Jeżeli nawet pewne rzeczy były organizowane rutynowo, to tej rangi wizyta nie była rzeczą bagatelną. To była 70 rocznica wielkiego dramatu historii Polski i w tym wydarzeniu powinny brać udział najwyżsi przedstawiciele państwa polskiego. Mam na myśli zarówno pana prezydenta, jak i szefa polskiego rządu, więc sam fakt rozdzielenia tych wizyt wygląda bardzo dziwnie i niepokojąco
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, tłumacza prezydenckiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Zaskoczyły Pana tłumaczenia Donalda Tuska przed sądem, czy może spodziewał się Pan podobnej narracji?
Dariusz Fedorowicz: Odpowiedzi na pytania, które usłyszeliśmy, brzmiały w ustach byłego premiera rządu dosyć dziwacznie. Bo jeżeli nawet pewne rzeczy były organizowane rutynowo, to tej rangi wizyta nie była rzeczą bagatelną. To była 70 rocznica wielkiego dramatu historii Polski i w tym wydarzeniu powinny brać udział najwyżsi przedstawiciele państwa polskiego. Mam na myśli zarówno pana prezydenta, jak i szefa polskiego rządu, więc sam fakt rozdzielenia tych wizyt wygląda bardzo dziwnie i niepokojąco.
Tusk jednak twierdzi, że „rozdzielenie wizyt” to termin publicystyczny, służący jego zdyskredytowaniu jego.
To nie była sytuacja normalna. Powinny odbyć się jedne uroczyste obchody, także z obecnością delegacji ze strony rosyjskiej o odpowiedniej randze. I myślę, że rozdzielenie tych wizyt nie leżało wizerunkowo w polskim interesie. I to ewidentnie należałoby zarzucić organizatorowi tych obchodów. A sądzą, że organizatorem była strona wykonawcza, czyli rząd polski. Doskonale wiadomo kto się tym zajmował, komu samolot podlegał i kto w tej kwestii odpowiada za przygotowania.
Czyli krótko mówiąc Tusk sam sobie wystawił świadectwo, gdyż jego zeznania były przyznaniem się do niekompetencji?
Oczywiście, że tak. Jego zeznania były najbardziej niewyszukanym rodzajem wytłumaczenia, jaki można sobie wyobrazić. Moim zdaniem była to wypowiedź dziwna, mało profesjonalna, która z całą pewnością nie powinna przystawać do obrazu polityka, jaki chciałby tworzyć były premier Tusk. Bo myślę, że przyznawać się do niekompetencji chyba żaden polityk nie lubi.
Tuska wiele rzeczy pogrąża, chociażby fakt gloryfikowania raportu MAK i pracy Tomasza Arabskiego. Dlaczego ich broni?
Opowiadanie w tej chwili o raporcie Millera i przy okazji jakieś jego gloryfikowanie jest jakimś elementem gry politycznej. Oczywiście, że te pytania, ale w zupełnie innych okolicznościach, powinny być zadane panu premierowi, gdyż dotyczą badania katastrofy smoleńskiej i pozycji strony polskiej wobec strony rosyjskiej już po niej. Ale to nie jest w tej chwili przedmiotem sprawy rozpatrywanej przez sąd. Proces dotyczy przygotowań do wizyty, czyli tego wszystkiego co się zdarzyło przed feralnym porankiem 10 kwietnia 2010 roku do chwili katastrofy.
Przychyliłby się Pan do sugestii ministra Sasina, żeby Tusk został dziś napiętnowany politycznie?
Myślę, że swoimi wypowiedziami sam siebie napiętnowuje. Przygotowanie wizyty i to, co się później stało, nierozdzielnie ze sobą się wiąże. To pokazuje zarówno stan państwa polskiego w owym czasie, jak również jego faktyczną pozycję na arenie międzynarodowej. I myślę, że to powinno każdego Polaka, który ma otwarty umysł, bardzo mocno interesować.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/391467-nasz-wywiad-fedorowicz-zdecydowanie-o-zeznaniach-tuska-mysle-ze-swoimi-wypowiedziami-sam-siebie-napietnowuje