Ewa Kopacz sama z siebie zrobiła twarz tej tragedii, sama z siebie mówiła słowa o badaniu każdego kawałka ciała. I zbiła na tym kapitał polityczny - najpierw została marszałkiem Sejmu, potem premierem. Absolutna nobilitacja. Zbudowana na nieprawdzie
— powiedział w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Dymitr Książek, były lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który pracował w Moskwie przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej.
Książek w obszernej rozmowie z „DGP” odsłania kulisy pracy polegającej na identyfikacji zwłok. Lekarz przyznaje, że do sekcji zwłok nie zostali dopuszczeni polscy patomorfolodzy.
Dopytywany o rolę Ewy Kopacz - tam, na miejscu - lekarz przekonuje, że była premier nie mogła pojechać tam w charakterze prywatnym. Wręcz przeciwnie - uczestniczyła w identyfikacjach, podpisywała protokoły identyfikacyjne.
Może gdyby w tych pierwszych dniach po katastrofie poinformowano społeczeństwo, że jest bardzo ciężko, że ciała są mocno uszkodzone, że trzeba zrobić badania DNA, że to wymaga czasu, cierpliwości, może gdyby od razu powołano międzynarodowy zespół lekarzy, międzynarodową komisję, to nie byłoby krzyża z puszek po piwie i mówienia o „zimnym Lechu”, nie byłoby sikania na znicze. Nie byłoby robienia polityki. Bo czy popierałeś Kaczyńskiego, czy nie, to takie akcje są barbarzyństwem
— tłumaczy Książek.
I dodaje, że - jego zdaniem - do zamiany ciał i skandalicznych zaniedbań wokół ekshumacji doszło w piwnicach prosektorium, gdzie tzw. „pakowacze”, bez żadnej kontroli, w drastyczny sposób obchodzili się z ciałami ofiar.
Kiedy ciało zjeżdżało do tych piwnic, stawało się bezpańskie. Myślę, że to właśnie tam doszło do zamian ciał, do pomieszania szczątków. Po identyfikacji ciała ofiar katastrofy smoleńskiej trafiały do piwnic prosektorium, nie było tam żadnego z polskich oficjeli; myślę, że właśnie tam doszło do pomieszania szczątków
— czytamy.
Jak powiedział, kiedy lekarze i ratownicy wrócili do Warszawy, ich szef zasugerował, żeby nie mówić publicznie o tym, co widzieli w Moskwie.
Nie było innego wyjścia, dało się odczuć, że to propozycja nie do odrzucenia. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, nikt z nas nie wiedział, co się będzie działo, jakie słowa padną z mównicy sejmowej. Mówię tu o tym, co mówiła wówczas Ewa Kopacz - o przebadaniu każdego fragmentu ciała, przekopaniu ziemi
— powiedział Książek.
Przecież byliśmy tam z nią, widzieliśmy, że nie został przebadany każdy kawałek ciała, że do sekcji zwłok nie zostali dopuszczeniu polscy patomorfolodzy
— dodał.
Książek wyjawił, że został wezwany przez komisję smoleńską w sprawie zamiany ciała Anny Walentynowicz.
Wtedy zrozumiałem, że ci ludzie mają prawo do tego, żeby wiedzieć, kto leży w grobach, czy to są właściwe szczątki
— powiedział.
Jak dodał, Kopacz była w Rosji po katastrofie jako przedstawiciel polskiego rządu. „Oczywiście nie wiadomo, jakie dyspozycje dostała od premiera Tuska, ale nie wierzę w to, że pojechała tam tylko płakać razem z rodzinami, być oparciem i opoką. Nie tego oczekuje się od ministra” - powiedział.
Lekarz mówił, że polscy patomorfolodzy pracowali w Rosji jako obserwatorzy.
Od 11 kwietnia, przez prawie dwa dni cała ekipa polskich specjalistów siedziała bezczynnie na ławkach. I cały czas próbowali się włączyć w prace. Od 13 kwietnia dostali pozwolenie na to, by dopasowywać ubrania do ciał, do nazwisk, co zresztą było ich olbrzymim wkładem. Ale do sekcjowania nie mieli dostępu. Rosyjscy lekarze w zasadzie do końca byli nieprzystępni, nie chcieli wchodzić w żadną komitywę
— opowiada Książek.
Powiedział też, że polscy patomorfolodzy polecieli do Moskwy z wysokiej klasy sprzętem, który nie został wykorzystany. Jak dodał, wszyscy z nich mieli wrażenie, że Rosjanom nie podobało się, że mają być dopuszczeni do pracy.
Pytany o polskich prokuratorów powiedział, że „nie stali przy stołach sekcyjnych, nie pilnowali, nie nadzorowali, pojawiali się tylko, wchodzili, wychodzili”.
Po czym na spotkaniach w hotelu rodziny ofiar słyszały, że wszystko jest dopilnowane, że wszystko jest pod kontrolą, przeprowadzane zgodnie procedurami
— dodał.
Przyznał, że na jednym ze spotkań przekazano informację, że trumny będą spawane i nie będzie ich można otwierać w Polsce. Jak dodał, mówiono o zagrożeniach epidemiologicznych, a on słyszał to w prosektorium.
O tym zakazie mówiło wiele osób, wiele rodzin ofiar. Tam nie było kogoś, kto by ze strony polskiej zarządzał całością
— powiedział Książek.
Jak mówił, były drobne kawałki ciał do niczego niepasujące, bardzo trudne do identyfikacji. Dodał, że było to „kilkadziesiąt kilogramów, może około 200”.
Te fragmenty można było spopielić, złożyć do wspólnej trumny i myślę, że to by było w porządku. One nie są problemem. Problemem jest fakt, że teraz podczas ekshumacji okazuje się, że w jednej trumnie są dwie miednice, trzecia ręka, dwie głowy
— powiedział.
Jak dodał, po identyfikacji ciała trafiały do piwnic prosektorium, gdzie znajdowały się chłodnie; nie było tam żadnego z polskich oficjeli.
Poszedłem tam na dół z Kopacz. Kiedy ciało zjeżdżało do tych piwnic, stawało się bezpańskie. Myślę, że właśnie tam doszło do zamian ciał, pomieszania szczątków
— powiedział.
Zapytany, czy ciała wszystkich ofiar powinny być ekshumowane, Książek odparł, że tylko te, których rodziny wyrażą na to zgodę.
Całość rozmowy na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”.
svl, PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/343515-lekarz-pracujacy-przy-identyfikacji-cial-ofiar-1004-kopacz-sama-z-siebie-zrobila-twarz-tej-tragedii-i-zbila-kapital-polityczny-zbudowany-na-nieprawdzie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.