W pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej dla Donalda Tuska nie miało znaczenia, czy odpowiednio zabezpieczone zostaną dowody. Czy Polska uzyska w badaniu pozycję podmiotową. Czy podległe mu służby właściwie przeanalizowały kwestie prawne. Czy wysłani do Smoleńska i Moskwy przedstawiciele państwa polskiego mają wszystko, co potrzebne do zajmowania się wyjaśnianiem okoliczności śmierci prezydenta i towarzyszącej mu delegacji. Znaczenie miało to, by w głowach Polaków nie kiełkowały „teorie spiskowe” i by rząd – a więc de facto on sam – nie został uznany za winnego jakichkolwiek zaniedbań.
A winny jest, co potwierdza rozmowa, jaką odbył 23 kwietnia ze swoimi współpracownikami oraz Edmundem Klichem, polskim akredytowanym przy MAK, której fragmenty usłyszeliśmy w „ Magazynie śledczym Anity Gargas” w TVP1.
CZYTAJ WIĘCEJ:
To co słyszymy na tym nagraniu, jest nieprawdopodobnym skandalem. W tak wrażliwej – państwowo, społecznie, emocjonalnie – sprawie Donald Tusk nie tylko zachowuje się szczeniacko wobec zgłaszającego poważne zarzuty bezczynności rządu Edmunda Klicha, ale przede wszystkim dowodzi, że nie interesuje go prawda o przyczynach katastrofy.
Gdyby było inaczej, zdenerwowałby się (w swoim stylu) na podwładnych, kazał dowiedzieć się, kto odpowiada za wysłanie Klicha bez wsparcia, tłumacza, samochodu i pieniędzy oraz uruchomił cały aparat państwa do odrabiania strat wynikających z pierwszych 13 dni od tragedii.
W tak ważnym momencie dziejowym, momencie próby dla każdego, człowiek stojący na czele rządu Rzeczpospolitej bardziej przejmuje się tym, że może stać się obiektem krytyki i że Polacy mogą winić za doprowadzenie do katastrofy stronę rosyjską. A przecież jeśli by tak było, to największy problem znów spadnie na barki Tuska – wyegzekwować udowodnienie tego, a więc obronić interes RP. Lepiej więc, by to się nie potwierdziło…
Działa wówczas w sposób, który nie tylko nasuwa myśli o takiej zwykłej zdradzie – państwa, zasad, ludzi, tragicznie zmarłych kolegów – ale też dostarcza dowodów w sprawie zdrady dyplomatycznej. A to już konkretna kwestia karna. O kolosalnym znaczeniu.
Wychodzi nam tu też klasyczny Tusk – spychacz. Gdy problem nabrzmiewa do rozmiarów nie do zbagatelizowania, organizuje sztab kryzysowy i przerzuca odpowiedzialność na innych. Dlatego sztorcuje Edmunda Klicha za wywiad, w którym ten stwierdził, iż jesteśmy „petentami” w relacjach z Rosją przy badaniu katastrofy. Dlatego ruga go za to, że śmie skarżyć się na brak wytycznych, co mu wolno, a co nie w rozmowach z Moskwą. Premier rzuca:
Jeśli dyskomfort, że nie miał pan kontaktu z premierem w sprawach polityki międzynarodowej, jest powodem, dla którego pan tak postępuje jak w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, to rzeczywiście mamy różną ocenę tego, jak powinien się urzędnik państwowy w danej sytuacji zachować
Jest arogancki, kpi, że desperacki wywiad Klicha jest spowodowany niewyspaniem i radzi mu na przyszłość spać sześć godzin.
Ostatnia zaprezentowana w „Magazynie śledczym”wypowiedź Tuska, z pierwszej po katastrofie konferencji (z 28 kwietnia), pokazuje, z jaką łatwością premier kłamał i obarczał winą Klicha za złe dla Polski swoje własne decyzje.
