Syn Anny Walentynowicz: "Wraz ze zmianą rządów pojawiło się światełko w tunelu. Mam nadzieję, że prace nowej podkomisji przybliżą nas do prawdy"

fot. Fratria
fot. Fratria

Wraz ze zmianą rządów pojawiło się światełko w tunelu. Mam nadzieję, że prace podkomisji powołanej prze MON przybliżą nas do prawdy o katastrofie, a ja dowiem się, gdzie są prawdziwe szczątki mamy

— mówi „Faktowi” Janusz Walentynowicz, syn legendy „Solidarności” śp. Anny Walentynowicz, która zginęła w Smoleńsku.

Sześć lat po katastrofie syn Anny Walentynowicz wciąż każdego dnia zadaje sobie pytanie, gdzie naprawdę znajduje się ciało jego matki.

Wiem, że w rodzinnym grobowcu jej nie ma, leży tam ktoś obcy. Wciąż zastanawiam się, czy będę mógł wywiązać się ze złożonej obietnicy - złożenia jej ciała obok ukochanego męża

— przyznaje.

Jak wyjaśnia Smoleńsk jest dla niego „miejscem uświęconym krwią elity narodu polskiego”.

To wielcy ludzie. Wszyscy, bez względu na przynależność partyjną.

Jest też przekonany, że Polacy, którzy dziś są podzieleni ws. Smoleńska, kiedyś znów się zjednoczą. Warunkiem jego zdaniem jest to, by zaczęli samodzielnie myśleć.

Polacy to jeden z mądrzejszych narodów. Są uczciwi i zaradni. Wierzę, że się zjednoczą

— zaznacza Janusz Walentynowicz.

lap/Fakt

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych