„10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” to cykl tekstów przypominających wydarzenia poprzedzające katastrofę smoleńską. Dzień po dniu odtwarzamy publikacje, wypowiedzi, atmosferę tamtych dni, analizujemy dokumenty, by z perspektywy dekady na nowo spojrzeć na tło narodowej tragedii.
Arabski wyprasza tłumaczkę
17 marca 2010 r. w Moskwie doszło do spotkania Tomasza Arabskiego z wiceszefem administracji Putina Jurijem Uszakowem. Pierwotnie w spotkaniu w restauracji „Dorian Grey” ze strony MSZ Rosji mieli uczestniczyć Władimir Siedych (zastępca III Europejskiego Departamentu) i Siergiej Siemionow (zastępca kierownika Wydziału Polskiego III ED). Tomaszowi Arabskiemu miał towarzyszyć Piotr Marciniak, Marek Bogacki i Justyna Gładyś. Ostatecznie rozmowy odbyły się w „cztery oczy” jedynie z udziałem Justyny Gładyś (z wydziału politycznego ambasady w Moskwie) w charakterze tłumacza.
Oficjalnie spotkanie poświęcone było przygotowaniom do spotkania premierów Tuska i Putina oraz agendzie ich rozmów. W drugiej części uczestniczył również Igor Sieczyn, wicepremier Rosji. Jak odnotuje później Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, rozmowa z Sieczynem nie dotyczyła jedynie uroczystości w dniu 7 kwietnia 2010 roku, ale również wzajemnych relacji polsko – rosyjskich.
Ta sama prokuratura w postanowieniu o umorzeniu śledztwa w tzw. organizacyjnym wątku katastrofy smoleńskiej zapisze:
Justyna Gładyś uczestniczyła w rozmowach prowadzonych w dniu 17 marca 2010 roku Tomasza Arabskiego z ministrem Uszakowem. Po zakończonych rozmowach dowiedział się od niej, że Tomasz Arabski zażyczył sobie dyskrecji dotyczącej tych rozmów, co było dość niezwykłe i rzadkie.
Co jeszcze wiemy o tym spotkaniu?
Jak zeznał sam Uszakow, poinformował on Arabskiego o głównych akcentach wystąpień publicznych Władimira Putina w Katyniu i Smoleńsku w dniu 7 kwietnia. Nie były natomiast omawiane jakiekolwiek techniczne lub organizacyjne sprawy dotyczące lądowania w Smoleńsku 7 kwietnia. Dodał jednak, że „zarówno on, jak i Tomasz Arabski wiedzieli, że jest to lotnisko wojskowe i nie służy zwykłym samolotom rejsowym. Rejsy specjalne zapewne wymagały uzgodnienia ze stroną rosyjską za pośrednictwem MSZ Rosji”.
Dużo ciekawsze są zeznania samej Gładyś:
Sieczin pochwalił się, że ta restauracja należy do jego przyjaciela. (…) Rozmowę z Sieczinem tłumaczyłam całą, natomiast rozmowę z Uszakowem częściowo z tego powodu, że część rozmowy odbyła się w języku angielskim i wtedy ja byłam proszona, żeby im nie towarzyszyć. (…) Kiedy wróciliśmy do ambasady min. Arabski publicznie, w obecności wszystkich pracowników i min. Kremera zobowiązał mnie do zachowania poufności. Nie było to dla mnie zaskoczeniem.
Co innego wynika z zeznań ambasadora Bahra:
Jerzego Bahra. Powiedział on prokuratorom:
Wziąłem panią Gładyś do naszego pomieszczenia zamkniętego, tzw. sali 100, i poprosiłem ją o jakiś komentarz - wyjaśnienie. Dowiedziałem się od niej, że minister Arabski zabronił jej poinformowania o treści swoich rozmów w Moskwie. (…) Dla mnie to była sytuacja zupełnie nienormalna. (…) Arabski wzburzony wrócił z tych rozmów i wszyscy to widzieli w ambasadzie (…) Praktyka, że ambasador ma czegoś nie wiedzieć, jest dla mnie niezrozumiała i nigdy o czymś takim nie słyszałem.
Nie ma więc możliwości zweryfikowania, czego dotyczyła rozmowa szefa KPRM z jednym z najważniejszych współpracowników Władimira Putina. Nie ma też notatki Arabskiego z tego spotkania.
Dodatkową wiedzę przekazał Grzegorz Cyganowski z ambasady, który powiedział prokuratorom, iż rozmowa, o której Arabski zabronił mówić pracownikom moskiewskiej ambasady, dotyczyła lotniska w Smoleńsku.
Drugie spotkanie w Moskwie – w tajemnicy przed prezydentem
W Moskwie doszło tego dnia do jeszcze jednego ważnego spotkania. Wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer rozmawiał ze swoim odpowiednikiem Władimirem Titowem.
Z tych rozmów powstała obszerna, 9-stronicowa notatka (dotyczy też wielu innych kwestii – małego ruchu granicznego, Partnerstwa Wschodniego, czy Ukrainy). Wśród 21 jej adresatów są urzędnicy polskiego rządu, na czele z ministrami Sikorskim i Arabskim (ale też m.in. Bogdan Borusewicz, Cezary Grabarczyk, Paweł Graś, czy dor5acy Donalda Tuska), ale nie ma nikogo z pałacu prezydenckiego. A to dokument, który kancelaria prezydenta powinna znać. Okazuje się bowiem, że wiceszef MSZ sporą część swojej rozmowy z rosyjskim odpowiednikiem poświęcił na wizytę Lecha Kaczyńskiego.
Wyjaśniłem, że strona polska traktuje uroczystości 7 kwietnia w kontekście ich szczególnego symbolizmu z uwagi na zaproszenie wystosowane przez W. Putina do Premiera RP, natomiast uroczystości 10 kwietnia stanowią swoisty „zagraniczny” element obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, wpisujący się w wieloletnią tradycję odwiedzania przez delegacje polskie Katynia.
Władimir Titow o 10 kwietnia powiedział ponadto, że „Prezydent D. Miedwiediew nie zamierza uczestniczyć w tych uroczystościach”. Nie sposób zrozumieć więc zrozumieć, dlaczego tymi informacjami MSZ nie podzielił się z prezydentem.
Wiceszef rosyjskiego MSZ stwierdził też, że lotnisko w Smoleńsku będzie przygotowane na przyjęcie polskich samolotów 7 i 10 kwietnia, że zarówno wizyta Premiera, jak i wizyta Prezydenta zostaną zabezpieczone logistycznie (ochrona, środki transportu). Podkreślał, że prezydent Kaczyński zostanie przyjęty w sposób godny głowy państwa, że strona rosyjska zapewni sposób reprezentacji identyczny jak w 2007 roku, tj. że ze strony rosyjskiej udział w uroczystościach weźmie pełnomocny przedstawiciel prezydenta Rosji w centralnym okręgu federalnym, G. Połtawczenko. Minister zapowiedział swój udział, jak również udział gubernatora Smoleńska i władz lokalnych.
Titow powiedział prokuratorom, że temat zbliżających się uroczystości „poruszono w ogólnych zarysach”. W swoich zeznaniach wizytę prezydenta nazywa „prywatną”. Jak dodał, na pytanie Andrzeja Kremera o możliwość wykorzystania lotniska w Smoleńsku, odpowiedział, że… ta sprawa wymaga przemyślenia. Choć z notatki Andrzeja Kremera wiemy, iż 17 marca Titow zapewnił go, że „gospodarze podjęli działania mające na celu uruchomienie lotniska wojskowego w Smoleńsku”. Pisaliśmy o tym niedawno:
CZYTAJ WIĘCEJ: 10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ. 13.03 – Rosjanie szykują lotnisko. Jakie przepisy złamali?
Titow zeznał też, że podczas jego oficjalnych kontaktów z przedstawicielami strony polskiej nie były poruszane jakiekolwiek sprawy techniczne związane z zabezpieczeniem podróży Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska.
Prezydent zaprasza generałów…
17 marca 2010 r. szef kancelarii prezydenta Władysław Stasiak napisał do ministerstwa obrony Bogdana Klicha:
(…) Pan Prezydent zamierza zaprosić do wzięcia udziału w tej uroczystości najważniejszych dowódców Wojska Polskiego.
Biorą pod uwagę wymiar historyczny tragicznych wydarzeń sprzed siedemdziesięciu lat, które dotknęły boleśnie cały Naród Polski i obywateli II Rzeczypospolitej, a szczególnie polskich oficerów wszystkich rodzajów wojsk, Pan Prezydent chciałby, aby w gronie uczestników uroczystości w Lesie Katyńskim udział wzięli: generał Franciszek Gągor - Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, generał broni Bronisław Kwiatkowski - Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych, generał broni pil. Andrzej Błasik - Dowódca Sił Powietrznych, generał dyw. Tadeusz Buk - Dowódca Wojsk Lądowych, generał dyw. Włodzimierz Potasiński - Dowódca Wojsk Specjalnych, wiceadmirał Andrzej Karweta - Dowódca Marynarki Wojennej RP, generał bryg. Kazimierz Gilarski - Dowódca Garnizonu Warszawa”.
Bogdan Klich sporządził na dokumencie odręczną adnotację:
Zgoda, zwłaszcza, że ja też się wybieram. B. Klich
Tydzień później MON przekaże Kancelarii Prezydenta RP oficjalną zgodę ministra obrony (Klich napisze nawet: „Takie wzmocnienie polskiej delegacji podkreśli wagę obchodów i jednocześnie będzie dowodem szacunku, jakim Siły Zbrojne RP otaczają historię”). Na bieżąco będzie informowany przez KPRM o zarezerwowanych na ten dzień samolotach, a więc zaakceptuje swój przelot wraz z najważniejszymi dowódcami jednym samolotem. Dopiero 8 kwietnia okaże się, ze Klich jednak nie leci, a MON będzie reprezentował wiceminister Stanisław Komorowski.
…i ministra Sikorskiego
17 marca 2010 r. Mariusz Handzlik wysłał prośbę do Radosława Sikorskiego o udział w delegacji towarzyszącej prezydentowi. Następnego dnia w imieniu szefa dyplomacji Cezary Król z MSZ poinformuje, że minister nie weźmie udziału w delegacji.
„Moskowskij Komsomolec” o wadze rocznicowych uroczystości
Coraz więcej o zbliżających się obchodach piszą też media w Rosji. „Czy Władimir Putin wyrzeknie się Józefa Stalina?” - pytał 17 marca dziennik „Moskowskij Komsomolec”, co odnotowała Polska Agencja Prasowa.
„Katyń jest prawdopodobnie najboleśniejszym problemem, jaki Rosja odziedziczyła po ZSRR” - ocenia autor publikacji w wielkonakładowej gazecie sympatyzującej z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem, znany rosyjski dziennikarz zajmujący się tematyką historyczną, Leonid Mleczin. „I w Polsce, i w Rosji czeka się na to, co powie szef naszego rządu” - podkreśla Mleczin i dodaje: „Nadszedł czas, aby podjąć ostateczne decyzje dotyczące losu tej spuścizny”.
Publicysta przypomina, że szef grupy dochodzeniowej Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, która prowadziła śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej, za winnych uznał Stalina, jego współtowarzyszy z Politbiura, szefów NKWD i bezpośrednich wykonawców egzekucji. „Wydawało się, że powstały warunki do postawienia kropki w tej tragedii, która skłóca Rosję i Polskę. Jednak stało się to, co tylko pogorszyło sytuację! W 2004 roku sprawę umorzono z powodu śmierci winnych. Co więcej - materiały śledztwa utajniono. Sprawiło to, że nasiliły się rozmowy o tym, że Rosja ukrywa stalinowskie zbrodnie” - podkreśla Mleczin. „Co teraz może powiedzieć nasz premier, gdy spotka się z Polakami?” - pyta autor. Zauważa, że „ostrożne, dozowane przyznania winy padły już z ust przedstawicieli rosyjskiego rządu 10 lat temu, gdy otwierano zespoły memorialne w Katyniu i Miednoje”.
Według Mleczina, „ograniczenie się teraz do abstrakcyjnego potępienia nieludzkiej machiny totalitaryzmu bez wymienienia nazwisk będzie równoznaczne z przekazaniem katyńskiej spuścizny następnemu pokoleniu”. Publicysta przestrzega, że „nieudana byłaby formuła powiązania Katynia z losem czerwonoarmistów, którzy dostali się do niewoli po przegranej wojnie z Polską w 1920 roku i którzy zmarli w obozach jenieckich”.
