W kwietniu 2010 roku i później Polacy wybierali między krzyżem z Krakowskiego Przedmieścia a krzyżem z puszek. Między suplikacją „Święty Boże, Święty Mocny…” a wołaniem „chcemy Barabasza”.
Był to wybór, od którego wówczas nie można było uciec. Po jednej stronie Polska z jej dziedzictwem, po drugiej nicość, a może i coś gorszego.
Dziś także stajemy przed tym wyborem. Z jednej strony profanacje środowisk LGBT, z drugiej Matka Boska Częstochowska, tak często teraz obecna w naszych domach z racji transmisji mszy św. z Jasnej Góry.
Nie wszyscy wybierają dobrze. To zresztą niemożliwe. Ważne, że wciąż wystarczająco wielu z nas wybiera to, co dobre i prawdziwe, co tak bardzo polskie, by Polska trwała. By rozwijała się w zgodzie z tym, co odziedziczyliśmy po minionych pokoleniach, a nie przeciw temu.
Dziś, 10 lat po wielkiej narodowej tragedii, trzeba przede wszystkim dziękować tym milionom Polaków, często zwykłych, skromnych ludzi, ciężko walczących o chleb codzienny, którzy dobrze rozpoznali moment dziejowy. Dostrzegli, że w Smoleńsku pod znakiem zapytania stanęło daleko więcej niż można było sądzić. Bo Polska, która przeszłaby obok tej katastrofy obojętnie, w istocie dowiodłaby, że nie ma woli życia.
Dziś, 10 lat po tamtych kwietniu, Polska jest już innym krajem. Opluwany patriotyzm stał się oczywistością, i nawet „europejska” opozycja macha biało-czerwonymi flagami. Po różowych balonikach i czekoladowym orle nie ma śladu. Świadomość, że musimy mieć silne państwo, stała się powszechna. Pedagogika wstydu kona nawet na łamach „Wyborczej”.
To była długa dekada, w sumie bardzo ciężka. Ale nie mieliśmy innego wyjścia. Polska musi istnieć, a istnieć może tylko wówczas, gdy chcą tego Polacy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/495302-to-byl-wybor-miedzy-krzyzem-sprzed-palacu-a-krzyzem-z-puszek