego Macierewicza i innych osób, okazując im szacunek i odpowiednio je nagradzając. Jednocześnie uznać, że stojące przed nami zadanie wymaga nowego przewodniczącego i systematycznego podejścia. Z kompetentnym przewodniczącym (powodzenie przedsięwzięcia zależy od tego, kto nim zostanie), z ekipą, która zapewni sprawność i skuteczność działania, ukończyć i udokumentować dochodzenie zgodnie z międzynarodowymi standardami, w sposób naukowy, profesjonalny, rzetelny i odnoszący się do zarejestrowanych dowodów. A następnie dostarczyć wiarygodnych odpowiedzi i zaleceń, jak uniknąć takiej tragedii w przyszłości, jak zapewnić bezpieczeństwo państwu. Jestem przekonany, że to jedyna szansa na wyciszenie emocji i zabliźnienie ran.
Niestety, czas gra tutaj na niekorzyść Polski. Im dłużej tylko mówimy, a nie w pełni udowadniamy przyczyny tragedii, tym lepiej dla tych, którzy chcą uniknąć konsekwencji i preferują utrzymanie dziur w polskim systemie bezpieczeństwa. Zdecydowanie apeluję o prawidłowe przeprowadzenie badań i przywrócenie Polsce bezpieczeństwa – rozwiązanie tych problemów opisane jest w punkcie trzecim. Za parę lat może zabraknąć woli politycznej, a dokończenie badania katastrofy smoleńskiej może zostać pogrzebane na długie lata.
Glenn Jorgensen
Artykuł z 14/2021 numeru tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/545754-jak-dokonczyc-badanie-smolenska