Już tylko dwie rozprawy pozostały do zakończenia procesu b. szefa KPRM Tomasza Arabskiego oraz innych urzędników kancelarii premiera oraz ambasady w Moskwie. Za kilka tygodni, po ponad 3 latach, zapadnie wyrok dotyczący organizacji lotów do Smoleńska w kwietniu 2010 r.
Usłyszeliśmy w sądzie kilka znakomitych mów, z których na dwie warto zwrócić szczególną uwagę. Prokurator Przemysław Ścibisz przez ponad godzinę analizował zebrany materiał dowodowy i przedstawił potężną garść argumentów uzasadniających winę oskarżonych.
Najistotniejsza jest rola, jaką odegrał Tomasz Arabski, a zatem koordynator lotów najważniejszych osób w państwie, bo taką funkcję nakładała na niego instrukcja HEAD, obowiązująca od 2009 do 2013 r. przy przewozach VIP-ów. Wszystkich – zarówno jego bezpośredniego przełożonego (premiera), jak i prezydenta, oraz marszałków Sejmu i Senatu.
To do niego należało sporządzenie zamówienia (i skierowanie go do Dowództwa Sił Powietrznych, 36 specpułku oraz BOR) na samoloty dla delegacji z głową państwa na czele. W zamówieniu takim należało wskazać lotnisko, na które udaje się delegacja. A to – według instrukcji HEAD – musiało być lotniskiem czynnym.
I to jest clou sprawy. Bo według wszelkich dostępnych dokumentów – not dyplomatycznych, clarisów, notatek urzędowych, maili – oraz zeznań świadków wynika, że Siewiernyj nie było czynne, a wszyscy urzędnicy rządowi odpowiedzialni za organizację tej wizyty doskonale o tym wiedzieli. Zignorowali ten fakt, czym złamali instrukcję HEAD. W szczególności dotyczy to Arabskiego.
Jak wiemy z poprzedniej rozprawy, w czasie której wyemitowano fragment wysłuchania ex-szefa KPRM przed komisją Jerzego Millera, przed katastrofą Arabski nawet nie czytał instrukcji HEAD. Dość beztrosko przyznał, że podpisał ją bez czytania, bo „ministrowi się spieszyło”, a zapoznał się z nią dopiero po tragedii!
CZYTAJ WIĘCEJ:
Prokurator przytoczył całe kalendarium przygotowań (łącznie z wątkiem rozdzielenia wizyt, co potwierdzają zeznania urzędników KPRM) do uroczystości związanych z 70. rocznicą zbrodni katyńskiej, z którego wyłania się klarowny obraz wiedzy, jaką mieli urzędnicy kancelarii premiera.
Zasadnicza kwestia nie sprowadza się tylko do faktu, że nie istnieje ani jeden (!) dokument stwierdzający, że lotnisko zostanie otwarte/przygotowane na lądowanie samolotu z prezydentem. Wynika to z naprawdę licznych zeznań drobiazgowo zebranych przez oskarżyciela. Prok. Ścibisz przywoływał słowa: Beaty Lamparskiej (zastępcy Dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych w KPRM), Dominiki Cieślak (z-cy szefa Centrum Informacyjnego Rządu), Agnieszki Wielowieyskiej (dyrektor Departamentu Spraw Zagranicznych KPRM), Emilii Surowskiej (z Departamentu Spraw Zagranicznych KPRM), Izabeli Morawskiej (Radcy Szefa KPRM, CIR), Małgorzaty Łatkiewicz-Pawlak (z Protokołu Dyplomatycznego MSZ), Andrzeja Krętowskiego (MSZ), Tomasza Turowskiego (z ambasady w Moskwie), Jarosława Bratkiewicza (dyrektora Departamentu Wschodniego MSZ), Mirosława Czarnoty (z-cy attache obrony w ambasadzie w Moskwie). Wszyscy oni potwierdzali, że wiedzieli, iż z lotniskiem są problemy, że jest nieczynne, zamknięte, nieprzygotowane. Podobny obraz wyłania się z zeznań urzędników kancelarii prezydenta, którzy relacjonowali spotkania w Radzie Ochrony Walk i Męczeństwa, itd. Dowodów jest aż nadto. Wśród nich także zeznania urzędników rosyjskich.
Wszystkie zdecydowanie wskazują, że była pełna wiedza o tym, iż lotnisko jest nieczynne bądź zamknięte.
Arabski się tym nie przejął. Jak gdyby nigdy nic przekazał dalej „zapotrzebowanie” na samoloty, które przyszło z kancelarii prezydenta (powinien był je odesłać, właśnie ze względu na nieczynność lotniska bądź sporządzić „zmówienie” z prawidłowo wskazanym lotniskiem). Złamał tym samym instrukcję HEAD, ówczesną biblię jeśli chodzi o bezpieczeństwo lotów najważniejszych osób w państwie, którą kilka miesięcy wcześniej sam podpisał (jak już dziś wiemy,nie czytając jej).
