Każdy nosi w sobie swoją prawdę o katastrofie smoleńskiej. Wiele się mówi o tym czym była, jak nas zastała, co po sobie zostawiła Polakom w Polsce. Ale setki tysięcy z nas zaskoczyła za granicą. A więc krótkie dopełnienie obrazu.
Tę tragiczną wiadomość usłyszałam w Brighton w BBC Radio 4. Najpierw, że „polski samolot, lecący do Smoleńska na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej z oficjalną delegacją rządową na pokładzie, uległ awarii”. Przerażenie, ale była jeszcze nadzieja. Kolejny news nas tej nadziei pozbawił. Już wiedzieliśmy, że w katastrofie TU – 154M zginęło 96 osób, w tym Prezydent RP, jego żona Maria, posłowie, senatorowie, znani działacze społeczni, artyści. Co to była zbrodnia katyńska, w Wielkiej Brytanii wiedzieli wtedy jedynie historycy, zajmujący się problematyką Europy Wschodniej i Srodkowej. I kiedy rozmawiałam na ten temat z kilkoma posłami do Izby Gmin, m.in. z Desem Turnerem, musiałam rozpoczynać edukację od faktów podstawowych.
Pamiętam, jak myślałam gorączkowo: tragedia, która dotknęła nas i nasz kraj jest tak wielka, że mamy tylko dwie opcje – usiąść w kącie i płakać, by dać upust poczuciu osierocenia i rozpaczy, albo przeszeregować się i ze zdwojoną siłą brać się do działania, aby nie oddać pola tym, którzy od pierwszej godziny po katastrofie, zaczęli przejmować schedę po Prezydencie. Czy ktoś jeszcze pamięta, że w kilka dni potem Bronisław Komorowski skupił w swoim ręku władzę, jakiej nie miał wtedy żaden polityk w Europie? Był zarazem marszałkiem Sejmu, p.o. Prezydenta RP i kandydatem na prezydenta? Więc zasiadłam do pisania wspomnienia plus lista poległych, które zostało odczytane na wszystkich mszach św. w kilku kościołach Południowego Wybrzeża, w których posługiwał nasz świetny proboszcz Tadeusz Białas. Polacy za granicą są zwykle skupieni dookoła parafii, i chodziło o to, żeby przekazać ludziom jak najwięcej informacji, i jak najszybciej. W wypełnionych po brzegi świątyniach ludzie ze skupieniem słuchali pożegnania Zmarłych, oddawali hołd, modlili się, płakali. Następnie napisałam kilka tekstów do brytyjskiej prasy, m.in. Daily Maila, Daily Telegrapha, trzeba było poruszyć stare znajomości w BBC Radio 4, żeby fakt po fakcie wyjaśniać o co w newsie o katastrofie w Lesie Katyńskim chodzi, i o podwójnej tragedii, jaka się tam wydarzyła.
Po kilku dniach wiedzieliśmy już, że pogrzeb Prezydenckiej Pary odbędzie się na Wawelu. Oglądam listę brytyjskich gości, nie ma na niej wtedy szefa opozycyjnej partii konserwatywnej, Davida Camerona. Na pogrzebie nie będzie szefa torysów, kiedy w tak tragicznych okolicznościach ginie elita polskich konserwatystów? Napisałam, oczywiście po angielsku, bo po polsku nikt nie zadałby sobie trudu, żeby czytać, mail do późniejszego premiera o następującej treści:
”Dear Mr Cameron, tragiczna katastrofa lotnicza w Smoleńsku, która pochłonęła 96 osób reprezentujących polskie elity polityczne w drodze na uroczystości 70-rocznicy mordu w Katyniu, pozostawiła polski naród w szoku i rozpaczy. Te uczucia dzielone są przez Polaków nie tylko w Polsce, ale w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. Pogrzeb państwowy Prezydenckiej Pary odbędzie się w następną niedzielę, w Krakowie na Wawelu, o godz. 14. Zapowiedzieli się: prezydent Francji Nicolas Sarkozy, prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, prezydent Rosji Miedwiediew, kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Hiszpanii Zapatero, prezydenci Bułgarii, Litwy, Lotwy, i wielu innych liderów państwowych.
