Dla śledztwa smoleńskiego nastał czas szczególny. Rozpoczęły się masowe ekshumacje ofiar katastrofy. Prokuratura naprawia błędy swoich poprzedników i przystępuje do przeprowadzenia sekcji zwłok, bez których przed sześcioma laty nie powinny były odbyć się pogrzeby.
Dla „Gazety Wyborczej” to też czas szczególny. Czas rzucenia wszystkich sił do postponowania niezbędnych w śledztwie czynności. Zaprzęgła więc sanie propagandy w dwa narowiste konie – Wojciecha Czuchnowskiego i Agnieszkę Kublik. Podpisali się oni pod skandalicznym tekstem „PiS otwiera groby. Koszmarny pasjans mimo protestów części rodzin smoleńskich”.
Co tu im jeszcze odpowiadać? Czy w ogóle odnosić się do tych dyrdymałów i języka zginającego się tak, by jak największy ból zadać?
Gdyby chcieć prostować wszystkie kłamstwa i manipulacje w ostatnim „dziele” duetu z Czerskiej, trzeba by każde zdanie ozdobić przypisem.
Bo przecież już pierwsze zawiera informację – jako najważniejszą, jak rozumiem – ile ekshumacje będą kosztować. Kwota 10 mln zł (wzięta z „nieoficjalnego źródła”, czyli z sufitu) ma czytelnika zaszokować i od początku wywołać odpowiednie nastawienie. A ile by ekshumacje kosztowały, gdyby prokuratorzy wojskowi i najwyżsi urzędnicy państwowi nie podjęli przed sześcioma laty decyzji o pełnym zawierzeniu Rosji, nieuczestniczeniu w sekcjach i nieotwieraniu trumien w Polsce? Zero. Ale nad tym „GW” nie będzie się oczywiście pochylać.
Combo z Czerskiej pisze, że badania DNA „nie muszą być miarodajne”, po czym dowodzi swej niesionej na sztandarach troski o dobro rodzin, opisując, co mogło stać się z ciałami ofiar po przejściu przez kabinę pasażerską „poruszającej się jeszcze turbiny jednego z silników”. Czy w takim razie badań DNA należy zaniechać? Czy prokuratura ma sobie odpuścić próbę identyfikacji szczątków ofiar, bo w trumnach można znaleźć coś… trudnego? Idąc tym tokiem myślenia holenderscy śledczy w ogóle nie zabraliby się do trwającej miesiącami identyfikacji ciał. A przecież to jeden z powodów, dla których z żalem patrzyliśmy na śledztwo w Hadze po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga na Ukrainą.
„Wyborcza” cytuje też „polskiego urzędnika, który 10 kwietnia 2010 r. był na miejscu tragedii”, by wybielić Rosjan: „Nikt w Polsce nie zwrócił uwagi na wypowiedź rosyjskiego eksperta, który w telewizji tłumaczył, dlaczego wrak był rozcinany. Szukano po prostu części ciał, a teraz dopatruje się w tym jakiegoś spisku.” Przypomnijmy, że nie tylko o rozcinanie wraku chodziło, a również o cięcie przewodów (niemające nic wspólnego z poszukiwaniem ciał), a zwłaszcza o wybijanie szyb we wraku, co było ewidentnym niszczeniem ważnego materiału dowodowego.
Kolejnym „ekspertem” gazeta czyni Jana Widackiego, przedstawianego tu jako kryminolog i biegły sądowy. Owszem, ten ex-poseł SLD, adwokat Jaruzelskiego i podwarszawskich gangsterów, zarabiał na życie sądowymi ekspertyzami, ale w ósmej dekadzie ubiegłego wieku, gdy jeszcze należał do PZPR. Ostatnie lata w jego wykonaniu to dość mierna aktywność polityczna, skupiona na obronie ludzi komunistycznych służb specjalnych i porządku III RP (jakoś jedno z drugim tradycyjnie się klei). Ów profesor pyta: „Badanie tego, czy w trumnach wszystkie szczątki należą do tej samej osoby, nie ma nic wspólnego z celem, jaki powinien przyświecać ekshumacji. Jakie to ma znaczenie dla potwierdzenia przyczyny śmierci?” Odpowiadam: zarówno ustalenie przyczyn śmierci jak i identyfikacja szczątków są równorzędnymi powodami ekshumacji, w tym przypadku w pełni uzasadnionymi dotychczasową wiedzą i przerażającymi odkryciami po dotychczasowych ekshumacjach.
Podważając sens ekshumacji towarzysz Czuchnowski i towarzyszka Kublik piszą też o bezsensowności poszukiwania śladów wybuchu. Przecież już to badano – twierdzą. Ale chwilę dalej piszą: „Inne ślady wybuchu to: spalone włosy, opalone brwi i rzęsy, przypalona czy oparzona skóra, rozległe opalenia płuc, tlenek węgla we krwi.” Mam dla towarzyszy złą wiadomość: te właśnie ślady występują u co najmniej kilku ofiar, znalezionych poza strefami pożarów na miejscu katastrofy. Wie o tym prokuratura, wie o tym podkomisja, wiedzą o tym rodziny. Widziałem dokumenty to potwierdzające, łącznie ze zdjęciami. Widok jest makabryczny, ale nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z obrażeniami termicznymi. Na to są dowody. Prokuratorzy wojskowi je zignorowali. Biuletyn z Czerskiej również udaje, że ich nie widzi.
I można tak z towarzyszami dyskutować w nieskończoność. Nie znają szczegółów sprawy, ale nie przeszkadza im to kreować się na specjalistów. Nie muszą kierować się interesem państwa, bo jawnie z tym interesem walczą. Nie muszą powstrzymywać się od dość ohydnego języka, bo debatę publiczną doprowadzili do stanu, w którym ten język gra pierwsze skrzypce. Nie muszą poszukiwać prawdy, bo inne są ich cele. Często na przeciwległym biegunie.
Jednego możemy być pewni: będą walczyć do ostatniego tchu. Nie spoczną. Sięgną po wszystko, a nazywanie białego czarnym będzie w tym ledwie igraszką. Im naprawdę nie jest wszystko jedno.
Więcej o powodach, dla których ekshumacje i sekcje zwłok trzeba przeprowadzić, piszę w aktualnym wydaniu tygodnika „wSieci”. Tam też po raz pierwszy mogą Państwo zapoznać się z fragmentami kuriozalnych zeznań wojskowych prokuratorów na temat ich „pracy” w Smoleńsku i Moskwie. Polecam, by spróbować zrozumieć, kto i w jakich okolicznościach zrezygnował ze zbadania ciał ofiar katastrofy, a tym samym doprowadził do konieczności otwierania dziś wszystkich grobów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/315484-lajdackie-efekty-bezradnosci-wyborcza-pisze-o-koszmarnym-pasjansie-wybiela-rosjan-i-wpada-we-wlasne-sidla
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.