Wysoki Sądzie, historia uczy nas, że nieprzestrzeganie przepisów prawa regulujących zasady bezpieczeństwa związane z organizacją różnego rodzaju przedsięwzięć często kończyło się tragicznie
— mówił prokurator, przywołując tragiczne w skutkach przykłady katastrofy hali MTK w 2006 r., katastrofy w kopalni Halemba w 2006 r. czy katastrofy kolejowej pod Szczekocinami w 2012 r.
To dobre porównania. Wszak, jak wskazywał prokurator, gdyby oskarżeni dopełnili swoich obowiązków, samolot z prezydentem do Smoleńska by nie poleciał i do tragedii by nie doszło.
Podobnie wnioskowała Małgorzata Wypych, pełnomocnik części oskarżycieli posiłkowych i żona śp. Pawła Wypycha, który zginął w Smoleńsku. Przedstawiła ona kolejną analizę materiału dowodowego bezspornie wskazującego na zaniedbania oskarżonych urzędników. I dodała:
Przewód sądowy dostarczył też dowodów na to, że od początku wizyta prezydenta w dniu 10 kwietnia 2010 r była traktowana z lekceważeniem ze strony odpowiedzialnych za nią funkcjonariuszy innych instytucji państwowych niż Kancelaria Prezydenta RP. Nie ulega wątpliwości, że dla Rosjan najważniejsza była wizyta w dniu 7 kwietnia 2010 r, co wielokrotnie podkreślali. Nie wiadomo tylko, czy mieli świadomość, że jest to proces ich europeizacji - jak zeznał to w dniu 11 kwietnia 2017 r. świadek Radosław Sikorski – ówczesny minister spraw zagranicznych. Niestety ta wiedza nie była znana wchodzącym na pokład samolotu uczestnikom lotu z Prezydentem RP w dniu 10 kwietnia 2010.
A na zakończenie swej mowy powiedziała:
Obowiązkiem obywatela obejmującego funkcję urzędnika państwowego jest przede wszystkim zapoznanie się z przepisami prawa regulującymi sprawowanie funkcji. Pod tym względem nie różni się to od objęcia innych stanowisk, czy to w sektorze prywatnym, czy to w sektorze publicznym. Operator dźwigu, który nie będzie znał swoich obowiązków, zagraża życiu lub zdrowiu ludzi tak jak urzędnik, w którego rękach jest bezpieczeństwo najwyższych osób państwie, a który nie wie co ma robić, albo robi to źle. Początkowo jest to zagrożenie abstrakcyjne, które może się zmaterializować, ale nie musi. Dlatego ustawodawca nie uznaje wyjątków od reguły znajomości prawa, co wyraża się w formule „dura lex sed lex” i „ignorantia iuris nocet”. W języku codziennym używana jest częściej druga sentencja: nieznajomość prawa szkodzi. W realiach tej sprawy tak rzeczywiście się stało. Oskarżeniu funkcjonariusze publiczni złamali reguły, część z nich nie znała swoich obowiązków, a część je zignorowała, co w przypadku procedur obwiązujących funkcjonariuszy cywilnych, a związanych z lotem w dniu 10 kwietnia 2010 r., przyczyniło się do śmierci wielu ludzi.
Nikt nie twierdzi, że oskarżeni dopuszczali możliwość katastrofy. Zbyt wiele czynników się na nią złożyło i były to z pewnością czynniki istotniejsze. Nie mieli oni na nie wpływu, ale mieli oni wpływ na swoją pracę, którą wykonali źle, a która zapoczątkowała bieg zdarzeń.
Po to są w Polsce przepisy, by ich przestrzegać, zwłaszcza jeśli rzecz dotyczy bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie. Urzędnicy, którzy tego nie robią powinni ponosić konsekwencje swoich zaniedbań. Choćby po to, by więcej do podobnych nieszczęść nie dochodziło. Może w tym pomóc skład sędziowski z warszawskiego Sądu Okręgowego, który za kilka tygodni wyda w tej sprawie wyrok.
Na kolejnej rozprawie, 28 maja, głos zabierze ostatni z pełnomocników oskarżycieli posiłkowych, oraz oni sami – bliscy ofiar katastrofy. Ostatni raz sąd zbierze się 7 czerwca, gdy mowy końcowe wygłoszą obrońcy oskarżonych. Później pozostanie tylko werdykt trojga sędziów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/446557-proces-arabskiego-na-finiszu-miazdzace-mowy-koncowe