However, okazuje się, że na liście gości nie ma żadnych przedstawicieli Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka około miliona Polaków. Wydaje się, że jest to sygnał braku wiedzy o tym, co się stało w Smoleńsku oraz randze uroczystości na Wawelu. Tylko trzy tygodnie dzielą nas od dnia wyborów parlamentarnych, gdzie będzie Pan startował do funkcji premiera Wielkiej Brytanii, a zarazem premiera Polaków, mających prawa wyborcze na Wyspach. Myślę, że byłoby przez polskich wyborców dobrze widziane, gdyby Pan, lider torysów, znalazł się na uroczystościach pogrzebowych w Krakowie i złożył wyrazy szacunku zmarłemu Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, który był wielkim sojusznikiem Wielkiej Brytanii i który dzielił system wartości z brytyjskimi konserwatystami.
Z szacunkiem
Elżbieta Królikowska-Avis, polska korespondentka akredytowana w Londynie”
Chmura pyłu wulkanicznego uniemożliwiła przyjazd wielu gości, ale w ciągu tygodnia otrzymałam długi mail od PA Davida Camerona, Laurence’a Manna, który wyjaśniał, że choć Cameron, podobnie jak inni, nie był w stanie przybyć do Krakowa, lecz wystosował do Jarosława Kaczyńskiego „i innych polskich dygnitarzy” listy z kondolencjami i wpisał się do księgi kondolencyjnej w polskiej ambasadzie w Londynie. Dalej było o „drugiej tragedii katyńskiej, która przypomniała światu dzielność i determinację generacji Solidarności, do której należał i odgrywał tak prominentną rolę Lech Kaczyński”. O tym, że „nie tylko w ogromnym stopniu przyczynił się do przywrócenie w Polsce wartości oraz procedur demokratycznych, lecz … jego przyzwoitość i wiarygodność w życiu publicznym może być przykładem dla innych daleko poza granicami Polski”. Wierzę w moc interwencji na najwyższym szczeblu, bo nawet jeśli nie otrzymamy zaraz tego o co się upominamy, jest to zasiew pod przyszłość. A przy okazji, wiele razy interweniowałam w sprawie wizerunku Polski, Polaków, tzw. „polskich obozów śmierci” w BBC. Zawsze otrzymywałam odpowiedź, a raz udało mi się „zdjąć” z serialu „Brookside” piękną Polskę – prostytutkę i „odesłać” ją, młodą, wykształconą, z dobrym angielskim, „z dryfującej gospodarczo Wielkiej Brytanii do świetnie prosperującej, a były to lata 90., Polski”.
Zaskakujący była reakcja brytyjskich mediów podczas tego pierwszego tygodnia po katastrofie. Najpierw, od roku 2005 czyli zwycięstwa w wyborach powszechnych Prawa i Sprawiedliwości, zachodnioeuropejska lewica – śladem Platformy Obywatelskiej – zaczęła wycierać sobie polską prawicą gębę. Potem, po roku 2007, na przekór starej demokratycznej zasadzie, rozpoczęła ostrzał polskiej konserwatywnej opozycji, choć w ich krajach jest pod specjalnym nadzorem. A ponieważ Pałac Prezydencki stał się głównym bastionem oporu, cała siła rażenia lewicowej międzynarodówki skupiła się na Panu Prezydencie i Jego bracie, Jarosławie. Do ataku ruszyły i brytyjskie BBC i komunistyczna The Morning Star, francuski Le Monde i L’Humanite, hiszpański El Pais i Mundo Obrero, niemiecki Die Welt i Frankurter Allgemeine Zeitung, słowem, stare i nowe bojówki spod znaku sierpa i młota. Cięli więc sierpem i walili młotem, i nic im się z tego, co robił Pan Prezydent, nie podobało. Na polityczne zamówienie oraz z kompletnej ignorancji nt. polskiej współczesności, a zwłaszcza historii. W istocie od 2005 roku w zachodnich mediach liberalnych trwała regularna nagonka na polskiego Prezydenta, jego brata, PiS oraz cały polski konserwatyzm.
