Krew mnie zalewa, gdy kolejny dzban, aby bronić innego dzbana (to młodzieżowe słowo roku akurat wybitnie tu pasuje) powtarza te same banialuki, abstrahując od ustaleń swoich własnych kolegów. A gdyby taki Rosati czy inny Wałęsa poczytali raport Millera, uznawany zapewne przez nich za krynicę smoleńskich mądrości, prędzej walnęli by się młotkiem w paluchy niż napisali kolejną głupotę na swoich kontach w mediach społecznościowych.
Może ktoś im podsunie drobne wyimki z tego raportu, by wreszcie zamilkli w sprawie rzekomego nacisku Jarosława Kaczyńskiego na lądowanie w gęstej mgle 10 kwietnia 2010 r.?
Rosati pisze, że „z całą pewnością podczas rozmowy braci była omawiana sprawa lądowania we mgle i z całą pewnością JK nie odradzał bratu lądowania, bo prezydent by posłuchał. JK będzie tego świadomy do końca życia. Stąd desperackie próby przykrycia tego teorią zamachu”. I co z tego, że później – z obawy przed sądem - „z całą pewnością” zamienił na „wydaje mi się”. Nic to nie zmienia. Mnie się nie tylko wydaje, ale jestem przekonany i piszę to Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ: Dariusz Rosati jest PZPR-owskim aparatczykiem, którego działalność wyrządziła Polsce wiele złego. Będzie tego świadomy do końca życia, tyle że ma to gdzieś. Bo nie o Polskę w jego działalności publicznej chodzi. Ponawiam jednak prośbę – rzućcie mu w buzię raportem Millera. Tam na stronie 14. czytamy:
Dowódca statku powietrznego o godz. 6:26:18 przekazał informację o niekorzystnych warunkach na lotnisku SMOLEŃSK obecnemu w kabinie załogi Dyrektorowi Protokołu Dyplomatycznego: „Panie Dyrektorze – wyszła mgła w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść – zrobimy jedno zajście – ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę już myśleć nad decyzją, co będziemy robili”.
Dlaczego dowódca przekazał tę informację o 6:26? Wyjaśnienie jest w 8 załączniku do raportu Millera, na stronach 71-73. Dowiadujemy się tam, że dopiero o 6:24 obsługa lotniska dopytuje załogę o lotniska zapasowe i podaje informację o mgle oraz widoczności 400 metrów. Dopiero wtedy informuje szefa protokołu dyplomatycznego o trudnych warunkach pogodowych.
A kiedy prezydent rozmawia przez telefon satelitarny? Odpowiedź jest na 51. stronie raportu Millera:
W trakcie lotu samolotu Tu-154M w dniu 10.04.2010 r. zarejestrowano trzy transmisje wykonane za pomocą telefonu satelitarnego o godz.: 5:15, 5:46:59 i 6:21:40.
Ta ostatnia godzina dotyczy rozmowy przez telefon satelitarny braci Kaczyńskich.
Wytłumaczcie więc, mędrcy Europy, jak jest fizycznie możliwe, by prezydent konsultował z bratem lądowanie we mgle 5 minut przed tym, gdy o jakichkolwiek problemach z pogodą dowiedział się od załogi szef protokołu dyplomatycznego? Wkręcicie Lecha Kaczyńskiego również w dar jasnowidzenia i nadzwyczajne zdolności meteorologiczne?
Zapytajcie Macieja Laska, dziś to już wasz partyjny kolega z mazowieckiego sejmiku. Wytłumaczy wam, jak uniknąć tego typu kompromitacji. A najlepiej po prostu się zamknijcie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/425135-dajcie-walesie-czy-rosatiemu-do-poczytania-raport-millera