Zaczęła się wyborcza gra smoleńskimi trumnami? Prezydent przechodzi do ataku

Fot. Jakub Kamiński / PAP
Fot. Jakub Kamiński / PAP

Obejrzałem niedawno film „Krzyż”. Gorąco polecam tym wszystkim, którzy już zapomnieli, co się działo w lecie 2010 roku na Krakowskim Przedmieściu.

Warto sobie przypomnieć, jak Bronisław Komorowski tuż po przejęciu Pałacu Prezydenckiego rozpętał awanturę o krzyż zapowiadając konieczność jego usunięcia – wbrew woli społecznej i życzeniu harcerzy, którzy krzyż przed pałacem ustawili. Jak prezydent Warszawy godziła się na barbarzyńskie imprezy pijanej i naćpanej hołoty wydając Dominikowi Tarasowi pozwolenie na zgromadzenie publiczne o 23:00. Jak podległa HGW straż miejska gasiła znicze. Jak policja siłą usuwała obrońców krzyża sprzed pałacu.

A w dzisiejszym kontekście – jak arogancki szef kancelarii prezydenta Jacek Michałowski najpierw powołując się na porozumienie harcerzy z kancelarią i kurią tłumaczył konieczność przeniesienia krzyża, a potem zawadiacko stwierdził, że to on zdecydował o ostatecznej rozprawie z krzyżem.

Nie chcą pamiętać prezydenccy urzędnicy, co głosił napis na tabliczce na krzyżu:

Ten krzyż to apel harcerek i harcerzy do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika w hołdzie tragicznie zmarłym 10.04.2010 roku w drodze do Katynia oraz dla upamiętnienia dni żałoby narodowej, która zjednoczyła nas ponad wszelkimi podziałami. Polsce i bliźnim.

„Zbudowania pomnika tutaj” domagali się harcerze i tysiące ludzi, którzy wówczas, a później co miesiąc gromadzili się na Krakowskim Przedmieściu. Nawet „tablica Michałowskiego” na ścianie pałacu, mająca niby uspokajać nastroje, przypomina:

W tym miejscu w dniach żałoby po katastrofie smoleńskiej, w której zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński z żoną i były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, obok krzyża postawionego przez harcerzy gromadzili się licznie Polacy zjednoczeni bólem i troską o losy państwa.

„W tym miejscu…” „tutaj…” - właśnie TAM spontanicznie Polacy się zjednoczyli, gromadzili i gromadzą. Nie na tyłach ministerstwa kultury, nie na jakimś skwerze, którego nie ma, a którego nawet zorganizowanie nie pozwoli na większe niż kilkadziesiąt osób spotkanie w hołdzie ofiarom tragedii smoleńskiej. Nie w miejscu, które udaje bliskość pałacu, a de facto jest próbą schowania pomnika tak przed oczami warszawiaków, jak i tysięcy turystów, którzy na róg Trębackiej i Focha z Krakowskiego nie skręcają, bo nie mają po co.

A właściwie, to co się stało, że kamieniczniczka Gronkiewicz-Waltz nie pyta już warszawiaków, czy chcą „jeszcze jednego” pomnika smoleńskiego? Nie potrzebuje już powoływania się na opinię mieszkańców stolicy? Odgaduje ich pragnienia? Takiej władzy nam trzeba!

Hucpa, jaka dzieje się wokół monumentu i potrzeby pseudo-jednania Polaków przez Bronisława Komorowskiego jest po prostu obrzydliwa. Najpierw w jego kancelarii powstaje list do niego niby od części rodzin, by teraz minister Sławomir Rybicki, występujący tu w podwójnej roli ogłaszał:

Zaproszenie było skierowane do sygnatariuszy listu do pana prezydenta.

A dlaczego nie rozmawiać ze wszystkimi rodzinami? Dlaczego ta WIĘKSZOŚĆ, której nie jest dane się wypowiedzieć przed jasnym obliczem głowy państwa jest z tej niby-debaty wykluczana? Dlaczego kończący pierwszą – i miejmy nadzieję, że jedyną – kadencję Komorowski tak bardzo boi się opinii innych rodzin?

Sprawa budowy pomnika jest tak arcyboleśnie prosta, że nie trzeba pytać o zdanie większości? Tak bardzo może to popsuć kampanię? Plan został już rozpisany dość szczegółowo: teraz dyskusja, pod koniec marca – a więc tuż przed 5. rocznicą – Rada Warszawy ma podjąć decyzję (czytaj: klepnąć schowany skwer) o lokalizacji, a 11 kwietnia pan prezydent wystąpi w wielkim finale, jakim będzie organizowany w Operze Narodowej przez MON koncert pamięci ofiar. Miał być wydarzeniem apolitycznym, ale wiadomo już, że zaszczyci go swoją obecnością przywódca narodu. Co więcej – wytłumaczy się tym, że został nań zaproszony przez rodziny… Tak się złoży, że znów te, które wystosowały do niego październikowy list… Większość bliskich ofiar na koncert nie przyjdzie. Właśnie dlatego, że Komorowski wkroczy nim na ostatnią prostą kampanii.

Tak wygląda ramowy plan gry smoleńskimi trumnami w wyścigu o prezydenturę. Graczem numer jeden jest gorliwy obrońca WSI, środowiska, które w operacyjnych gierkach jest wyjątkowo biegłe.

Ale nawet tymi perfidnymi pomnikowymi sztuczkami Komorowski nie zmyje hańby, jaka będzie się za nim ciągnąć do końca jego dni i dużo dłużej, a w którą owinął się już w pierwszych godzinach po katastrofie, gdy bez żenady przebierał odzianymi w skarpety i sandały stopami (polecam ukazującą się za kilka dni książkę pana prezydenta, w której ten styl jest uwieczniony na zdjęciu) przed przejęciem władzy. Nie wymaże idiotycznych słów o „państwie, które zdało egzamin”. Nie odkupi grzechu obarczania odpowiedzialnością za katastrofę niewinnych i bezbronnych ludzi. I wreszcie – nie anuluje swojego głupkowatego rechotu w czasie oczekiwania na przylot trumien z 21 ciałami ofiar katastrofy, w tym pierwszego żołnierza RP, gen. Gągora.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych