Doping w Soczi a Smoleńsk, czyli jak zdrowy rozsądek potrafi prowadzić na manowce

fot. TVP Info/wpolityce
fot. TVP Info/wpolityce

„Dr Grigorij Rodczenkow, były szef moskiewskiego laboratorium dopingowego, opowiedział na łamach „New York Timesa” o tym, co robiono, by wygrać klasyfikację medalową podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi” – czytamy w należącym do Agory serwisie sport.pl.

Dlaczego o tym piszę? Nie, nie dlatego żeby jakoś specjalnie oburzała mnie afera dopingowa w czyimkolwiek, a więc i Rosjan, wykonaniu. Tylko ze względu na pewną specyficzną okoliczność.

Otóż sport.pl opisuje, jak to „zadaniem pracowników i agentów (FSB) była podmiana próbek moczu rosyjskich medalistów na czyste, pobrane i sprawdzone długo przed igrzyskami. Co noc pracowali jak wariaci w pomieszczeniu laboratorium”. Pracownicy oddawali próbki agentom FSB, a „ci wracali jeszcze tej samej nocy z już czystymi. Choć szwajcarska firma medyczna Berlinger długo pracowała nad zamknięciem próbek, tak aby nie można było ich otworzyć bez zniszczenia, FSB - według Rodczenkowa - znalazła sposób”.

Czy to czegoś Państwu nie przypomina? Bo mi – i owszem. Mianowicie czarne skrzynki z polskiego tupolewa, przewiezione po katastrofie do Moskwy, tam komisyjnie zamknięte w sejfie i opieczętowane przez Polaków. Polacy parokrotnie zgrywali z nich zapisy, które stały się podstawą rekonstrukcji ostatnich chwil samolotu. Strona „smoleńska” często stawiała znak zapytania nad prawdziwością, a przynajmniej kompletnością tych zapisów. Strona „antysmoleńska” odpowiadała (dodajmy, że z widoczną wyższością) iż ich autentyczność jest oczywista, bo zmanipulować czarnej skrzynki się podobno nie da, a w ogóle kompetentne polskie służby zbadały skrzynki i taką ewentualność wykluczyły.

Podobnie – można sądzić – zareagowałoby wielu przedstawicieli świata sportu, gdyby ktoś opowiedział im o sfałszowaniu próbek, zamkniętych metodą Berlingera, przed rewelacjami Rodczenkowa…

Pomyślcie, Szanowni Państwo, przez moment o szwajcarskim laboratorium z najwyższej światowej półki, dysponującym kosmiczną kasą i mającymi za zadanie stuprocentowo zabezpieczyć próbki, najlepszymi w skali planetarnej specjalistami. Porównajcie to laboratorium z polskim państwem, jego żałosną efektywnością i takimiż możliwościami finansowymi. I odpowiedzcie sobie na teoretyczne pytanie – stworzone przez kogo zabezpieczenia łatwiej byłoby FSB złamać…?

Nie, nie twierdzę, że w Smoleńsku był zamach. Tego absolutnie nie wiem; jestem pod tym względem agnostykiem. Ten tekst dedykuję jednak tym wszystkim, którzy zbyt łatwo, kierując się źle, bo nazbyt prosto rozumianym zdrowym rozsądkiem, odrzucają z góry taką możliwość.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych