W pewnych kwestiach Donald Tusk jest jak katarynka. Jak nakręcony powtarza, że „nie leży w kompetencjach premiera interesowanie się organizacją lotu”. To poniekąd prawda, bo urzędujący premier rzeczywiście nie może osobiście dotykać każdej sprawy. Tyle, że wizyta na najwyższym szczeblu w Rosji, w czasie, gdy polityka nowego otwarcia z tym państwem była priorytetem nie była „każdą sprawą”. Priorytet to priorytet i Tusk to podkreślał, że wyjątkowo ważne było wtedy ucywilizowanie stosunków z państwem Putina. Nie wierzę więc Tuskowi, że organizacją wizyty, a później wizyt do Katynia się nie interesował.
Kolejna sprawa, która dzisiaj zaistniała w sądzie, to słynne spotkanie na sopockim molo. Pisaliśmy o tym wraz z Markiem Pyzą w tygodniku „wSieci” w październiku i listopadzie 2016 roku. Z tekstu „Na smyczy Putina” dowiadujemy się, że to nie była tylko kurtuazja, ani ukłon w stronę fotoreporterów, którzy „chcieli mieć ładne obrazki z wizyty Putina”. Wmawiając nam takie rzeczy Tusk, ma nas chyba za idiotów.
CZYTAJ TAKŻE: RELACJA. Tusk przed sądem: Chodziło o to, by fotoreporterzy zrobili ładne zdjęcia. To cała tajemnica rozmowy na molo
Ważną w tej historii datą jest 1 września 2009 r. w Trójmieście. Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc, że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie „realiów postsopockich”.
Tych słów użył Jurij Uszakow, zastępca szefa Kancelarii Rządu Federacji Rosyjskiej, w rozmowie z polskim wiceministrem spraw zagranicznych Andrzejem Kremerem w Moskwie 25—26 stycznia 2010 r. W notatce naszego dyplomaty czytamy o sopockim „ważnym impulsie” i jego efektach, m.in. negocjowanej właśnie umowie gazowej i przygotowaniach do uroczystości katyńskich
— czytamy w tygodniku „wSieci” z października 2016 roku.
Podczas jawnej części przesłuchania, Donald Tusk jako świadek w procesie przeciwko Tomaszowi Arabskiemu i innym urzędnikom KPRM nie omieszkał poczynić kilku „wrzutek”. Delikatnych, ale bardzo czytelnych. Kto miał zrozumieć, zrozumiał.
Były premier wiele czasu poświęcił na to, by podkreślić, że on jako polityk nie interesował się organizacją wizyty w Rosji. Że nie wpływał - to ważny fragment - „ani przed, ani w trakcie lotu” na jego przebieg. Od razu uruchamiają się skojarzenia z przebrzmiałymi hitami TVN24 o „kłótni gen. Błasika z kapitanem Protasiukiem” czy też skompromitowanej tezie o „pijanym generale, który miał zza pleców pilotów sterować lotem” i o „prezydencie naciskającym na lądowanie w Smoleńsku”. Ktoś powie, że to jakaś moja obsesja. Ja uważam, że Tusk tak bardzo ważył słowa, bo dokładnie tak miały one wybrzmieć. I tak się stało.
Jeszcze silniejszą sugestią, być może dla mniej domyślnych, było stwierdzenie, że Donald Tusk ma „swoją opinię na temat tego, kto zawinił w kwestii katastrofy, ale tej opinii nie wypowie”. I domyślajcie się, proszę bardzo. A media niech to już sobie interpretują, jak chcą. Niektóre na pewno zrobią to „właściwie”.
P.S. Nie mogę nie odnotować jeszcze jednej kwestii z dzisiejszych zeznań byłego premiera, ale tego nie skomentuję, pozostawiając tę przyjemność Czytelnikom. Otóż, Donald Tusk nazwał raport komisji Jerzego Millera „niezwykle rzetelnym, obiektywnym i wolnym od politycznym nacisków”. Kurtyna!
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/391443-brzydkie-wrzutki-donalda-tuska-mam-swoja-opinie-kto-zawinil-ale-jej-nie-wypowiem