Czy Rymanowski uwiarygadnia kłamstwa? O maksymalistach moralnych

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Małgorzata Wassermann i Bogdan Rymanowski, fot. Blogpress.pl
Małgorzata Wassermann i Bogdan Rymanowski, fot. Blogpress.pl

Sądziłem, że nie będzie trzeba pisać takiego tekstu o książce „Zamach naprawdę” Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego. A właściwie głównie o samym Rymanowskim. Sądziłem, że dla wszystkich jest jasne, że jego wywiad rzeka z córką Zbigniewa Wassermanna to jedna z najważniejszych książek na temat Smoleńska, jakie się dotąd ukazały. Potencjalnie bardziej szkodliwa dla smoleńskiej sekty (smoleńską sektą nazywam tych, którzy od pierwszych minut po upadku samolotu znali odpowiedź na pytanie o jego przyczyny i wiedzieli, że winni są piloci) niż długie i hermetyczne (choć bardzo cenne) analizy naukowców z konferencji smoleńskiej albo pięćdziesiąt konferencji Antoniego Macierewicza.

Okazało się niestety, że się myliłem. Na portalu niezalezna.pl ukazał się tekst Katarzyny Gójskiej-Hejke, zatytułowany „Rymanowski uwiarygadnia kłamstwo smoleńskie”. Już sam tytuł jest skrajnie absurdalny: uwiarygadniać „kłamstwo smoleńskie” ma dziennikarz, który opublikował właśnie książkę uderzającą niezwykle mocno we wszystkie zafałszowania i uwypuklającą wątpliwości, jakie można mieć w sprawie samej katastrofy oraz śledztwa jej dotyczącego?

Autorka która pisze między innymi:

[…] Zastanawiam się jednak nad motywami, które kierowały Rymanowskim.  Prawda jest bowiem taka, iż stacja, którą uwiarygadnia swoją twarzą, od samego początku była głównym trybem „zamachu na prawdę” czy po prostu kłamstwa smoleńskiego.  Nawet więcej – bez miejsca pracy Rymanowskiego, bez jego przełożonych, koleżanek i kolegów z TVN24 rozkręcenie rosyjskiej propagandy w Polsce na taką skalę zwyczajnie nie byłoby możliwe. Gdzie jest pan Bogdan Rymanowski, gdy inna twarz stacji – pan Sobieniowski – przygotowuje najbardziej zmanipulowane i po ludzku obrzydliwe materiały o przyczynach katastrofy i tych, którzy – mimo tak oburzającego Rymanowskiego „zamachu na prawdę” – na własną rękę próbują walczyć z propagandową wersją zdarzeń z 10 kwietnia? Czy uwadze pana Rymanowskiego uszły rewelacje byłej koleżanki redakcyjnej Joanny Komołki czy inne newsy o generale Błasiku, o jego kłótni z załogą przed startem, o debeściakach? Oczywiście zawsze możemy usłyszeć argument, iż nie odpowiada się za słowa innych.  Sęk w tym, że brak reakcji na manipulację, kłamstwo i pogardę to milcząca zgoda na nie.  […] A dzięki opisowi „zamachu na prawdę” poza macierzystą redakcją jego autor może cynicznie budować pozycję dziennikarza „obiektywnego”, niezaangażowanego w najbardziej bezczelne akcje manipulacyjne. Jeśli naprawdę chce być wiarygodny, niech rozprawia się z „zamachem na prawdę” w swoim programie.

Z największą przykrością muszę uznać, że jest to nie tylko tekst niemądry, ale też pełen hipokryzji, bo autorka moralizuje z bezpiecznego miejsca w środowisku osób myślących podobnie jak ona. Spośród tej dwójki to nie Hejke naraża swoją pozycję, ale jednak Rymanowski. I to zasługuje na szacunek.

Hejke świetnie zna mechanizmy medialne i wie doskonale, że pojedynczy dziennikarz ma nikły wpływ na linię swojej firmy. Jeśli nie zgadza się z nią w skrajny sposób, może odejść. Czy tego by chciała autorka? Brakuje tu jednoznacznej konkluzji i postulatu, co mianowicie miałby Rymanowski uczynić. Rozumiem jednak, że – wziąwszy pod uwagę tezę tekstu – powinien rzucić papierami i demonstracyjnie odejść z TVN. Może wtedy moralizatorzy zostaliby usatysfakcjonowani. Jako wstrętny pragmatyk zastanawiam się jednak, co by to w praktyce dało. Czy którykolwiek z przeciętnych widzów TVN dostrzegłby odejście Rymanowskiego i zrozumiał, z jakich powodów nastąpiło? Rzecz na pewno zostałaby odpowiednio opakowana i sprzedana przez prorządowych komentatorów. Poza chwilą moralnej satysfakcji efekt byłby zerowy.

