Jeszcze o liście ppłk. Komisarczyka ws. 10/04. Oficer napisał o jedno zdanie za dużo, czym pogrążył zwierzchników armii. Gdzie jest Bogdan Klich?

Fot. faktysmolensk.gov.pl
Fot. faktysmolensk.gov.pl

Zdążyła już nieco przebrzmieć dyskusja o drugim liście, jaki ws. zniszczonych dokumentów z Dziennika Działań Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych z 10 kwietnia 2010 r. napisał ppłk rez. Sławomir Komisarczyk, a wciąż nikt nie zwraca uwagi na najważniejszą jego część.

Co do samego faktu zmielenia wojskowej książki zdrowy rozsądek i dotychczasowa wiedza pozwalają wyciągać tylko jeden wniosek – ktoś nie tylko złamał przepisy, ale też ewidentnie chciał coś ukryć. A jeśli ktoś chce ukryć jakikolwiek element (nie)działania państwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, powinien natychmiast stać się obiektem wytężonego zainteresowania prokuratury.

Chciałbym jednak rzucić snop światła na dalszą część piątkowego listu ppłk. Komisarczyka. Przez przypadek (jak sądzę) ujawnił on bowiem niepojęty chaos i bezradność w wojsku w chwilach wyjątkowych. Oficer pisze w oświadczeniu dla wp.pl (pisownia oryginalna):

Kolejnym zagadnieniem, do którego muszę się odnieść, dotyczy pozyskiwania przez Zmianę Dyżurną informacji o katastrofie. To nie media informują wojsko o wypadkach. W Siłach Zbrojnych RP istnieje doskonale funkcjonujący system informowania i powiadamia o sytuacjach szczególnych. Szybkie informowanie to rozmowa telefoniczna oficerów pełniących dyżur z osobami funkcyjnymi, a później meldunki pisemne i powiadamianie, w zależności od wagi zdarzenia.

Tragedia Smoleńska była dla nas tym, czym dla Amerykanów World Trade Center. Ludzie na całym świecie w czasie rzeczywistym widzieli samolot wbijający się w jedną z wież. Podobnie było w Smoleńsku. Media były na miejscu, dziennikarze z kamerami czekali na lotnisku na przybycie delegacji z Panem Prezydentem na czele. Żadna służba dyżurna nie miała wcześniej informacji niż media. Powiadamianie i meldunki w ramach służb dyżurnych oczywiście były, ale spóźnione w stosunku do mediów.

Kuriozalne jest przekonywanie, że na lotnisku czekali na prezydencką delegację dziennikarze z kamerami. Nie było tam ani dziennikarzy ani kamer. A jeśli się mylę, niech ppłk Komisarczyk poda choć jedno nazwisko przedstawiciela mediów, który w momencie katastrofy znajdował się na Siewiernym.

Mniejsza z tym. Ważniejsze jest – i zdecydowanie bardziej wiarygodne – iż „żadna służba dyżurna nie miała wcześniej informacji niż media”.

Jak więc mamy rozumieć słowa o „doskonale funkcjonującym systemie informowania i powiadamia o sytuacjach szczególnych”?! Jak to możliwe, że dziennikarze mieli informacje o katastrofie wcześniej od wojska? Przypomnijmy – chodziło o wojskowy samolot, prowadzony przez wojskową załogę, z dowódcami wszystkich rodzajów wojsk na pokładzie, a nade wszystko z Szefem Sztabu Generalnego i Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych…

Armia nie monitorowała tego lotu? Nie była na bieżąco z innymi służbami? Hm… nawet jeśli była np. z BOR-em, to na niewiele się to wówczas zdało, bo i gen. Janicki był jak dziecko we mgle, skoro nie wysłał ani jednego swojego człowieka na lotnisko. (Przypominajmy do znudzenia – albo postawienia zarzutów – szef Biura Ochrony Rządu dowiedział się o katastrofie na bazarku.)

W sprawie zniszczonego dokumentu z 10 kwietnia chętnie – choć niezbyt mądrze – wypowiada się Tomasz Siemoniak. Ale gdzie jest jego poprzednik? To Bogdan Klich był wówczas ministrem obrony narodowej. Pan senator dziś milczy jak zaklęty. Unika tematu Smoleńska. Nic dziwnego, bo zapewne do końca życia będzie wspominał swoją zgodę na wsadzenie wszystkich dowódców na pokład jednego samolotu.

Bardzo jestem ciekaw, kiedy dowiedział się o katastrofie. Jak podległa mu armia, działająca według pilnowanych przez niego procedur, informowała swojego ministra o największej tragedii od dekad? Sądząc z listu ppłk. Komisarczyka, stawiam, że minister obrony dowiedział się o katastrofie z mediów.

Bo przecież one lepiej i szybciej wiedziały, co w jego czasach działo się w armii…


„Pogrzebana prawda. Zwierzenia rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej” - Marek Pyza. Książka do kupienia w „wSklepiku.pl”.

„Kto nie przeczyta, nie zrozumie współczesnej Polski!”

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych