Blogerka Martynka dla wPolityce.pl: Smoleńska histeria, czyli kto się boi Macierewicza? "To emanacja obaw przed odpowiedzialnością karną"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Z pewnym rozbawieniem obserwuję niewybredne ataki na posła Antoniego Macierewicza, szefa smoleńskiego zespołu parlamentarnego, które w mojej opinii są nie tyle (choć w jakiejś mierze na pewno), jak sądzi wielu komentatorów, próbą sprowokowania samego ministra, czy Jarosława Kaczyńskiego, ile emanacją osobistych i grupowych obaw środowisk dotąd ochoczo, z pełnym oddaniem, wspierających rosyjską wersję wydarzeń w Smoleńsku. Myślę, że biegły psycholog potwierdziłby moje przypuszczenia, iż ci ludzie zaczynają popadać w histerię, spotęgowaną świadomością, że mogą wkrótce odpowiedzieć pod groźbą odpowiedzialności karnej za swoje zaniedbania, a być może niejednokrotnie świadome fałszerstwa. Postać niezłomnego szefa ZP, który mógłby w ramach rządu koordynować, czy przewodniczyć jakiejś nowej komisji sejmowej, spędza im sen z powiek.

Dlaczego ludzie związani z obecnym obozem władzy oraz z komisją Millera tak się boją powrotu do sprawy Smoleńska, skoro w ich opinii wszystko jest wyjaśnione, a dowody na poprawność wywodu są dostępne ? Odpowiedź jest bardzo prosta: otóż doskonale wiedzą, że prowadzone przez nich dochodzenie było odległe o lata świetlne od standardów postępowania w tego typu przypadkach, a ostatnie wydarzenia, jak choćby opublikowanie przez Holendrów raportu z katastrofy MH17, tylko to potwierdzają. Oczywiście do wyjaśnienia pozostaje , na ile były to zaniedbania wynikające z trudności obiektywnych, a na ile świadome działanie, mające na celu zaciemnienie obrazu i uniemożliwienie dojścia do prawdy.

We wczorajszym wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej, profesor Marek Żylicz, ekspert komisji Millera straszył wizją nowego dochodzenia w sprawie Tragedii Smoleńskiej, które według niego będzie prowadzone przez ludzi podporządkowanych PiS, zaś punktem wyjścia będą wyniki badań pseudoekspertów Macierewicza, którzy  z pewnością obalą tezy raportu Millera. Jeszcze nie powstała żadna komisja, ba, nawet nie zostało zakomunikowane przez kogokolwiek z PiS, czy w ogóle takowa powstanie, gdyż sam wiceprezes PiS stwierdził ostatnio, iż ze śledztwem smoleńskim bez problemu poradzi sobie prokuratura powszechna, a już tu i ówdzie daje się słyszeć jęk histerii.

Profesor Żylicz nakreślił redaktorce Kublik swoją wizję mówiąc, że nowe upolitycznione przez rząd PiS śledztwo będzie złamaniem prawa, gdyż tylko bezstronni eksperci mogą tego typu postępowania prowadzić:

Ale moim zdaniem to byłoby naruszenie nie tylko prawa polskiego, ale również prawa międzynarodowego. Bo komisja ma być złożona z ekspertów lotniczych o ściśle określonych kwalifikacjach lotniczo-technicznych i musi być niezależna od rządu. Ta będzie zależna od rządu, skoro ma się składać z osób dla niego wiarygodnych. I ta będzie analizować hipotezy zespołu parlamentarnego Macierewicza.(1)

Te słowa wzbudzają zdziwienie i śmiech, bo jakby nie patrzeć na czele komisji, która badała katastrofę smoleńską stał nie kto inny, jak polityk i minister w rządzie Donalda Tuska, pan Jerzy Miller, zaś powstały w 2013 roku zespół do spraw wyjaśniania opinii publicznej wątków katastrofy smoleńskiej , na czele którego stał Maciej Lasek, stanowił organ doradczy szefa rządu, a więc również polityka. To właśnie decyzje polityczne ówczesnego rządu podjęte w pierwszych dniach i tygodniach po katastrofie smoleńskiej były i są do dzisiaj brzemienne w skutkach dla śledztwa. Mam tu na myśli między innymi zgodę na prowadzenie dochodzenia zgodnie z załącznikiem 13 do Konwencji Chicagowskiej, która to formuła prawna dotyczy wyłącznie samolotów cywilnych, a TU 154 M był ponad wszelką wątpliwość samolotem wojskowym, niezwrócenie się o pomoc do ekspertów z UE i NATO, czy wręcz jej odrzucenie, a wreszcie podpisanie 31 maja 2010 roku przez Jerzego Millera nieszczęsnego memorandum . Dokument ten pozbawił Polskę szans na odzyskanie w najbliższych latach, o ile w ogóle, kluczowego dowodu w sprawie, czyli czarnych skrzynek samolotu. W artykule trzecim memorandum czytamy bowiem:

MAK, jako organ prowadzący badanie techniczne, zabezpiecza przechowanie opieczętowanych przez obie Strony oryginałów zapisów rejestratorów pokładowych w celu wykluczenia jednostronnego dostępu do nich. Przekazanie Rzeczypospolitej Polskiej oryginałów zapisów rejestratorów pokładowych może zostać dokonane na podstawie decyzji właściwego organu Federacji Rosyjskiej po zakończeniu śledztwa lub dochodzenia sądowego.(2)

Użyte słowo „może” dowodzi, iż rząd Donalda Tuska pozostawił władzom rosyjskim całkowitą dowolność i uznaniowość przy podejmowaniu decyzji o oddaniu Polsce czarnych skrzynek. Mogą, ale nie muszą.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych