Chińczycy od samego początku nie mieli wątpliwości, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Dużo trudniej jest przebić się z tą informacją w Polsce
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Wiesław Binienda, ekspert lotniczy, zastępca przewodniczącego Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem.
wPolityce.pl: Portal telewizji Sky News opublikował artykuł pod wymownym tytułem: „Katastrofa w Smoleńsku: eksplozje na pokładzie, zanim samolot spadł”. Czy to oznacza, że zachodnia opinia publiczna wreszcie przejrzała na oczy i zauważa, że w sprawie katastrofy smoleńskiej – mówiąc kolokwialnie – coś nie gra?
Prof. Wiesław Binienda: Można tak powiedzieć. Z materiałem Sky News zapoznało się do tej pory 200 mln ludzi. To ogromna siła przebicia na świecie! Pamiętajmy jednak, że trwa wojna informacyjna. Jeśli nasi przeciwnicy dowiedzą się, że osiągnęliśmy taki sukces, na pewno będą tworzyli jakąś propagandę negatywną. Nie można się cieszyć, że już mamy sukces. Nasi przeciwnicy pod batutą Rosjan zrobią wszystko, żeby to zakłócić. Pamiętajmy, że film dokumentalny Discovery, który miał taki, a nie inny wydźwięk, został dofinansowany przez Rosjan kwotą 18 mln dolarów. Przeciwko nam są pieniądze. Są też ludzie, którzy bardzo chętnie te pieniądze wezmą.
A nie jest za późno na odkrywanie nowych kart, tym bardziej że już wcześniej ukazywały się materiały przedstawiające inną wersję zdarzeń?
Nie. Ludzie nie pamiętają już wspomnianego wcześniej dokumentu Discovery. Świat nie żyje tylko Polską. Informacje podane przez Sky News są natomiast nowością. Warto również zwrócić uwagę, że brytyjska telewizja informacyjna pochyliła się nad losem rodzin ofiar i tym, jak nie przestrzegano ich praw. Wystarczy wspomnieć o tym, jak traktowano ciała osób, które zginęły. Te fakty spotykają się ze zdumieniem opinii publicznej. Ludzie nie mogą zrozumieć, jak tak można postępować w XXI w., nawet jeśli byłby to normalny wypadek samolotowy. Dodatkowo pojawia się informacja, że to nie był jednak zwykły wypadek, a do katastrofy przyczyniły się jakieś osoby trzecie, które użyły materiałów wybuchowych i zniszczyły ten samolot za pomocą eksplozji.
Czy zauważył Pan większe zainteresowanie tym tematem ze strony zagranicznych ośrodków naukowych?
Tak, oczywiście. W maju wyjeżdżam do Chin na zaproszenie tamtejszego Uniwersytetu Lotniczego. Zresztą jestem zapraszany do Państwa Środka co roku, żeby zdawać im relację dotyczącą Smoleńska. Proszę mi wierzyć – Chińczycy są bardzo zainteresowani tą sprawą. W poprzednim roku zaprosili 300 naukowców w tej dziedzinie, i to z samych Chin, żeby spotkali się ze mną na 2-godzinnej dyskusji na ten temat. Mają takiego sąsiada jak Rosja i znają go od podszewki. Oni od samego początku nie mieli wątpliwości, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Dużo trudniej jest przebić się z tą informacją w Polsce, ale na świecie zupełnie nie ma z tym problemu. Również w Stanach Zjednoczonych, we Francji i w Holandii ci sami eksperci, którzy badali sprawę MH17 nie mieli wątpliwości co do przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Nie polegamy na opinii jednej osoby, bo mamy aż cztery takie opinie i oczywiście mamy również swoje wyniki badań oraz eksperymentów. Mamy solidną wiedzę na ten temat i możemy wybronić się w każdym sądzie na świecie, o ile oczywiście ten sąd będzie fair.
Z pana słów wynika, że temat spotyka się z dużym zainteresowaniem, również ze względów czysto w naukowych. Czy to nie paradoks, że akurat w Polsce jest najczęściej ubierana wyłącznie szaty polityczne?
Nikt na świecie nie traktuje kwestii Smoleńska jako sprawy politycznej. Zawsze jestem wysłuchiwany jako naukowiec, a nie twórca jakichś teorii. Fakt faktem, że gdy na pytanie o miejsce remontu Tupolewa pada odpowiedź: „Samara”, nasi zachodni przyjaciele podnoszą do góry ręce i nie mają już żadnych pytań. Naukowcy koncentrują się na przyczynach, na stronie technicznej, a nie na tym, kto ponosi winę. To już zadanie dla prokuratury.
Z drugiej strony często nie łączyć tego tematu z polityką. W końcu to Jarosław Kaczyński zapowiedział, że niebawem poznamy prawdę nt. Smoleńska. Czy rzeczywiście jesteśmy na ostatniej prostej?
W mojej ocenie prawdę przedstawił już wybitny ekspert lotniczy Frank Taylor. Czego więcej ludzie mogą oczekiwać, jeśli mamy dowody, że w lewym skrzydle i w kadłubie były założone ładunki wybuchowe? Czy w przypadku samolotu MH17 ktokolwiek pytał, ile pilot miał przelecianych godzin? Co jadł rano? Czy rozmawiał ze stewardessą? Czu to były tematy istotne? Istotne było to, że samolot został zestrzelony, jaką rakietą i o której godzinie. To są konkrety. Tak samo w przypadku Smoleńska – nie jest istotne czy eksplozja była na wysokości 100 czy 50 metrów. Najważniejsze jest to, że doszło do eksplozji.
Dużo uwagi poświęcono też kwestii obecności czy też nieobecności gen. Błasika w kokpicie.
To prawda. Tyle że to wszystko są rzeczy nieistotne! To tworzenie mgły smoleńskiej w polskich mediach, które ma określony cel. Podam przykład - pewna pani zapytała mnie, kiedy się dowiemy prawdy. Odpowiedziałem, że przecież prawdę wyłożył już Frank Taylor – na pokładzie Tupolewa doszło do eksplozji. Co usłyszałem w odpowiedzi? „No niby tak, ale p. Lasek powiedział, że p. Taylor kłamie”. Oto efekty. Brak informacji, brak edukacji. Nic dziwnego, że ludzie są zdezorientowani, nie widzą komu wierzyć i w końcu zrezygnowani stwierdzają, że pewnie wszyscy w tej sprawie kłamią.
Skoro znamy prawdę, to chyba oczywistą konsekwencją powinny być działania ze strony prokuratury i polskiej dyplomacji?
Oczywiście, ale to już działania poza naszą komisją, która może tylko odpowiedzieć na pytanie, czy samolot uległ wypadkowi czy też doszło do katastrofy w wyniku jakiejś eksplozji. Na to pytanie już odpowiedzieliśmy. Wszystko będzie napisane w raporcie.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/381257-nasz-wywiad-prof-binienda-prawde-na-temat-smolenska-wylozyl-juz-frank-taylor-na-pokladzie-tupolewa-doszlo-do-eksplozji