Toteż ze zdumieniem czytałam przez kilka dni w brytyjskiej prasie, także lewicowo-liberalnej, cieple słowa na temat Polski oraz Pana Prezydenta. Te same media, które nie pominęły okazji, by unurzać nas w błocie, zaczęły przyznawać Prezydentowi wszelkie zalety charakteru, a nawet wielkości, których przez wiele lat szczędziły. Np. w lewicowym Guardianie Denis MacShane pisał: „Słowa nie są w stanie opisać tragedii, jaka spadła na polski naród. W Lesie Katyńskim, po raz drugi, zginęła elita polskiego państwa. Nie tylko Lech Kaczyński, ale i najwyżsi dowódcy wojskowi, którzy przywrócili Polsce rangę kraju wielkich żołnierzy….Szczerze mówiąc, Lech Kaczyński … z politycznego punktu widzenia był postacią kontrowersyjną. Ale był to prawdziwy syn Polski, który zawsze i przede wszystkim, brał pod uwagę dobro Polski i Polaków. Był ostoją niezależnego związku zawodowego Solidarność, a w latach 90. walczył o przywrócenie demokracji w Polsce. Był prezydentem odważnym, kiedy ryzykował swoje życie, lecąc w 2008 roku samolotem do Gruzji, aby pokazać solidarność z narodem gruzińskim…. Kaczyński był polskim patriotą i jego tragiczna śmierć zabolała wielu Polaków i przyjaciół Polski”. Jeszcze nie ochłonęłam ze zdumienia, kiedy w lewicowym także The Economist, w wydaniu on-line, czytałam: „Lech Kaczyński był głową najodważniejszego kraju we Wschodniej Europie … odznaczał się niekwestionowaną wysoką moralnością. A wyznawane przez niego wartości, charakterystyczne dla przedwojennej klasy średniej, przetrwały sowiecką okupację … Uparty, odważny, czasami niezręczny i przewrażliwiony, nie interesował się miękkim, dyplomatycznym językiem politycznym współczesnej Europy … Ale śmierć Lecha Kaczyńskiego nie oznacza dla Polski upadku wyznawanych przez niego wartości czy pomysłów politycznych” – zakończył swój tekst, jak się okazało proroczo, The Economist.
Ale cudów nie ma. Nie minęło kilka dni, a warszawskie żródła informacji, związane z Gazetą Wyborczą i TVN zaczęły suflować Zachodowi, w tym mediom brytyjskim, własną narrację. I, dosłownie z dnia na dzień, tenor komentarzy na temat katastrofy smoleńskiej i Pana Prezydenta się zmienił. Przecież już wówczas ta informacyjna V kolumna działała jak dobrze naoliwiona maszyna – te kontakty trwają od 1976 roku, od czasów utworzenia KOR – i tymi samymi kanałami, którymi kiedyś szła prawda o komunie w Polsce, od 1989 roku sączy się antypolska propaganda.
Do jakich jeszcze wątków często powracałam? Obserwując przez ponad dwie dekady sposób, w jaki dojrzałe demokracje reagują na tragiczne wypadki, w tym katastrofy lotnicze, trzeba było punktować zaniedbania państwa w stosunku do ofiar, rodzin ofiar, społeczeństwa. A więc rocznice katastrofy smoleńskiej, Lockerby, zestrzelenie malezyjskiego samolotu MH17 na Ukrainie, kiedy wkrótce potem wylądowali tam holenderscy śledczy, rozbicie się samolotu niemieckich linii lotniczych w dolinie Barcelonette w Alpach Francuskich czy katastrofa rosyjskiego samolotu nad Indonezją, kiedy to już następnego dnia jednostka ze 160. sowieckimi specjalistami wylądowała w pobliżu miejsca wypadku. O tym jak np. w bazie ratowników oraz śledczych w dolinie Barcelonette, natychmiast zawisły flagi wszystkich trzech zainteresowanych państw, zapewniono pomoc psychologiczną, mieszkańcy okolicznych wiosek udostępnili wszystkim darmowe pokoje, a restauracje darmowe posiłki. Następnego dnia pojawiła się kanclerz Merkel, prezydent Hollande i premier Mariano Rajoy, a Bundestag, Kortezy i Zgromadzenie Narodowe uczciły śmierć ofiar katastrofy minutą ciszy. Programy specjalne z miejsca wypadku, śledztwo w pełnym galopie, tłumaczenie się ewentualnych winnych przed społeczeństwem, bo „to wyborcy mają rację” i na koniec wszystko od nich zależy. Wiele zostało już u nas przez dwa ostatnie lata zrobione, ale ile trzeba jeszcze lat, aby Polacy uświadomili sobie, że to oni są „alfą i omega, początkiem i końcem” demokracji? Wtedy słupki Prawa i Sprawiedliwości poszybują jeszcze wyżej. A tymczasem nie mamy wraku samolotu, ani czarnych skrzynek, Jerzy Miller upiera się przy swoim raporcie - jawnej fikcji, i o ile w miejscach katastrof w cywilizowanym świecie od pierwszej godziny po tragedii zaczyna się gorączkowy ruch, nad lądowiskiem w Smoleńsku wciąż trwa cmentarna cisza.
A, wracając do tematu, było wiele milionów Polaków, których katastrofa smoleńska zastała za granicą. I przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy robiło, co mogło, aby nagłośnić i wesprzeć prawdę o „drugim Katyniu”. Im także trzeba oddać sprawiedliwość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/389778-katastrofa-smolenska-z-perspektywy-londynu