Widzimy też kolejną charakterystyczną postawę Donalda Tuska: lepiej nic nie wiedzieć. Przez 13 dni nie znalazł ani chwili, by skontaktować się z akredytowanym przy MAK i na własne uszy przekonać się, czy z punktu widzenia Polski badanie przebiega właściwie. Nie polecił takiego kontaktu swoim podwładnym. Bo a nuż trzeba byłoby jakoś zareagować…
Andrzej Stankiewicz w Onecie broni dziś Tuska twierdząc, iż „wiele wskazuje na to, że to Klich pod wpływem Rosjan podsunął konwencję chicagowską polskiemu rządowi”. Jest to prawdą o tyle, że w dniu tragedii Klich przekazał swojemu przełożonemu ministrowi Grabarczykowi, że wiceszef MAK zaproponował postępowanie wg załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. Obowiązkiem Grabarczyka było zbadanie tej kwestii, narada z prawnikami, premierem i podjęcie jakiejś decyzji (np. o zastosowaniu porozumienia dwustronnego z 1993 r., może po jakichś niezbędnych uszczegółowieniach). Nie zrobiono tego. I przez dwa tygodnie nie zainteresowano się, jak bronić podmiotowej roli Polski w badaniu. Czyżby potraktowano Klicha jak najlepszego speca od prawa międzynarodowego i dyplomacji jednocześnie?
Stankiewicz pisze też:
Ani polski rząd, ani prokuratura nie miały wpływu na to, jaki tryb prawny został wybrany do wyjaśnienia katastrofy.
To nieprawda, czego sam dowodzi w tym samym akapicie:
Premier Tusk przyznał po kilku miesiącach od katastrofy, że to Rosjanie wskazali 13. załącznik do konwencji chicagowskiej. Polska strona przyjęła to do wiadomości (zresztą ustnie, bo żadne porozumienie dotyczące wyboru formuły prawnej nie zostało podpisane).
Dlaczego zamiast przyjmować do wiadomości, nie zaproponowali lepszego rozwiązania? Wpływ mogli mieć, lecz tego nie chcieli.
Minister obrony Mariusz Błaszczak mówi, że teraz prokuratura powinna „jeszcze raz” zająć się tą sprawą. I wskazuje na artykuł kodeksu karnego, który mówi o niedopełnieniu obowiązków. Ale to przestępstwo już kilka lat temu się przedawniło. Lecz w tym przypadku miałby też zastosowanie artykuł mówiący o zdradzie dyplomatycznej. I śledztwo w takiej sprawie trwa.
W 2011 r. odmówiła wszczęcia go warszawska prokuratura. Podjęto je dopiero w 2016 r. Pytanie, dlaczego postępowania nie zakończono? Czy jest jeszcze – a jeżeli tak, to jaki – pomysł na skuteczne jego zamknięcie? Skuteczne, czyli napisaniem aktu oskarżenia.
Są trzy osoby w naszym państwie mające prokuratorski nadzór nad postępowaniami ws. katastrofy w Smoleńsku. To oczywiście prokurator generalny Zbigniew Ziobro, Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski oraz zastępca Prokuratora Generalnego Marek Pasionek. Ten ostatni nadzoruje prace Zespołu Śledczego Nr 1 prowadzącego m.in. główne śledztwo „smoleńskie” - dotyczące przyczyn katastrofy. Wbrew pozorom ma sporo ustaleń, o wielu regularnie piszemy na łamach portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”. Jednak trzy postępowania są wyłączone spod nadzoru prokuratora Pasionka. Sprawuje go prokurator Święczkowski. Wśród nich jest właśnie śledztwo ws. tzw. zdrady dyplomatycznej.
Jeśli ujawnione przez Anitę Gargas nagranie nie było znane prokuraturze, to zyskała ona właśnie być może jeden z najważniejszych materiałów dowodowych. Słusznym jest teraz oczekiwanie ruchu ze strony Prokuratury Krajowej. I nieoczekiwanie na ruch Tuska.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/543770-kulisy-zdrady-mamy-kolejny-puzzel-do-obrazu-tuska-po-1004