Hejke i wspierający jej podejście twierdzą, że Rymanowski jest listkiem figowym i trwając w TVN uwiarygadnia funkcjonariuszy medialnych w rodzaju Sobieniowskiego. Ja taką argumentację nazywam moralnym maksymalizmem i uważam za skrajnie szkodliwą. Gdyby spełniły się postulaty moralnych maksymalistów, mielibyśmy relatywnie niewielki obóz patriotyczny, który zgodnie z logiką radykalnej rewolucji co chwila oskarżałby swoich nie dość radykalnych członków o zdradę, oraz całą resztę świata medialnego, oczyszczoną już dokładnie z jakichkolwiek odrębnych opinii. W ten sposób niczego się nie osiągnie poza przekonaniem o swojej absolutnej moralnej wyższości, które można pielęgnować do woli, zaliczając kolejne polityczne porażki, kisząc się we własnym sosie i goniąc za własnym ogonem.

A przyznać trzeba, że jest na prawicy, zwłaszcza wśród publicystów, wielu takich, którzy posiadają niezwykłą zdolność odstraszania i odpychania każdego, kto tylko do obozu nie należy, a zaczyna mieć jakiekolwiek wątpliwości. Jest w tym cień jakiejś absurdalnej zawiści: od wątpliwości, wysokiej moralności i oskarżania rządu to my jesteśmy, a wam, pieski systemu, wara.

Uważam Bogdana Rymanowskiego za uczciwego i dobrego dziennikarza i nie oczekuję od niego, że będzie zbawiał świat, tocząc heroiczną walkę z kierownictwem swojej stacji. Oczekuję, że zachowa wysoki standard w ramach swojego okienka. Tylko tyle i aż tyle.

Czy Rymanowski uwiarygadnia kłamstwa? Żeby dojść do takiego wniosku, trzeba by uznać, że przeciętny widz TVN ma jakiś problem choćby ze wspomnianym Sobieniowskim oraz innymi podobnymi mu pracownikami medialnymi i dopiero odnotowując uczciwego Rymanowskiego, mówi sobie:

No nie, skoro jest tam i Rymanowski, to przecież jest to jednak obiektywna telewizja.

To oczywiście absurd. Proces myślowy przeciętnego widza tak nie przebiega. Przeciętny widz w dzisiejszym spolaryzowanym świecie medialnym wybiera medium tak jednoznacznie określone jak TVN, oczekując od niego spójnego przekazu, potwierdzającego wciąż na nowo jego przekonania. Rymanowski niczego zatem nie uwiarygadnia, tylko przeciwnie: rozbija tę spójność, wprowadza pewien poznawczy dysonans, u części widzów uchyla drzwi, w które można przy odrobinie szczęścia wsadzić stopę.

Mówiąc wprost – książka Rymanowskiego i jego wywiad w „Plusie-Minusie” są cenniejsze z punktu widzenia rozbicia spójności przekazu smoleńskiej sekty niż – przy całej sympatii i szacunku – sto komentarzy Katarzyny Gójskiej-Hejke.

Ta dyskusja przypomina trochę powracające co jakiś czas rozważania o tym, czy chodzić do TVP, Tok FM, RdC i tak dalej. Co jakiś czas ktoś pisze do mnie, że nie warto i że swoją obecnością uwiarygadniam nierzetelne media. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Nie widzę najmniejszego powodu, żeby oddawać pole Kuczyńskim, Ziomeckim, Wrońskim. I podobnie nie widzę powodu, dla którego miałbym się oburzać na Bogdana Rymanowskiego za to, że pozostaje jednym z niewielu godnych szacunku nazwisk w TVN. Znakomicie – i oby pracował tam jak najdłużej. Czy naprawdę wolelibyśmy, żeby jego miejsce zajęli Morozowski lub Knapik?

„Zamach na prawdę” jest przejrzysty, klarowny, dobrze napisany. Rymanowski zadaje pytania, które mógłby zadać przeciętny wyborca, który jakieś wątpliwości ma, ale nie chce słuchać o zamachu, a na Macierewicza ma uczulenie. Po tę książkę być może sięgną ludzie, którzy nigdy nie sięgnęliby po książkę napisaną przez Sakiewicza, Semkę, Karnowskiego czy Warzechę. Będą mogli się utożsamić z pytającym, w końcu dziennikarzem mainstreamowej stacji – i o to chodzi. Dlatego właśnie smoleńska sekta uznaje tę właśnie książkę za autentycznie niebezpieczną. Znacznie moim zdaniem groźniejszą niż książka Rotha. I to ma być powód, żeby stawiać teraz Rymanowskiemu absurdalne zarzuty?

A może – to wredne podejrzenie, ale nie mogę się od niego opędzić – nie chodzi tu wcale o moralne wzburzenie, ale o zwykłą zawiść, że córka Wassermanna wybrała na rozmówcę właśnie Rymanowskiego, a nie kogoś ze „swoich”?


Do nabycia wSklepiku.pl!

Nieznane kulisy katastrofy i śledztwa smoleńskiego: „Zamach na prawdę” autorstwa Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych