„Okradają własny naród w czasie tragicznej zarazy. Ich rządy przejdą do historii jako czas hańby. Trzeba to wreszcie głośno powiedzieć”, powiedział głośno, a konkretnie huknął na Twitterze Donald Tusk w reakcji na ujawnione, szokujące nagranie, które ilustruje jego postawę po tragedii smoleńskiej. Tragedii, w której zginęło dwóch prezydentów RP, urzędujący i ostatni na uchodźstwie, członkowie rządu, wicemarszałkowie obu izb parlamentu, posłowie i senatorowie, dowódcy sił zbrojnych, szefowie wielu państwowych instytucji i organizacji społecznych, duchowni i inne osoby towarzyszące… - 96 uczestników polskiej delegacji na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej.
Czyż dla polskich władz mogło być coś ważniejszego w najnowszych dziejach naszego kraju od skrupulatnego wyjaśnienia wszelkich okoliczności dotyczących tego dramatu z 10 kwietnia 2010 roku? Okazuje się, że mogło…
Już samo wspomnienie okresu sprzed i po tragedii smoleńskiej jest przerażające. Jeszcze w styczniu 2010 roku zakładany był przez obie kancelarie udział prezydenta i premiera w rocznicowych uroczystościach, czego potwierdzeniem były oficjalne komunikaty. Jednakże ta, wydawałoby się, oczywista koncepcja upadła 3 lutego 2010 roku, po telefonie wówczas premiera Federacji Rosyjskiej Władimira Putina, który zaprosił Donalda Tuska do złożenia wizyty w odrębnym terminie. Już następnego dnia, 4 lutego szef kancelarii premiera Tomasz Arabski ustalił z zastępcą szefa administracji rosyjskiego premiera Jurijem Uszakowem termin spotkania Tuska i Putina w Katyniu na 7 kwietnia…
Co było potem, wręcz odbiera mowę, a co przeraźliwie oddaje fotografia uśmiechniętego premiera Tuska, przybijającego żółwiki z Putinem tuż obok zmasakrowanych zwłok uczestników polskiej delegacji i szczątków samolotu. Równocześnie ruszyła propagandowa machina – rozpowszechniane bzdury o rzekomym czterokrotnym podchodzeniu do lądowania, zlekceważeniu zaleceń „wieży”, jeśli tak w ogóle można nazwać zrujnowaną szopę na lotnisku, niby sekcje, pakowanie zwłok do zaspawanych, metalowych trumien, które nigdy nie miały być otwarte, niszczenie wraku, komunikat szafowej MAK Tatjany Anodiny, wydany w obecności reprezentantów polskiego rządu, jakoby załogę zmusił do lądowania pijany generał, łaskawe „udostępniane” przez Rosjan zapisów rejestratorów lotu z wyciętymi fragmentami, wycinka drzew i zabetonowanie miejsca upadku samolotu, frontalna obrona przez rządzących „wyników rosyjskich ustaleń”, protesty przeciw ekshumacji ofiar, ujawnione zbezczeszczenie zwłok, wsadzonych do trumien pod niewłaściwymi nazwiskami, z powrzucanymi częściami ciała innych osób, śmieciami i niedopałkami… - wymieniać dalej?
Straszne to było upokorzenie narodu i państwa polskiego. Była też nienawistna propaganda wobec wszystkich tych, którzy stawiali niewygodne pytania, drwiny o „zimnym Lechu”, „kaczce po smoleńsku”, „drugiej tutce dla bliźniaka”, blokowanie upamiętnienia tej największej tragedii w naszych najnowszych dziejach, próby zwekslowania jej prymitywną tablicą na ścianie, sikanie na znicze, stawiane pod Pałacem Prezydenckim przez wstrząśniętych obywateli, którzy bez względu na swe sympatie polityczne przychodzili oddać hołd zmarłym. Szczątki samolotu wciąż leżą pod Smoleńskiem…, i to uporczywe poczucie bezsilności… Od tamtych zdarzeń minęła ponad dekada, winnych nie ma, rana wciąż pozostaje niezabliźniona.
Należy przy tym oddzielić dwie odrębne sprawy: pierwszą jest wyjaśnianie przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, druga, to odpowiedzialność polskiego rządu za bezwarunkowe oddanie śledztwa w rosyjskie ręce, za jego przebieg w kraju i wszystko to, co z tym związane.
Odsądzana od czci i wiary Anita Gargas za jej pierwszy reportaż pt. „Anatomia upadku”, ujawniła w swym najnowszym, telewizyjnym „Magazynie śledczym” zapis rozmowy, która odbyła się 23 kwietnia 2010 roku, w kancelarii premiera Donalda Tuska, z udziałem Edmunda Klicha - przedstawiciela Polski przy rosyjskim MAK (skrót nazwy: Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, grupującego byłe republiki sowieckie). Jak się okazało, „przedstawiciel” Polski Edmund Klich został wysłany do Moskwy jako figurant, bez tłumacza, bez pieniędzy, mimo podejmowanych prób nie miał kontaktu z premierem, co więcej, odcięty został nawet od szyfrogramu.
„Nagranie, które zaprezentowała TVP, potwierdza to, co jest wiadome od lat: były kontrowersje wokół wyboru formuły prawnej wyjaśniania przyczyn katastrofy. Z materiału wynika, że Tusk był wściekły na Klicha, który w telewizyjnym wywiadzie stwierdził, że rząd nie uczynił wszystkiego, co należy w pierwszych dniach po Smoleńsku. Chodziło zwłaszcza o wybór podstawy prawnej wyjaśniania katastrofy”, to cytat z Onetu, który trudno posądzać o sympatię wobec rządu PiS. Mówiąc wprost, dla wszystkich jest jasne, że polski rząd całkowicie podporządkował się i zdał na rosyjskie „ustalenia”, stawiając polskich śledczych w żebraczej pozycji o wszelkie materiały i dokumenty, począwszy od sekcji zwłok i zabezpieczanie dowodów na lotnisku, po czarne skrzynki i zmieniane przez Rosjan zeznania obsługi lotniska, a także okolicznych świadków oraz uniemożliwienie bezpośredniego dokonania ich przesłuchań. Nazywając rzecz po imieniu, to jest hańba. Mam nadzieję, że wolne państwo polskie stać na jej zmycie, na postawienie i pociągnięcie do odpowiedzialności byłego premiera przez Trybunał Stanu za zdradę interesu kraju i narodu! I to będzie rzeczywisty egzamin z polskości lub… „nienormalności” dla polskich władz i parlamentarzystów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/543860-zolwiki-tuska-oczekuje-postawienia-b-premiera-rp-przed-ts