Tego dnia, 10 lat temu, pracowałem w Zagrzebiu.
Miałem dyżur w redakcji jednego z chorwackich dzienników, w którym wtedy pracowałem. W pewnym momencie na ekranie mojego komputera, na otwartej właśnie stronie BBC pojawiło się zdjęcie polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Pod spodem był napis, przez który na chwilę zakręciło mi się w głowie. Było około dziesiątej rano.
Zastanawiałem się jak mam zadzwonić do żony Polki, w dziewiątym miesiącu ciąży, bo bałem się jej reakcji na tę przerażającą wiadomość. Wiedziałem, że najlepiej będzie, jeśli dowie się tego ode mnie, niż od kogoś obcego. Zadzwoniłem, powiedziałem co się stało. W telefonie chwila ciszy. Krótko się wtedy pomodliliśmy za dusze wszystkich, którzy tego dnia zginęli.
Tę sobotę i całą niedzielę spędziłem w redakcji na pisaniu tekstów związanych z katastrofą. W trakcie tych kilku pierwszych dni nie było jeszcze dyskusji o wszystkim co wydarzyło się tego mglistego poranka w Smoleńsku. Nie było kłótni. To, co obcokrajowiec mógł wtedy zobaczyć, patrząc na Polskę, to była wielka jedność w cierpieniu, patrzyliśmy na naród, który próbował znaleźć sens w bólu, który dotyka najgłębszych zakamarków jego serca. Był to jednocześnie tragiczny i fascynujący widok.
Do tej chwili mogłem tylko czytać o wielkiej i trudnej historii polskiego narodu lub słuchałem o niej od swojej żony. Dziesięć lat temu 10 kwietnia na moich oczach rozegrał się nowy rozdział jego historii. Zaledwie w kilka dni nauczyłem się więcej o duszy Polski, niż przez kilka lat czytania książek historycznych i rozmów z moimi polskimi braćmi i siostrami.
Myślę, że my Chorwaci odczuwamy tę duszę jako bardzo nam bliską, nie tylko z powodu wspólnych słowiańskich korzeni, ale z powodu podobnego losu naszych historii, pełnych niezwykle trudnych doświadczeń. Oczywiście także z powodu wiary w Jezusa Chrystusa, w której wszystkie nasze losy znajdują sens i spełnienie.
Mogłem tego doświadczyć w tamtym czasie w mojej ojczyźnie, kiedy o losie polskiej elity Chorwaci mówili ze smutkiem, szacunkiem i zrozumieniem. Może nie potrwało to długo, tak jak nie trwało długo polskie poczucie jedności. Ale ślad pozostał.
Pięć dni po katastrofie w Smoleńsku urodził się mój syn, któremu daliśmy dwa imiona, polskie i chorwackie, Jan Josip. Nasze życie potoczyło się dalej swoim tokiem, w nowym kierunku i z nową nadzieją. Tą drogą potoczyło się też życie Polaków. Obok wiary jak zwykle stanęła pamięć i nadzieją, że żadna z tych ofiar nie poszła na marne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/495359-jak-ja-chorwat-przezylem-wiadomosc-o-tragedii-w-smolensku