„10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” to cykl tekstów przypominających wydarzenia poprzedzające katastrofę smoleńską. Dzień po dniu odtwarzamy publikacje, wypowiedzi, atmosferę tamtych dni, analizujemy dokumenty, by z perspektywy dekady na nowo spojrzeć na tło narodowej tragedii.
Kolejne spotkanie Kremera
Piątek, 12 lutego 2010 r. Trwają przygotowania do organizacji wizyty Donalda Tuska w Katyniu. Pod tą datą nie znajdujemy jednak żadnych dokumentów, śladów spotkań istotnych dla nakreślenia
Na „pojednanie” z Rosją pracuje cała machina rządowa, wszystkie instytucje podległe premierowi, na czele z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz MSZ. Wiceszef polskiej dyplomacji Andrzej Kremer tego dnia spotyka się z szefem kancelarii prezydenta Władysławem Stasiakiem. Wiemy to z późniejszego pisma Kremera do Stasiaka, ale nie znamy szczegółów ich rozmowy.
Można jednak przypuszczać, że niewiele się ona różni, od tej, jaką dzień wcześniej Andrzej Kremer odbył z innym prezydenckim ministrem Mariuszem Handzlikiem, gdy przedstawił trzy scenariusze uroczystości, w tym jeden zakładający wspólną wizytę Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego.
Kuźniar wychwala Putina
Ukazuje się za to interesujący tekst w „Gazecie Wyborczej”, dla której „pojednanie” z Rosją, sukces rządu Donalda Tuska i umniejszenie roli prezydenta Kaczyńskiego jest najwyższą racją. Marcin Wojciechowski w obszernej analizie „Putin zaprosił, ale kto pojedzie” pisze:
Przed tegorocznymi uroczystościami w Katyniu polscy politycy powinni odpowiedzieć sobie na pytanie: czy ważniejsze są ambicjonalne przepychanki między prezydentem a premierem, czy też obecność w Katyniu premiera Putina, formalnie drugiej, a faktycznie pierwszej osoby w Rosji?
W kolejnym akapicie opinia późniejszego doradcy Bronisława Komorowskiego, wtedy „tylko” eksperta ds, międzynarodowych prof. Romana Kuźniara:
Moim zdaniem niezależnie od intencji drugiej strony trzeba przyjąć rosyjskie zaproszenie za dobrą monetę. Putina musi naprawdę sporo kosztować wyjazd do Katynia. Doceńmy ten gest i dajmy mu być gospodarzem tych uroczystości
Nie jątrzyć, nie próbować organizować po swojemu uroczystości ku czci pomordowanych polskich oficerów. Słuchać się Rosji, dać jej wolną rękę i cieszyć się jej paciorkami – to polska racja stanu.
„Wyborcza” ze zrozumieniem o Rosji
Ten tekst spokojnie mógłby ukazać się w jakiejś „liberalnej” gazecie moskiewskiej. Wojciechowski pisze:
Udział polskiego prezydenta w uroczystościach katyńskich nie jest Rosjanom na rękę z kilku powodów. Główny ciężar w stosunkach z Polską wyraźnie wziął na siebie ostatnio w Moskwie premier Putin. To on był 1 września na Westerplatte. To on napisał artykuł opublikowany w przeddzień tej wizyty w „Gazecie Wyborczej”, w którym potępił pakt Ribbentrop-Mołotow i wyraził wolę poprawy stosunków z Polską. Były w tym tekście pewne fragmenty rażące polską wrażliwość (relatywizacja postępowania Stalina), ale był to jednak gest, który musiał Putina kosztować sporo wysiłku i którego nie sposób nie docenić. W Polsce oczywiście od razu znaleźli się sceptycy wytykający, że to za mało. Ale biorąc pod uwagę, że Putin rzadko wyciąga dłoń do zgody i niechętnie krytykuje radziecką przeszłość, był to jednak znaczący gest. Prezydent Kaczyński odpowiedział na ten gest, nazywając w swoim przemówieniu Katyń „zbrodnią ludobójstwa” i „zemstą za sowiecką przegraną w wojnie polsko-bolszewickiej 1920”. Pomijając spory prawne - bo wcale nie jest jednoznaczne, czy Katyń można zakwalifikować jako ludobójstwo - był to dla Putina pewnego rodzaju policzek. Jego gest w postaci przyjazdu do Gdańska spotkał się z ostrą reakcją prezydenta Polski. Rząd PO-PSL od początku swego istnienia przestał upierać się, by Rosja uznała Katyń za ludobójstwo. Wystarczy termin zbrodni wojennej albo zbrodni przeciwko ludzkości, które także nie ulegają przedawnieniu. Za ludobójstwem jest IPN, PiS oraz prezydent Kaczyński.
Mamy tu jasny podział – rozsądny rząd, który potrafi zrobić krok wstecz na drodze do „ucywilizowania” Rosji i pisowska część polskiego establishmentu, która nie szuka prawdy i dziejowej sprawiedliwości, lecz dąży do konfrontacji. I dalej, z pełnym zrozumieniem dla stanowiska Moskwy:
Trudno się więc dziwić, że Rosja nie chce, by podczas kwietniowych obchodów w Katyniu Lech Kaczyński powtórzył „to było ludobójstwo”. Ryzyko jest realne, bo prezydent prowadzi już de facto kampanię przed jesiennymi wyborami. Zaś dla jego elektoratu słowa, że Katyń był ludobójstwem, to oczywistość. - Zależy nam, by uroczystości katyńskie nie przerodziły się w demonstrację polityczną - powiedział niedawno rosyjski szef MSZ Siergiej Ławrow. Rosyjscy dyplomaci precyzują, że chodzi o to, by te uroczystości nie zostały wykorzystane przez polskich polityków do wewnętrznej rozgrywki. - Wśród przeciętnych Polaków nastroje antyrosyjskie są naprawdę niewielkie - mówi „Gazecie” rosyjski dyplomata. - Ale wasi politycy uważają za punkt honoru, by na tych nastrojach zagrać.
