Do mnie również dotarły informacje, że jeszcze w piątek rano nie wszystkie rodziny zaproszono, dlatego nie wybieram się na odsłonięcie pomnika smoleńskiego. Ostatecznie wszystkie rodziny zostały zaproszone, stało się to jednak w takim czasie i w takim trybie, że część z rodzin uznała, że nie jest to zaproszenie tylko afront
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Merta, żona śp. ministra Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Mija osiem lat od katastrofy smoleńskiej w której zginął pani mąż, Tomasz Merta. Jak pani wspomina te trudne lata?
Merta: Nie był to czas łatwy. Mimo upływu lat nie oddaliłam się od tego, co stało się 10 kwietnia 2010 r. Był to czas walki i mobilizacji, żeby śledzić postępy w wyjaśnianiu katastrofy. Bardzo długo tych postępów nie było. Klimat polityczny sprawiał, że zamiast czcić pamięć smoleńską, walczono z nią. Była to również walka o miejsca pamięci, o pomniki, o to by śmierć naszych bliskich zyskała miejsce w historii Polski.
Co było najtrudniejsze w tej walce o pamięć?
Najtrudniejszy był brak pewności kogo pochowałam w rodzinnym grobie. Niezwykle trudna była świadomość tego jak rosyjscy barbarzyńcy traktowali ciała naszych bliskich. Ogromnym przełomem była ekshumacja i ponowny pogrzeb. To była bardzo wyraźna cezura. Poczułam, że niepokój jest już za mną. Mam pewność, że w grobie rodzinnym spoczywa mój mąż. Lżej mi się żyje z tą świadomością. Niestety nie miałam jej przez sześć i pół roku w okresie poprzedzającym ekshumację.
Ponowny pogrzeb to powtórzenie strasznego bólu i traumy.
Bardzo trudne doświadczenie. Towarzyszyłam mojemu mężowi od chwili otwarcia grobu. Uczestniczyłam w procedurach autopsyjnych. Było to doświadczenie trudniejsze niż gdybym uczestniczyła w identyfikacji w Moskwie czy też gdyby w Polsce przeprowadzano sekcję zwłok. Gdybym miała jeszcze raz podejmować decyzję czy chcę trwać przy Tomku w takich okolicznościach, moja decyzja byłaby taka sama. Będę musiała żyć z obrazem, którego nigdy nie zapomnę. Jednak gdyby mnie tam nie było, czułabym się jeszcze gorzej. Czułabym, że zawiodłam. Nie mam wątpliwości, że to była decyzja słuszna. Nie żałuję decyzji związanej z przygotowaniem Tomka do jego ostatniej drogi czy obecności w zakładzie pogrzebowym, w którym znalazło się ciało mojego męża po prosektorium. Dobrze, że tam byliśmy, że się na to zdobyłam. W jakiś sposób zrehabilitowałam się za nieobecność w Moskwie, za to, że nie otworzyłam trumny w kwietniu 2010 r.
Dlaczego twierdzi pani, że to rehabilitacja za nieobecność w Moskwie?
Nie byłam w Moskwie, bo obiecałam moim dzieciom, że nigdy nie wsiądę na pokład samolotu. Dużo czasu minęło zanim zwolniły mnie z przysięgi. W tamtym momencie rozumiałem potrzebę składania takich zapewnień. Ale to chyba była wtórne, pierwotna była wiadomość, że Tomek został odnaleziony i zidentyfikowany.
Uwierzyła pani w to zapewnienie?
Wtedy nie miałam jeszcze powodów, żeby nie wierzyć tym zapewnieniom. Trumny nie otworzyłam, mimo, że miałam ją w domu. Zabrałam Tomka z Torwaru, żeby w domu otoczyć go modlitwą oraz wspólnym czuwaniem rodziny i przyjaciół. Nie otworzyłam trumny także dlatego, że wszystkich miałam przeciwko sobie. Wszyscy dookoła mnie byli pewni, że jeżeli to zrobię, nie zrobię niczego więcej w życiu. Potem twierdzili, że gdyby zdawali sobie sprawę, że tym oporem fundują mi szereg lat gehenny to by nie obstawali tak mocno przy swoim zdaniu. Wtedy jednak byli bardzo przekonani do swoich racji. Wywierali bardzo silną presję, żeby nie robić rzeczy, którą można przypłacić zdrowiem, a być może i życiem.
Na portalu wPolityce.pl ukazał się artykuł z którego wynika, że w piątek rano jeszcze nie wszystkie rodziny zostały zaproszone na odsłonięcie pomnika smoleńskiego w Warszawie. Pani została zaproszona na tę uroczystość?
Otrzymałam zaproszenie. Do mnie również dotarły informacje, że jeszcze w piątek rano nie wszystkie rodziny zaproszono, dlatego nie wybieram się na odsłonięcie pomnika smoleńskiego. Ostatecznie wszystkie rodziny zostały zaproszone, stało się to jednak w takim czasie i w takim trybie, że część z rodzin uznała, że nie jest to zaproszenie tylko afront. Nie dziwię się, że część rodzin poczuła się bardzo dotknięta. Nie pojawiam się na odsłonięciu pomnika także dlatego, ponieważ mam bardzo złe doświadczenia z premiery filmu „Smoleńsk”.
Co się wydarzyło na premierze „Smoleńska?
Nie wszystkie rodziny zostały zaproszone na premierę. Nie miałam o tym pojęcia, kiedy się tam pojawiłam. Później usłyszałam od jednej rodziny, że nie otrzymali zaproszenia, bo ich córka była tylko stewardesą, więc byli za mało ważni, żeby ich zaprosić… Zrobiło mi się wstyd, że poszłam na premierę. Myślę, że nie otrzymali zaproszenia, dlatego, że byli mało ważni, ale ponieważ panował chaos i bałagan. Ale gdybym wiedziała, że nie zostali zaproszeni, nie poszłabym na premierę w ramach solidarności z nimi. Teraz w ramach solidarności z innymi rodzinami nie chcę być na odsłonięciu pomnika smoleńskiego. Jeżeli kwestia zaproszenia rodzin była tak mało ważna, żeby ją zaniedbać, rozumiem tych, którzy bardzo źle się z tym czują. Nie chcę mieć poczucia, że jestem na odsunięciu pomnika smoleńskiego w Warszawie na wyjątkowych prawach.
Czyli rozumiem, że jutro bez względu na wszystko, nie pojawi się pani na Placu Piłsudskiego w Warszawie?
Nie. Podjęłam już decyzję. Wiele rodzin zapewne się pojawi. Uroczystość bez problemu odbędzie się beze mnie. Nie chciałabym znowu stanąć wobec sytuacji, która miała miejsce na premierze filmu „Smoleńsk”. Część rodzin miała słuszny i uzasadniony żal, że ich nie zaproszono. Nie wiedziałam o tym i pojawiłam się tam. Teraz wiem o tym i podjęłam świadomą decyzję, że nie wezmę udziału w uroczystościach. Na premierze „Smoleńska” było około 1000 osób.
Czyli miejsc było dość dla wszystkich rodzin…
W związku z tym, że nie zaproszono wszystkich rodzin, zaproszenie Dody było czymś dziwnym. Nie żałuję pani Rabczewskiej obecności na premierze, ale powinna być oprócz, a nie zamiast rodzin. Jest czymś niesmacznym, że zaproszono ją i mnóstwo innych osób, a nie zaproszono rodzin. To są strasznie przykre rzeczy. Muszę żyć z tym, ale więcej nie chce sobie takiego dyskomfortu fundować.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/389486-nasz-wywiad-merta-o-1004-ogromnym-przelomem-byla-ekshumacja-i-ponowny-pogrzeb-poczulam-ze-niepokoj-jest-juz-za-mna