„Czas na Smoleńsk” – napisaliśmy z Marcinem Wikłą w aktualnym numerze tygodnika „Sieci” opisując, co aktualnie dzieje się w ramach śledztw prowadzonych przez Prokuraturę Krajową oraz badania podkomisji działającej przy MON.
Opisaliśmy też ubezwłasnowolnienie prokuratorów, którzy mają niekiedy związane ręce i nie mogą podejmować decyzji procesowych. Opisaliśmy wewnętrzne konflikty w podkomisji przy MON i wątpliwości jej członków do sposobu prowadzenia badania.
Opisaliśmy również problem braku zaangażowania w sprawę ministerstwa spraw zagranicznych, które pozostawiło bez pomocy nie tylko śledczych, ale i rodziny ofiar katastrofy.
Ci, którzy przed dekadą stracili swoich ukochanych, sporo mówią w naszym artykule. I są to gorzkie słowa – o rozczarowaniu, osamotnieniu, niemocy instytucji państwa. Ich cierpliwość ma granice – warto, by pamiętali o tym ci, którzy ich zawiedli.
Za każdym razem gdy piszemy o wyjaśnianiu 10/04, wypełniamy przede wszystkim własne zobowiązanie wobec ofiar tej katastrofy i właśnie ich rodzin.
Po prostu, tak jak napisaliśmy w „Sieci”, pilnowanie tej sprawy uważamy za nasz osobisty obowiązek. Niezależnie od tego, co ktokolwiek sobie pomyśli o naszych publikacjach. Wiedzieliśmy więc, że ten tekst nie będzie przyjemny dla osób zajmujących się Smoleńskiem. Ale nie możemy milczeć, gdy nasza narodowa tragedia nie jest wyjaśniana tak, jak należy.
Spodziewaliśmy się ataków. Ale nie przypuszczaliśmy, że przybiorą aż taką formę. Do tej pory pan przewodniczący Antoni Macierewicz oskarżał nas o działanie na rzecz Rosji tylko w prywatnych rozmowach. Teraz mówi już o tym publicznie. Nazywa nasz artykuł obrzydliwym, bulwersującym, pełnym kłamstw i oszczerstw. Mówi też, że próbujemy zdyskwalifikować raport podkomisji.
Mógłbym zadać panu przewodniczącemu wiele pytań, m.in. o opisany przez nas list Glenna Jorgensena, w którym zarzuca on Macierewiczowi przekazywanie do badań w NIAR fałszywych danych i kierowanie się własnym PR, a nie dobrem sprawy. Ale zadam tylko jedno:
Gdzie jest ten raport, czy może wskazać, jak można się z nim zapoznać? Nie żadne „opracowanie” (jakich wiele), nie „raport techniczny” (jak w 2018 r.), nie „streszczenie” (jak w lipcu na komisji obrony narodowej), ale RAPORT? Publikowana w odcinkach produkcja filmowa nie jest raportem z badania katastrofy.
Przywołam słowa Ewy Kochanowskiej, wdowy po Rzeczniku Praw Obywatelskich: „Ja wiem, co się stało w Smoleńsku, ale na dziś możemy sobie o tym tylko porozmawiać towarzysko, a nie można nikogo o nic oskarżyć. By było to możliwe, trzeba zacząć od przygotowania w końcu solidnego, całościowego, a nie cząstkowego raportu. Niepodważalnego, niepozostawiającego wątpliwości zapisu tego, co tam się stało. Nie rozumiem, dlaczego podkomisja nie jest wstanie w końcu takiego dokumentu przygotować.” Czy pani Ewa też zostanie nazwana kłamcą?
Aby być dobrze zrozumianym – uważam, że członkowie podkomisji, na czele z jej przewodniczącym, mają wielkie zasługi w wyjaśnianiu katastrofy, przed kilkoma laty to dzięki ich pracy i determinacji wszyscy mogliśmy zobaczyć, jak skandaliczne były działania prowadzone przez komisję Jerzego Millera i wojskową prokuraturę. To oni postawili publicznie wiele kluczowych pytań i zdemaskowali nierzetelne prace ekip, które pierwotnie zajmowały się 10/04.
Mam też dużo szacunku do prokuratorów prowadzących śledztwo w zespole działającym w Prokuraturze Krajowej. To oni umiędzynarodowili to postępowanie. Zebrali taką plejadę zagranicznych ekspertów, jakiej trudno szukać w wielu innych badaniach katastrof lotniczych na świecie.
Ale śledczy potrzebują zielonego światła od swoich przełożonych do podejmowania decyzji procesowych, potrzebują możliwości współpracy z rodzinami, potrzebują zgody na należytą politykę informacyjną.
Podkomisja zaś musi albo zakończyć swoje prace publikacją raportu (skoro od tak dawna słyszymy, że jest on gotowy), albo jasnego zakomunikowania, jak długo mogą one potrwać, co pozostało do zrobienia i zaprzestania dzielenia się tezami, w które mamy wierzyć na słowo.
Podkreślam: nie dyskutujemy o wynikach prac i tezach stawianych przez badających, bo to przecież jeszcze nie ten etap (być może są trafne, nie wykluczamy tego), ale o metodologii pracy. A ta, jak wynika z relacji bardzo wielu osób zajmujących się tą sprawą, jest daleka od ideału. Tak daleka, by raz jeszcze zaapelować: „Nie warto tej sprawy zostawiać w takim stanie. Bo ktoś kiedyś nam wszystkim to wypomni”.
Cały nasz artykuł dostępny jest w papierowym wydaniu tygodnika „Sieci”, które w tym tygodniu znajdą Państwo w kioskach oraz w strefie Premium portalu wPolityce.pl. Zachęcam, by dołączyć do naszej Sieci Przyjaciół i być na bieżąco z wszystkimi naszymi publikacjami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/521368-tragedia-smolenska-zasluguje-na-profesjonalne-wyjasnienie