Marek Pyza rzeczowo podsumował dość kuriozalny wywiad, jaki Jerzy Miller udzielił portalowi onet.pl.
Marek przekonująco stawia znaki zapytania nad wieloma twierdzeniami byłego ministra spraw wewnętrznych, stojącego niegdyś na czele badającej katastrofę smoleńską komisji. Uzupełniłbym tekst Marka o jedną kwestię, której w jego artykule zabrakło.
Idzie mianowicie o ujawnioną przez obecną badającą Smoleńsk podkomisję naradę z kwietnia 2010 r., w trakcie której Miller wzywał obecnych – członków ówczesnej komisji – aby ich raport był „spójny z raportem rosyjskim”, bo inaczej „sami sobie ukręcimy bicz”, gdyż „jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie cała teoria spiskowa. Państwo zdają sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie dla ministrów, dla generałów, dla komisji przy ministrze. To będzie potężna dyskusja publiczna z różnymi dla nas nieprzyjemnymi sugestiami”. I w ogóle „jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa budowana w społeczeństwie”.
Wśród spraw, ujawnionych w czwartek przez komisję Berczyńskiego, ta jest szczególnie ważna. A to dlatego, że nie dotyczy skomplikowanych spraw technicznych. Tu nie jest tak, że obecna komisja powie, że coś tam, na co Maciej Lasek odpowie skomplikowanym wywodem technicznym, którego laik nie ma możliwości zweryfikować. Ten aspekt działalności komisji Millera jest zrozumiały również przez laika, przez każdego kto w miarę biegle mówi po polsku. Zrozumiały, a dla Millera i jego komisji straszliwie kompromitujący. Dlatego dla środowisk, broniących działań poprzedniego rządu w sprawie katastrofy tak ważne jest, aby właśnie ten fragment ujawnionych przez komisję Berczyńskiego materiałów jakoś zneutralizować. Co nie jest łatwe, bo słowa Millera sprzed sześciu lat nie są skomplikowane i mówią same za siebie. Ale próby są podejmowane. W wywiadzie na Onecie Miller, tak jak dwa dni temu Maciej Lasek, próbuje narzucić następującą interpretację. Według obu gentlemanów kompletnie nie chodziło wtedy o to, żeby od komisji wymagano merytorycznej zgodności z raportem rosyjskim. Co to, to oczywiście nie.
Chodziło wyłącznie o to, żeby był on w sensie formy podobny do rosyjskiego. Aby każdy czytelnik mógł łatwo sobie oba raporty porównać…
Absurdalność tej obrony bije po oczach. Po pierwsze, dlatego, że - jak słusznie zauważa prowadzący wywiad w Onecie Andrzej Stankiewicz – to, co powiedział wtedy Miller, kompletnie nie brzmi tak, jak tenże Miller wmawia nam dzisiaj. To zupełnie nie brzmi jak rozmowa o procedurach, tylko o merytoryce właśnie. Gdyby uznać, że Millerowi istotnie chodziło wtedy wyłącznie o formę raportu, to trzeba by przyjąć że ów zajmujący wiele bardzo ważnych stanowisk urzędnik zupełnie nie potrafi się wysłowić w sposób zrozumiały. Więcej – że wyraża się tak, jakby świadomie chciał zdezinformować podwładnych, którzy mają przecież wypełnić jego instrukcje…
Po drugie zaś trzeba naprawdę mieć dużą fantazję by uznać, że gdyby (oczywiście najzupełniejszym przypadkiem) polscy eksperci doszli do tych samych wniosków, co rosyjscy, tylko ujęli je w raporcie napisanym według innego niż rosyjski wzorca, innego algorytmu, to ktokolwiek z powodu odmiennej formy obu dokumentów mógłby popaść w tzw. mylny błąd i uznać, iż merytorycznie różnią się one od siebie. Taka teza, gdyby traktować onetowe enuncjacje Millera na moment poważnie, byłaby równoznaczna z założeniem, że wszyscy ewentualni czytelnicy raportu to debile. I że ktokolwiek, przeczytawszy dwa zdania typu „Jerzy Miller jest niezwykłym intelektualistą i wybitnym mężem stanu” oraz „mężem stanu wybitnym oraz intelektualistą niezwykłym jest Miller Jerzy” może uznać, iż mają one różne znaczenie. Obrona pp.Millera i Laska w tym punkcie to po prostu strategia, którą kryminaliści nazwali niegdyś „iść w zaparte”. Po prostu nie przyznawać się, nawet jeśli oskarżenie ma sto dowodów.
I politycznie to jest zrozumiałe. Komunikat Millera i Laska jest w tym punkcie adresowany do najbardziej zaciętego rdzenia elektoratu „antysmoleńskiego”. Do tych, którzy tak bardzo nie chcą uznać, iż cokolwiek związanego z 10 kwietnia 2010 mogło wyglądać inaczej, niż przyzwyczaili się wierzyć, że przyjmą każdą argumentację. Tylko trzeba im ją podsunąć. Jakąkolwiek. I już będą uspokojeni. Już ich świat będzie wyglądał tak, jak zawsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/308774-tresc-a-nie-forma-o-kuriozalnej-tezie-millera-i-laska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.