Potwierdziliśmy pojawiające się w mediach informacje o zaczynającej się w weekend kolejnej wyprawie polskich prokuratorów do Smoleńska. Potrwa około tygodnia, a jej celem jest wykonanie badań, które za niezbędne uznali amerykańscy eksperci współpracujący z naszymi śledczymi.
Niestety wciąż nie wiadomo, jaki zakres prac będzie możliwy na miejscu katastrofy. Rosyjska odpowiedź na wniosek Prokuratury Krajowej o umożliwienie kolejnego przyjazdu była niejednoznaczna. Dodatkowo dotychczasowa współpraca nakazuje wstrzemięźliwość w planowaniu czynności.
Nasi śledczy wystąpili o zgodę na to, by w kolejnych oględzinach wraku uczestniczyli eksperci z zagranicy powołani w marcu jako biegli do wydania interdyscyplinarnej opinii o przyczynach katastrofy.
Odpowiedź z Moskwy była dość enigmatyczna, ale wskazuje na to, że prokuratorzy razem z polskimi technikami będą jedynie mogli ponownie oglądać wrak, fotele z TU-154M i wykonywać dokumentację fotograficzno-filmową. Czy dokładnie taką, jak zaplanowali – z trójwymiarowym skanowaniem wraku i miejsca katastrofy, z użyciem dronów? Jak to z Rosjanami bywa – okaże się albo w ostatniej chwili przed wyjazdem albo dopiero na miejscu. Natomiast wizyta biegłych (m.in. byłych specjalistów z NTSB (amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu), FBI, Federalnej Administracji Lotnictwa czy naukowców z uniwersytetu TAMU, wydaje się możliwa najwcześniej wiosną.
Po co więc ten wyjazd? Napiszę to, co podkreślałem w podobnych sytuacjach wielokrotnie: trzeba tam jechać, korzystać z każdej możliwej okazji, by być na miejscu katastrofy, monitorować stan wraku, wykonywać kolejne badania (nawet jeśli polegają tylko na dokumentacji zdjęciowej).
Czy prokuratorów satysfakcjonuje taka współpraca? Oczywiście nie. Ciężko w ogóle opisywać relacje polsko-rosyjskie w tej sprawie w kategoriach współpracy. Oficjalnie Moskwa nieustannie zapewnia o „nieskrępowanym” dostępie strony polskiej do wraku i miejsca katastrofy, ale niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Przypomnijmy choćby to, że we wrześniu 2018 r. polscy prokuratorzy i technicy policyjni nie mogli nawet samodzielnie fotografować elementów szczątków TU-154M, a jedynie wskazywać Rosjanom, co ma być uwiecznione. Nie pozwolono nawet stronie polskiej wnosić telefonów komórkowych do hangaru, w którym składowane są elementy rozbitego samolotu. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że gospodarze chcieli Polaków upokorzyć.
Opisaliśmy tę wizytę z Marcinem Wikłą w tygodniku „Sieci”.
Też tam wtedy byliśmy. Udało nam się nawet polecieć ścieżką tupolewa – drona z kamerą wysłaliśmy trajektorią lotu zbliżoną (nieco powyżej, aby nie zahaczyć o drzewa) do tej, jaką zapisały rejestratory lotu z TU-154M. To jedyne takie zdjęcia wykonane w ciągu 9,5 roku od katastrofy. 12-minutowy materiał można było obejrzeć w telewizji wPolsce.pl:
Prokuratorzy dysponują na pewno lepszym od naszego sprzętem, a i od amerykańskich biegłych mają szczegółowe wytyczne, co i jak szczegółowo udokumentować. Jeśli Rosjanie ponownie się na to nie zgodzą, będzie to najwyższa pora, by zerwać z pozorowaniem współpracy i zacząć otwarcie mówić o utrudnianiu śledztwa, a więc i licznych kłamstwach ze strony kremlowskiego aparatu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/469908-prokuratorzy-w-smolensku-ostatnia-taka-wyprawa