„Co można więc zrobić?” - pyta i odpowiada: „Skierować przygotowany przez Główną Prokuraturę Wojskową akt oskarżenia do Sądu Najwyższego, aby wydał ostateczny werdykt”. Zdaniem Mleczina, innym wariantem mogłoby być wskazanie winnych i danie politycznej oceny tej zbrodni przez Dumę Państwową lub prezydenta Rosji. „W ten sposób w historii, która zaczęła się 70 lat temu, postawiona zostałaby kropka” - wskazuje.
W ocenie publicysty, „przeszkadza temu przede wszystkim stan umysłu społeczeństwa rosyjskiego”.
„Wiedzę o zbrodniach stalinowskich w ich pełnym wymiarze mają tylko historycy. Dla ludzi starszego pokolenia każde takie odkrycie, to szok. A młodsze pokolenie najwyraźniej nie ma ochoty wyjaśniać, co działo się w rzeczywistości i kieruje się hasłem: nie pozwolimy im, by oskarżali Rosję!” - wyjaśnia Mleczin. Publicysty podkreśla, że „problem polega na tym, iż za granicą doskonale wiedzą, kto zamordował polskich jeńców”. „Tak więc reputacji Rosji w danym wypadku szkodzi negowanie tego, co oczywiste” - konstatuje.
Mleczin uznaje za „bluźnierstwo” sugerowanie, że „powiedzenie prawdy o zbrodni popełnionej w Katyniu obrazi pokolenie wojenne”. „To nie ma nic wspólnego z Wielką Wojną Ojczyźnianą. Żołnierze, którzy walczyli na frontach, i robotnicy zaplecza, nie mają żadnego związku z tą zbrodnią” - zaznacza. „I właśnie w interesie państwa leży oddzielenie zbrodniarzy od narodu, weteranów. A ukrywanie masowego mordu wygląda na współudział” - przestrzega. „Dlaczego Rosjanie wobec całego świata powinni dzielić ze stalinowskimi zbrodniarzami odpowiedzialność za to, czego nie uczynili?” - dodaje.
Mleczin podkreśla, iż „najważniejsze jest to, że nie można w nieskończoność przekazywać tej tragicznej spuścizny nowym pokoleniom”. „Czekam na to, by przywódcy Rosji powiedzieli, że czas nabrać odwagi, uporać się z katyńskim spadkiem i przezwyciężywszy przeszłość, iść naprzód” - konkluduje Mleczin.
Rocznicowy dodatek
Z datą 17 marca 2010 r. ukazuje się specjalne wydanie [„Tygodnika Powszechnego” zawierające dodatek na 70. rocznicę mordu NKWD na polskich bohaterach, „Zbrodnia katyńska – 70 lat później”.
Znajdujemy w nim kilkanaście okolicznościowych tekstów, wywiadów. Przywołam fragmenty czterech z nich. Wszyscy ich autorzy/wywiadowani zginęli 10 kwietnia w Smoleńsku.
Cały dodatek dostępny jest bezpłatnie tutaj.
Lech Kaczyński: dopiero teraz zdajemy sobie sprawę z ogromu strat, jakie wówczas Polska poniosła
Dla władz ZSRR znajdujący się za kratami obozów i więzień Polacy byli zawziętymi wrogami władzy radzieckiej, pełnymi nienawiści do ustroju radzieckiego. Z sowieckiego punktu widzenia byli wrogami, bo wierzyli w ideały, które z gruntu były obce i nienawistne komunistom. Odwaga, zdolności, przekonania i patriotyzm polskich jeńców dla Związku Radzieckiego stanowiły zagrożenie. Niebezpieczna była ich wiara w wolną i suwerenną Polskę, w państwo demokratyczne, nowoczesne i silne, które zbudują po stuleciu zaborów. Nie o taką Polskę chodziło „towarzyszowi Stalinowi”. Dlatego zginęli. Bez sądu, wyroku, obrońców; bez winy.
(…) Pamięć o Katyniu - jak symbolicznie określamy tragiczne wydarzenia z marca i kwietnia 1940 r. - jednak przetrwała. Nie udało się wykreślić z kart polskiej historii tej komunistycznej zbrodni ludobójstwa. Przede wszystkim zaś nie udało się usunąć z polskiej pamięci tych, którzy wówczas oddali swoje życie. Zbrodnia katyńska to bowiem nie suche liczby ofiar. To tragiczny los tysięcy konkretnych ludzi, tworzących to, co najlepsze w wolnej ojczyźnie, a potem zamordowanych przez enkawudzistów w leśnej głuszy i sowieckich kazamatach. Jednak dopiero w wolnej Polsce możemy oddać należną cześć ofiarom katyńskiej zbrodni. I dopiero teraz zdajemy sobie sprawę z ogromu strat, jakie wówczas Polska poniosła.
Janusz Kurtyka: Katyń to kłamstwo założycielskie PRL
Wojciech Pięciak: W publikacjach o Katyniu pojawia się teza, że był to „mord założycielski” systemu komunistycznego w powojennej Polsce. Czy to określenie adekwatne?
Janusz Kurtyka: Dwadzieścia kilka tysięcy ludzi, których NKWD zamordowało w 1940 r., stanowiło część elit niepodległej Polski. Fakt, że po 1945 r. tych ludzi zabrakło, ułatwił komunistom zainstalowanie nowego systemu. Po drugie, po 1945 r. powstała sytuacja, w której kłamstwo o Katyniu, sprokurowane przez NKWD w latach 1943-44, stało się dla władz PRL „kłamstwem założycielskim”: zaakceptowali je i trwali w nim do 1989 r. Można by rzec, że przyznanie się do tego, kto tę zbrodnię popełnił, delegitymizowałoby władze PRL w oczach opinii publicznej. Oczywiście, wiadomo było, że one zostały zainstalowane siłą i opierały się na sfałszowanych wyborach i strachu. Ale gdyby rządzący w PRL przyznali, kto mordował w Katyniu, byłby to cios nawet w oczach ich własnego aparatu i tych grup społecznych, które z takich czy innych przyczyn ich wspierały. W tym sensie był to „mord założycielski” PRL-u.
Andrzej Przewoźnik: tylko prawda, dialog, szacunek
Pojednanie między Polakami i Rosjanami jest oczywiście możliwe, ale - o czym jestem przekonany - niestety jeszcze długo nieosiągalne. Nie chodzi przecież o jednostkowy, choćby najbardziej symboliczny gest, lecz o przemyślany, zrozumiany i konsekwentnie realizowany proces uwalniania wzajemnych relacji od spraw z przeszłości, która Polaków i Rosjan dzieli i zapewne długo jeszcze dzielić będzie. Spraw bolesnych, wciąż żywych i wywołujących wśród wielu Polaków emocje. Dialog musi opierać się na zrozumieniu partnera i jego wrażliwości, na szacunku dla jego historycznych doświadczeń. A z tym niestety nie jest w Rosji najlepiej.
(…) To właśnie wspólny ból i pamięć, a zwłaszcza szacunek dla ofiar zbrodni katyńskiej i ich rodzin nakładają na nas, na Polaków i Rosjan, na obecne pokolenie, obowiązek uporania się ze spuścizną totalitarnej przeszłości. Relacje między narodami i ludźmi powinny być budowane na prawdzie i wartościach ogólnoludzkich. Tylko prawda, wiara we wspólne wartości i szacunek dla siebie mogą zbudować między Polakami i Rosjanami normalne relacje.
Dziś to wszystko leży w rękach polityków. Wierzę, że nie zabraknie wyobraźni, mądrości i woli pozytywnych działań. To wyzwanie, ale także obowiązek w stosunku do obecnych i przyszłych pokoleń Polaków i Rosjan.
Bożena Łojek: Czekamy na konkrety
Trzykrotnie uczestniczyłam w spotkaniach z przedstawicielami najwyższych władz rosyjskich, kiedy padły słowa „przepraszam”.
(…) Jednak ma to tylko znaczenie moralne. Bo ze strony władz Rosji nie padły żadne jasne deklaracje dotyczące tego, co Rosja ma zamiar zrobić z odtajnieniem akt śledztwa, tak zwanej białoruskiej listy katyńskiej [dotyczącej części zabitych na mocy decyzji władz ZSRR z 5 marca 1940 r. - red.] czy przekazaniem stronie polskiej dokumentów, teczek personalnych ofiar oraz ich rehabilitacją w sądach rosyjskich. Bo tam nasi bliscy, pomordowani w Katyniu, nadal są traktowani jak przestępcy.
I to nie zmieniło się do dziś.
Marek Pyza
Wszystkie części kalendarium „10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” znajdziesz tutaj.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/491647-1004-dekade-pozniej-1703-tajne-rozmowy-z-rosjanami