Tytułowy zestaw musi oznaczać jedno – zbliża się rocznica katastrofy. Trzeba więc podgrzać smoleńskie paliwo, spróbować rozbuchać emocje, przypomnieć narodowi, jak ma myśleć. Raz jeszcze przybić salonowy stempel wybitnym ekspertom i spotwarzyć oponentów.
Gdy czytasz i słuchasz tych rozmów, czujesz się jak w 2010, 2011 roku – ot, katastrofa jak wiele innych, normalne jej badanie przez najlepszych na świecie fachowców, zero jakiejkolwiek odpowiedzialności Rosji i najpodlejsze drwienie z tych, którzy wytykają skandaliczne potraktowanie śmierci państwowej elity.
Chwilę później przypominasz sobie, że mamy rok 2018. Minęło osiem lat. W tym czasie wydrapaliśmy o tej tragedii gigantyczną wiedzę, której poszukiwanie w ich czasach było zakazane. Ich polityczni mocodawcy są na marginesie. Z tego marginesu wychylają się, by nurzać się w aktywności totalitarnej – burzyć pomniki stawiane tragicznie zmarłym wybitnym rodakom, odmawiając uczestniczenia w ich wspomnieniu. Barbarzyńskie obyczaje na zawsze pod pazurami.
Poniedziałek. „Newsweek”. Z Maciejem Laskiem rozmawia były dziennikarz telewizyjny Tomasz Lis. Druga strona wywiadu. Na lewej kolumnie Lasek zawodzi Lisa stwierdzeniem, że rozmowa telefoniczna braci Kaczyńskich nie miała żadnego znaczenia dla następującej za chwilę tragedii, bo dopiero po niej z kabiny pilotów wrócił szef protokołu dyplomatycznego z informacją od załogi o braku warunków do lądowania. Ale już na prawej kolumnie ten bezstronny fachowiec od badania katastrof daje upust swojemu grubiaństwu. Lis pyta:
Gdyby przez sekundę był pan jak w teleturnieju „Milionerzy” i miał telefon nie do przyjaciela, ale do kogoś, kto zna wszystkie odpowiedzi, to jak by brzmiało to kluczowe pytanie?
Lasek: Mimo wszystko, o czym rozmawiał prezydent z bratem.
Lis: Zaprzecza pan sobie.
Lasek: Nie. Bo wtedy miałbym stuprocentową pewność. Teraz mam tylko wiarygodną hipotezę.
A więc jednak – mimo faktów, podanych zresztą parę wersów wyżej, pan doktor pozwala sobie nawet nie na sugestię, a na wyraźne wskazanie, w najlepszym Wałęsowskim obłąkańczo-nienawistnym stylu, że największą zagadką tej tragedii jest tych parę sekund ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Lasek wie, że nie mogą rozmawiać o pogodzie w Smoleńsku, bo – jak sam zauważył – prezydent w tym momencie jeszcze nie ma informacji, że będą kłopoty z lądowaniem. Lasek wie też, o czym rozmawiali, bo nie raz mówił o tym Jarosław Kaczyński: o zdrowiu przebywającej w szpitalu matki.
To draństwo.
Lis jest w tej rozmowie nie lepszy. Tyle że o nim wszyscy od dawna wiedzą, że jest pospolitym chamem, pominę więc jego elukubracje. Za to tego cytatu nie mogę Państwu nie zaserwować:
Lis: A „zmieścisz się śmiało”?
Lasek: To się znalazło, ale w innym stenogramie, doktora Andrzeja Artymowicza. Ja nie powiem, że to nieprawda, ale to jest odsłuch, a odsłuch prawie nigdy nie jest jednoznaczny, zwłaszcza słabo słyszalnych wypowiedzi z tła kabiny.
Co nam w tych słowach mówi Maciej Lasek? Że nie ma co przykładać wagi do odsłuchanych słów nagranych w tle kabiny. A zatem sam podważa wszystko, co przez lata mówił o obecności gen. Błasika w kokpicie!
Dziękuję, jest pan wolny. Wolny od badania jakichkolwiek więcej katastrof lotniczych. Na szczęście dla całego polskiego świata lotniczego i rodzin ofiar tych katastrof.
Czwartek. TVN24. Monika Olejnik wykręci każdy piruet na wysokim obcasie, by efektownie podworować sobie z podkomisji. Mniejsza z nią. Cenniejsze są słowa Millera. To były urzędnik państwowy, który – miejmy nadzieję – może jeszcze zdążyć odpowiedzieć za swoje działania.
