To nie była łatwa konwencja, także ze względu na jej szerszy kontekst. Nie ma co ukrywać, że czwartkowe wydarzenia w Sejmie nie pomogły w budowaniu dobrego nastroju. Tym cenniejsze z punktu widzenia PiS i prezydenta jest przesłanie, które popłynęło z sali Expo w Warszawie.
Padło dużo słów, także ważnych słów, ale najważniejsze było co innego: pokazanie, że i prezydent, i jego zaplecze chcą walczyć, że wciąż mają w sobie dużo energii. I także niezbędnej pewności siebie. Bez tego nie da się wygrać, tym bardziej, że - jak zauważył Andrzej Duda - wiele się w Polsce zmieniło na lepsze - to ekosystem medialny, zwłaszcza ten rozproszony, dysponujący realną mocą interpretacji zdarzeń - zmienił się w sumie bardzo niewiele. To jest najpotężniejsza przeszkoda na drodze do reelekcji, którą pokonać można jedynie sprytem, inteligencją, talentem i bardzo ciężką pracą.
Była to konwencja, która - w jakiejś mierze zapewne świadomie - była odwołaniem się do stylu i ducha kampanii 2015-go roku. Do ducha, którego istotą było zwrócenie się bezpośrednio do Polaków, i także odniesienie się do ich problemów. Jeśli i tym razem uda się wywołać tę pozytywną falę, która wówczas wyniosła Andrzeja Dudę do najwyższego urzędu w państwie, jeżeli na setkach tysięcy płotów znów zawisną plakaty, to będzie po sprawie. Pierwszy krok w tym kierunku został zrobiony.
Co ważne: usłyszeliśmy prezydenta, który nie ukrywał dumy z osiągnięć, ale jednocześnie podkreślał: przed nami jeszcze daleka droga, jest jeszcze wiele do zrobienia. Więcej, były w tym przemówieniu także tony gniewne, odnoszące się do spraw nierozwiązanych (służba zdrowia), do starych i nowych problemów. To jest ton, który powinien towarzyszyć prezydentowi w toku całej kampanii. Opozycja marzy przecież, by stanąć naprzeciw polityka sobą zachwyconego, którego łatwo będzie przedstawić jako oderwanego od życia, zamkniętego w złotej klatce.
Marsz po reelekcję obóz prezydenta rozpoczął więc nawiązaniem do chlubnej przeszłości, i kampanijnej, i politycznej. Sztabowcy muszą jednak pamiętać, że to jest już inna bitwa, i że potrzebne są także nowe pomysły, a także nowe idee. I małe, i duże. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa.
Dziś, 15 lutego 2020 roku, Andrzej Duda wyruszył w bój. W bardzo podobnym stylu jak pięć lat temu. Był w świetnej formie: wyluzowany, ale i skupiony. Pewny siebie, ale i pokorny. Poważny, ale i dowcipny. Jasno stojący po stronie reform, ale również wzywający do wzajemnego szacunku. Wreszcie, sprawnie, ale i nienachalnie eksponujący swoje atuty, w tym żonę i córkę. W sumie był taki, jak wówczas, gdy wygrywał z Bronisławem Komorowskim. Można odnieść wrażenie, że kampanijna walka to jest coś, co lubi, i co wyraźnie mu służy.
Mówiąc, że Polska jest już inna niż 5 lat temu, prezydent zaakcentował zapewne także zmiany cywilizacyjne, światopoglądowe, które sprawiają, że zwycięstwo może być nawet trudniejsze niż pięć lat temu. To prawda, nie jesteśmy jako naród są impregnowani na globalne procesy, także te złe, nawet fatalne, tym bardziej, że są one nakręcane przez potężne siły również w kraju. Ale polska dusza wciąż jeszcze nie została przemielona. Więcej, wygrana kampania może to, co dobre, nie tylko ocalić, ale i umocnić. Znów jest na to bardzo duża szansa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/487175-taki-wlasnie-andrzej-duda-pokonal-bronislawa-komorowskiego