Ten ton będzie obecny w debacie publicznej jeszcze przez lata: prezydent tylko z powodu kampanii wyborczej chciał jechać do Katynia, by szarżować ws. oceny mordu NKWD na polskich bohaterach. Stąd już dla Wojciechowskiego prosta droga do wsadzenia prezydenta w buty awanturnika, którego ambicja przesłania cel wyższy – obecność Putina w Katyniu:
Przed tegorocznymi uroczystościami w Katyniu polscy politycy powinni więc sobie odpowiedzieć na istotne pytanie: czy ważniejsze są ambicjonalne przepychanki między prezydentem a premierem, czy też obecność w Katyniu Putina, formalnie drugiej, a faktycznie pierwszej osoby w państwie rosyjskim? Jest szansa, że obecność Putina w Katyniu sprawi, iż wkrótce znikną problemy z odtajnieniem akt rosyjskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej. Być może pójdą za tym rehabilitacje ofiar. Na pewno po jednoznacznym wystąpieniu Putina w Katyniu w rosyjskich mediach z trudem przejdą - w przeszłości powtarzane co jakiś czas - brednie, że tej zbrodni mogli dokonać Niemcy. Wreszcie będzie to pierwsza polsko-rosyjska uroczystość na tak wysokim szczeblu służąca pojednaniu obu narodów. To naprawdę świetna okazja, by oddać hołd polskim i rosyjskim ofiarom represji stalinowskich bez rozróżniania ich na naszych i waszych. I pokazać, że tragedia stalinizmu może łączyć, a nie dzielić.
Wystarczyło parę tygodni, by przekonać się, ile ostało się z tej przenikliwej analizy. Dość przypomnieć, że materiały dotyczące Zbrodni Katyńskiej, rzekomo nowe, przekazane przez Moskwę w kwietniu 2010 r. były doskonale znane polskim historykom, a dokumentów, o które Polska wielokrotnie się dopraszała nie ma do dziś. Pozostał tekst „Gazety”, dzięki której rosyjska gra Katyniem mogła się jeszcze lepiej udać.
Choć z ostatnimi zdaniami tego tekstu należy się zgodzić:
Ale lepiej, by polscy politycy spokojnie i zawczasu uzgodnili formułę udziału w uroczystościach katyńskich - z prezydentem lub bez niego. Jeśli taka decyzja zostanie wypracowana, to Rosja nie będzie miała kogo ani co rozgrywać.
Niestety politycy z otoczenia Donalda Tuska – z nim samym na czele – o takim porozumieniu nie chcieli słyszeć, co pokazaliśmy w poprzednich częściach kalendarium i co wypłynie w kolejnych dniach. Zamiast szukać porozumienia z Lechem Kaczyńskim, układali się przeciwko niemu z Moskwą.
Korwin o prezydencie, co się „wprasza”
12 lutego 2010 r. odnotowujemy jeszcze jedną znamienną publikację – felieton Janusza Korwin-Mikkego w „Dzienniku Polskim”. Jego wymowa tylko teoretycznie ma na celu zadbanie o wizerunek Lecha Kaczyńskiego. De facto – co w przypadku Korwina nie dziwi – jest po myśli Rosjan. Przytaczam w całości:
Gdy jakieś uroczystości organizowane są w Polsce, to jakoś nikt nie ma wątpliwości, że z zagranicy przyjadą dokładnie ci, którzy zostali zaproszeni. To samo zresztą dotyczy spraw prywatnych: jeśli zapraszam pana Kowalskiego, to nie oczekuję, że przyjedzie pan Wiśniewski.
Bo może ja go akurat nie lubię i widzieć nie chcę.
W dyplomacji ponadto obowiązują zasady rangi. Premier zaprasza premiera - prezydent lub monarcha - prezydenta lub monarchę. Kropka.
Tymczasem gdy p. Włodzimierz W. Putin zaprosił na uroczystości do Katynia JE Donalda Tuska - to w Polsce zaczęła się dyskusja, czy nie powinien tam też pojechać JE Lech Kaczyński!!!
Rozpoczął ją… sam zainteresowany. Po tym, co opowiadał n/t Rosji, po tym co czynił - wpraszał się: „…chyba wizę mi dadzą?”.
Dadzą. Tylko zostanie potraktowany jak niezaproszony turysta. Telewizje pokażą p. Putina pod rękę z p. Tuskiem - i Pana Prezydenta stojącego smętnie z tyłu z urzędnikiem reprezentującym Prezydenta Federacji.
Jak widać, również według Korwin-Mikkego prezydent „wpraszał się” na uroczystości. A przecież nie o wpraszanie się chodziło, lecz umożliwienie głowie polskiego państwa znalezienia się w świętym miejscu polskiej pamięci w 70. rocznicę zbrodni. Powinien był to umożliwić rząd, który prowadził wszystkie rozmowy w tej sprawie z Rosjanami. Ale tego gabinet Donalda Tuska nie chciał. I w swojej operacji mógł liczyć nawet na Korwina.
Marek Pyza
Wszystkie części kalendarium „10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” znajdziesz tutaj.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/486728-1004-dekade-pozniej-12-lutego-wyborcza-rozumie-rosje