Kiedy zobaczyłem pierwsze klatki materiału nagranego przez was w Smoleńsku, przez myśl przeszło mi, że gdyby w ogóle pozbawić możliwości lotu według przyrządów i gdyby tylko piloci wykonywali lot według własnych umiejętności, według starego systemu lądowania, według dalszej, bliższej radiolatarni do progu pasa, to prawdopodobnie, o dziwo i o losie, wszystko przebiegłoby poprawnie i prawidłowo. Do tego zawsze jesteśmy przygotowywani – do najtrudniejszej sytuacji, żeby radzić sobie wtedy, kiedy zawodzą wszystkie system
– podkreślił na antenie wPolsce.pl generał brygady rezerwy pilot Dariusz Wroński, były dowódca Wojsk Aeromobilnych i Zmotoryzowanych, odnosząc się do nagrania ze Smoleńska przygotowanego przez Marka Pyzę i Marcina Wikło.
Generał zwrócił uwagę, że każdy średnio przygotowany pilot wie, że w kurs trzeba wkładać odpowiednie poprawki ze względu na wiatr.
Wtedy wiatru nie było. Jeśli nie było, a my byliśmy z lewej strony, to jasną rzeczą jest, że pilot bierze poprawkę i wykonuje lot kont kursowy radiolatarni z odpowiednią poprawką. I musi wyjść w oś pasa. Dodatkowym elementem są podpowiedzi ludzi, którzy są na ziemi. Aż dziw bierze, słysząc zapisy korespondencji pomiędzy pilotem a „wieżą”, czy miejscem kierowania – ten spokój ludzi, którzy podają komendy. Ci, którzy kiedykolwiek latali po wschodniej stronie lub z ludźmi, którzy są wykształceni, wyszkoleni w tzw. rosyjskiej szkole, wiedzą, że tam nie ma tak gładko, tam się nie mówi językiem spokojnym, wyważonym. Tam lecą przekleństwa, bo pilot musi wykonać to, co oni mówią. Ten spolegliwy ton sugerował, że wszystko jest w idealnym porządku i załoga idzie na „0”
– zauważył gen. Wroński.
Pytany o to, co mogło mieć kluczowe znaczenie dla wytyczenia takiej ścieżki i powtarzanie, że załoga jest na kursie i na ścieżce, generał Wroński powiedział, że podstawową rzeczą jest to, że kilka dni przed katastrofą odbyła się procedura sprawdzenia przyrządów, które mają sprowadzić samolot poprawnie na ziemię.
Ta procedura nie wytrąca się z równowagi w przeciągu kilku godzin czy dni. Ponowne sprawdzenie jest wtedy, gdy doszło do jakiegoś dużego zdarzenia lub po kilku miesiącach, a nawet po roku. Kilka dni nie miało żadnego wpływu na to, że nastąpiła jakaś dewiacja ze względu na jakiekolwiek wydarzenia – czy to w maszynie, czy na ziemi. Tu nie miało prawa nic się wydarzyć. Dlaczego samolot był na lewej stronie a nie w osi pasa? Przyrządy podające koordynaty na pewno nie były takie, jak z wcześniejszych lotów, które zostały prawidłowo wykonane
– podkreślił gen. Wroński.
Dodał, że oblot został wykonany także po katastrofie, bo nie ma innej możliwości. Bez „oblatania” nie ma możliwości, żeby lot się odbył.
W Rosji takie procedury też obowiązują. Nie ma od tego żadnego odstępstwa. Ludzie się pod tym podpisują. Jeśli samolot znalazł się po lewej stronie, to przyrządy musiały źle wskazywać. Nie moją rolą jest ocena tego, czy ktoś je przestawił
– przyznał gość wPolsce.pl.
Gen. Wroński odniósł się również do przebiegu prac prokuratorów przy wraku Tupolewa. Podkreślił, że to, co działo się w Rosji to skrzętne ukrywanie wszystkiego i przewidywanie o kilka kroków, co Polacy mogą wymyślić. Zwrócił też uwagę na to, że strona polska wielokrotnie próbowała pozyskać do badań skrzydła Tupolewa. Za każdym razem Rosja ukrócała te działania.
Mieliśmy taką sytuację, w której w bardzo poufny sposób zwrócono się do nas o uzyskanie skrzydeł do Tu-154M. W dziwnych okolicznościach, tam gdzie się pojawiliśmy, a używaliśmy różnych forteli na terenie Rosji i Ukrainy, i tylko zapytaliśmy o ewentualną możliwość pozyskania skrzydeł, od razu je cięto. Co to oznacza? Że ludzie na lotniskach gdzieś w małych miejscowościach sami podejmowali takie decyzje? Chyba nie. Ktoś musiał puścić już informację, że gdyby taka sytuacja się pojawiła, to taki proces mają wykonywać natychmiast. Niestety nie udało nam się ściągnąć skrzydeł
– powiedział gen. Wroński, dodając, że zwrócono się do niego o to ok. 1,5 roku temu.
Podkomisja smoleńska próbowała ściągnąć do eksperymentów skrzydła Tupolewa, co się nie udało. Nie udało się również ściągnąć do Polski podobnego samolotu. Gen. Wroński wyjaśnił, że nie doszło to do skutku z powodów horrendalnych pieniędzy. Samolot miał być przywieziony do Polski z któregoś z krajów byłego ZSRR.
Skrzydeł też mogliśmy szukać tylko na Wschodzie, ponieważ udało nam się namierzyć ok. 20 par skrzydeł, które były wierne konstrukcyjne skrzydłom z prezydenckiego Tupolewa. Tego typu samolotów jest znacznie więcej, ale one odbiegały od konstrukcji naszych polskich „tutek”. Być może nie wszystkie zostały pocięte, ale na trzech lotniskach nie udało nam się nic zdziałać. Jakaś niewidzialna ręka tak prowadziła tę procedurę, żebyśmy nie dostali skrzydeł, a finalnie zostały one nawet pocięte
– mówił gen. Wroński.
Dodał, że na tę chwilę nie ma drugiej takiej samej wersji samolotu na Zachodzie czy południu.
wkt/wPolsce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/411684-tylko-u-nas-rosja-blokowala-pozyskanie-skrzydel-tu-154m