Prokuratura Krajowa podjęła współpracę z czterema renomowanymi laboratoriami kryminalistycznymi (dwoma na Wyspach Brytyjskich, z jednym w Hiszpanii i z jednym we Włoszech). Do dwóch z nich trafiły już próbki, w których poszukiwane są ślady materiałów wybuchowych. Te analizy pomogą odpowiedzieć na jedno z podstawowych pytań w sprawie naszej narodowej tragedii i ukierunkować dalsze prace śledczych – piszą na łamach „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.
W najnowszym wydaniu tygodnika Marek Pyza i Marcin Wikło skrupulatnie opisują swoją wyprawę do Laboratorium Kryminalistycznego Korpusu Karabinierów w Rzymie, gdzie przeprowadzane są badania nad materiałem pozostałym po katastrofie smoleńskiej z 2010 r.
Jako jedyni polscy dziennikarze odwiedziliśmy włoskie laboratorium, w którym badane są próbki pobrane po ekshumacjach ofiar katastrofy smoleńskiej. To m.in. tutaj polscy prokuratorzy chcą wreszcie uzyskać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy na miejscu tragedii znajdowały się ślady materiałów wybuchowych
– piszą dziennikarze „Sieci”.
W jednym z pomieszczeń sekcji chemicznej Laboratorium Kryminalistycznego Korpusu Karabinierów w Rzymie stoi niepozorna lodówka. To w niej znajduje się ok. 200 próbek, które strona polska już dostarczyła włoskim partnerom. To materiał pobrany po ekshumacjach wykonanych na zlecenie prokuratury od 2016 r.
— czytamy na łamach „Sieci”.
Polska prokuratura nawiązała współpracę właśnie z tym laboratorium, bo doświadczenie, jakie Włosi zyskali w badaniu zamachów bombowych, sytuuje ich w światowej czołówce. Jeszcze kilka lat temu mafijne porachunki były często załatwiane za pomocą materiałów wybuchowych
— informują autorzy, którzy na łamach tygodnika opisują krok po kroku przebieg zwiedzania laboratorium w Rzymie.
Najbardziej jesteśmy zainteresowani sekcją chemiczną, bo to tutaj badane są próbki smoleńskie
— czytamy.
Autorzy w swojej relacji przedstawiają, z jakim zaangażowaniem i profesjonalizmem włoskie laboratorium pracuje nad polską sprawą.
Nie będziemy obciążać strony polskiej kosztami pracy karabinierów i użycia maszyn. Prokuratura zwróci nam jedynie koszt odczynników
— mówi płk Adolfo Gregori, szef sekcji chemicznej RaCIS.
Inni pracownicy laboratorium mówią, że do dla nich zaszczyt, gdy mogą pomóc w tak ważnej dla Polaków sprawie. To powinno uciąć domysły nieżyczliwych dziennikarzy w Polsce, którzy z przedziwną pasją dopytują o koszty współpracy
– piszą.
Podczas wizyty w laboratorium na jaw wyszła szokująca prawda na temat metod stosowanych w CLKP:
Już samo wstępne założenie było kuriozalne. CLKP uznało bowiem, że aby stwierdzić, iż w danej próbce znajduje się ślad materiału wybuchowego, musi to wykazać każda z czterech metod, jakie zastosowano przy tej analizie ( jeśli trzy dałyby wynik pozytywny, a tylko jedna negatywny – nie można byłoby stwierdzić obecności trotylu, nitrogliceryny czy pentrytu). Gdy relacjonujemy takie założenia naszym włoskim rozmówcom, ci robią wielkie oczy. „– Dwie metody dla potwierdzenia obecności jakiejś substancji są w zupełności wystarczające. Ale to i tak za dużo. Jedno dobre urządzenie pozwala określić, z czym mamy do czynienia” – przekonują.
Więcej szokujących faktów z wizyty we włoskim laboratorium kryminalistycznym w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 14 sierpnia, także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/353043-sieci-na-tropie-wybuchu-jako-jedyni-polscy-dziennikarze-odwiedzilismy-wloskie-laboratorium-w-ktorym-badane-sa-probki