Mówi o raporcie swojej komisji:
Nie słyszałem żadnego zarzutu, żeby fakty tam opisane ktoś podważył.
Być może na Ukrainie, gdzie doradza(-ł?) tamtejszemu rządowi, nie było tego słychać. Być może wcześniej, gdzieś tak od lipca 2011 r. przebywał w stanie hibernacji. Mógł nie słyszeć.
Miller był uroczy. Przez 25 minut tonem Kaszpirowskiego (notabene to Ukrainiec) opowiadał też o „szacunku dla bólu rodzin ofiar” i o zasługach Donalda Tuska:
Nie dostalibyśmy tej kopii (zapisu, czy zapisów czarnej skrzynki – Miller nie był tu precyzyjny – przyp. red.), gdyby nie rozmowa premiera Tuska z premierem Federacji Rosyjskiej.
Rozumieją Państwo? Wdzięczność Tuskowi należna aż po grób. Załatwił kopię zapisu rejestratora. Na marginesie – pamiętają Państwo, dlaczego oryginały skrzynek wciąż są w Moskwie? Bo 31 maja 2010 r. Jerzy Miller je tam umieścił. Tego dnia podpisał memorandum m.in. z Tatianą Anodiną, na mocy którego wspomniane kopie trafiły do Polski (warto pamiętać, że poświadczył, iż są tożsame z oryginałami, po czym w warszawie okazało się, że brakuje kilkunastu sekund nagrania), a rejestratory pozostały w Rosji do zakończenia postępowania sądowego. Czyli na zawsze.
Miller w tefałenie dwukrotnie powtórzył też, w ramach spełniania życzeń pani Olejnik, jaka była przyczyna katastrofy: samolot zszedł za nisko ze zbyt dużą prędkością. Ale już nie dodał, dlaczego tak się stało, jaka była w tym rola rosyjskich kontrolerów, którzy podawali załodze fałszywe komendy, fałszywie informowali o odległości od lotniska, na jakiej znajdowała się maszyna (przypominam, że prokuratura zdecydowała o zmianie zarzutów dla nich – na umyślne doprowadzenie do katastrofy – jednak Rosja odmawia możliwości postawienia im tych zarzutów), że rosyjska radiolatarnia (czyli coś w rodzaju koła ratunkowego gdyby kontrolerzy zawiedli) nie działała prawidłowo i że Rosjanie przed wizytą przekazali Polakom fałszywe mapy nawigacyjne.
Wszystko jak za starych, dobrych czasów, gdy przyjaźń polsko-rosyjska kwitła, premierzy spacerowali po molo, szefowie dyplomacji gaworzyli na królewskich balkonach, a szefowie rządowych kancelarii układali klocki tak, by pierwszy obywatel RP jechał do Katynia na wyszydzaną wycieczkę.
Ile myśmy stracili czasu, powagi i wolności przez tych niebezpiecznych pajaców i ich medialnych klakierów? Co napiszą dzień przed rocznicą? Czym spluną? Kogo zaproszą? Dla nich granice nie istnieją.
Ja już dziś polecam Państwu poniedziałkowe wydanie tygodnika „Sieci”, w którym znajdą Państwo poruszający – a chwilami wręcz zaskakujący – wywiad z jedną z osób najbrutalniej doświadczonych 10 kwietnia 2010 r. i w kolejnych latach. Znajdą w nim Państwo m.in. antidotum na wiele niepotrzebnych emocji narosłych przed ósmą rocznicą katastrofy.
Lis, Olejnik, Miller, Lasek pewnie też przeczytają, może po cichu (a może na głos – niektórzy ludzie mają taki odruch). Pewnie po nich te słowa spłyną, niczym topniejący każdej wiosny smoleński śnieg wsiąkający w pozostawione w ziemi szczątki naszych wybitnych rodaków.
Temu kwartetowi na ósmą rocznicę dedykuję słowa Herberta:
pocisk który wystrzeliłem
z broni małokalibrowej
wbrew prawom grawitacji
obiegł kulę ziemską
i trafił mnie w plecy
jakby chciał powiedzieć
– że nic nikomu
nie będzie darowane
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/389220-lis-lasek-olejnik-miller-kwartetowi-ktory-nie-chce-spokoju-w-rocznice-1004-herberta-dedykuje