Uważam pomoc zewnętrznych ekspertów za bezcenną, również dlatego, że gwarantuje to w wymiarze politycznym pełną bezstronność badań. Nie będzie podejrzeń, że minister Macierewicz manipuluje materiałem dowodowym, stąd też to multiplikowanie badań w różnych ośrodkach pracujących niezależnie. Właśnie po to, żeby była pełna weryfikacja tego, co się stało
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Merta.
wPolityce.pl: 7 lat to szmat czasu, ale wspomnienia wracają. Zapewne wciąż są one dla Pani bardzo bolesne.
Magdalena Merta: Pamiętam rozmowę ze śp. Barbarą Zakrzeńską, wdową po wielkim polskim aktorze, przy okazji którejś kolejnej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Powiedziała wówczas: „dzisiaj jest 10 kwietnia 2010 r.” Ja myślę, że dzisiaj też jest 10 kwietnia 2010 roku, on jest zresztą dla mnie codziennie.
Ból łagodzi fakt, że poznajemy nowe ustalenia podkomisji smoleńskiej dr. Berczyńskiego?
Myślę, że to, co ogłosi oficjalnie podkomisja dr. Berczyńskiego będzie dla nas mniejszym zaskoczeniem, niż dla ogółu społeczeństwa. Dla nas będzie mniej nowych wiadomości, ponieważ na bieżąco jesteśmy informowani o wynikach pracy tej podkomisji. Wiele z tych rzeczy było już zresztą przedmiotem analizy i informacji nam udzielanej. Wczoraj było organizowane dla rodzin spotkanie po to, żeby najbliżsi, a nie dziennikarze, dowiedzieli się pierwsi o ustaleniach. Myślę, że w dużej mierze potwierdzają one stanowisko, które już wielokrotnie powracało, że katastrofa nie miało takiego przebiegu, jak przedstawiły to raporty MAK i Milera, a potem dr. Laska.
Dr Berczyński wprost powiedział, że brzoza nie miała tutaj żadnego znaczenia, bo samolot rozpadał się w powietrzu.
To, że „pancerna brzoza” nie miała znaczenia to wiemy już od kilku lat, kiedy na konferencji smoleńskiej pokazano nam ją na zdjęciu z czasu potwierdzającego katastrofę. I tutaj nie było wątpliwości, że ta wersja, iż samolot uderzył w brzozę nie trzymała się kupy. To znaczy samolot rzeczywiście zgubił skrzydło, czy jego kawałek się odłamał, ale ani nie umożliwiało to bezpiecznego wylądowywania, ani też nie doszło do żadnego obrócenia się samolotu. Od dłuższego już czasu wiemy, że on najzwyczajniej rozpadł się w powietrzu. Gdyby rozpadł się od uderzenia w ziemię, to rozpadłby się tak jak samoloty na dziesiątkach filmów i zdjęć z autentycznych katastrof czy eksperymentów robionych na potrzeby wyjaśniania katastrof, to znaczy przełamałby się na pół, a nie rozpadł się w tak dramatyczny sposób i na tak drobne fragmenty. Ciągle palące pozostaje pytanie dlaczego Rosjanie nie chcą oddać wraku, tego najważniejszego dowodu rzeczowego.
Pani zdaniem umiędzynarodowienie śledztwa pomoże w wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej?
Uważam pomoc zewnętrznych ekspertów za bezcenną, również dlatego, że gwarantuje to w wymiarze politycznym pełną bezstronność badań. Nie będzie podejrzeń, że minister Macierewicz manipuluje materiałem dowodowym, stąd też to multiplikowanie badań w różnych ośrodkach pracujących niezależnie. Właśnie po to, żeby była pełna weryfikacja tego, co się stało.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/335100-nasz-wywiad-magdalena-merta-katastrofa-nie-miala-takiego-przebiegu-jak-przedstawily-to-raporty-mak-i-milera