Major BOR zmarł na zawał? Są pierwsze ustalenia sekcji...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. bor.gov.pl
Fot. bor.gov.pl

Major Marek K., którego ciało znaleziono w jego mieszkaniu w Ząbkach, zmarł z racji „niewydolności krążeniowo-oddechowej”. Tak ma wynikać z ustaleń lekarza—patologa, który przeprowadzał sekcję zwłok.

O sprawie pisze tvn24.pl wskazując, że Komenda Stołeczna Policji potwierdza te doniesienia.

Czekamy jeszcze na wyniki dalszych ekspertyz, np. toksykologicznych. Ale rozstrzygający jest wynik sekcji zwłok

— jeden z oficerów zaangażowanych w dochodzenie.

Autor tekstu wskazuje, że ekspertyza lekarza wskazuje, że mężczyzna miał zawał serca. Upadając miał rozciąć łuk brwiowy, co spowodowało spory krwotok. Tak policja tłumaczy fakt, że major BOR leżał w kałuży krwi.

Ciało mężczyzny było zakrwawione, ubrane, widoczne było poważne naruszenie twarzoczaszki. Na dziś prokuratura wyklucza zabójstwo i samobójstwo –- donosi „Nasz Dziennik”.

Według gazety 44-letni major Marek K. z Biura Ochrony Rządu miał opinię bardzo dobrego fachowca. Najistotniejsze jest jednak to, że miał dużą wiedzę na temat przygotowań wizyt w Smoleńsku 7 i 10 kwietnia 2010 roku.

Jak ustalił „Nasz Dziennik”, pełnił wtedy funkcję szefa oddziału BOR, który zajmował się zapewnieniem bezpieczeństwa wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku i w Katyniu. Koordynując działanie grupy, miał więc duże rozeznanie co do szczegółów organizacji tych wizyt i ich zabezpieczenia.

Marek K. zeznawał w tej sprawie w prokuraturze. Nadzorował też działania tej formacji związane z zabezpieczeniem technicznym i osobowym (zabezpieczenia podsłuchowe, pirotechniczne i sanitarno-epidemiologiczne) najważniejszych osób w państwie w czasie, gdy wybuchła tzw. afera podsłuchowa z ministrem spraw wewnętrznych. W Biurze K. pracował od końca lat 90.

—pisze gazeta.

I dodaje, że po rozwodzie z żoną major Marek K. mieszkał samotnie w domu w podwarszawskich Ząbkach. Przed śmiercią przebywał na urlopie.

Rodzina oficera przez kilka dni nie miała z nim kontaktu. Nie odbierał też telefonów służbowych. Kiedy zaniepokojona tym rodzina postanowiła go odwiedzić, okazało się, że drzwi domu były zamknięte od wewnątrz. Wezwano ślusarza. Po otworzeniu domu okazało się, że ciało denata leży w jednym z pokojów. Sprawę okoliczności śmierci K. bada Prokuratura Rejonowa w Wołominie. Śledztwo toczy się w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Na dziś prokuratura wyklucza zabójstwo i samobójstwo. Prokuratura zaprzecza, jakoby na ciele denata, które znaleziono 11 sierpnia późnym popołudniem, znajdowały się obrażenia wskazujące na to, że przyczyną zgonu był postrzał

—informuje gazeta. Prokurator Andrzej Kielak zastrzega jednak, że są to wstępne ustalenia, które „mogą się zmienić po przeprowadzeniu sekcji zwłok”.

Jak nieoficjalnie dowiedział się „Nasz Dziennik”, ciało mężczyzny było zakrwawione, ubrane, widoczne było poważne naruszenie twarzoczaszki. Około tygodnia przed śmiercią Marek K. miał wypadek – potrącił go samochód, przebywał w szpitalu, z którego wypisał się na własne żądanie.

Szefostwo BOR nie chce się w tej sprawie wypowiadać.

Nie udzielamy informacji w tej sprawie. Czekamy na ustalenia prokuratury i wyniki sekcji zwłok

—ucina mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik tej formacji.

Marek, mówiąc bardzo ogólnie, był odpowiedzialny za miejsce czasowego pobytu VIP-ów na terenie Polski

—dodaje.

Śmierć majora K. to już kolejny przypadek nagłego zgonu funkcjonariusza Biura, który w pewnym zakresie zahacza o tragedię smoleńską. Przed trzema laty w Kazachstanie zmarł Adam A., pirotechnik BOR, który zajmował się sprawdzaniem rządowych tupolewów zarówno przed katastrofą, jak i po niej. Śmierć Adama A., po zawiadomieniu złożonym przez BOR, badała Prokuratura Okręgowa w Warszawie – stwierdzono, że pirotechnik został pobity. Śledczy orzekli jednak ostatecznie, że przyczyną śmierci była niewydolność serca.

Biorąc to wszystko pod uwagę – podkreśla „Nasz Dziennik” BOR jako formacja odpowiedzialna za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie znalazło się w sytuacji co najmniej niekomfortowej.

Koledzy z BOR, jak twierdzi gazeta, wspominają majora K. jako człowieka nadzwyczaj kompetentnego, opanowanego, bardzo dobrego organizatora.

Doświadczony funkcjonariusz BOR. Oddany sprawie, bez skłonności do depresji, bez skłonności do myśli samobójczych. Marek był zawsze człowiekiem szalenie inteligentnym, potrafił zachować się właściwie w każdej sytuacji. Typ doskonałego organizatora. Bardzo dokładny, pogodny i spokojny

—opisują go koledzy z Biura.

Jego śmierć jest dla nas wielkim zaskoczeniem – był jednym z filarów BOR. Jesteśmy bardzo ostrożni, jeśli chodzi o użycie słowa „samobójstwo”

—dodają.

Nie chodzi tu o to, byśmy się wypowiadali na poziomie komisji śledczej, ale wiemy też, że są różne formy nacisku

—podkreślają.

Ryb, Nasz Dziennik

Przeczytaj: Tajemnicza śmierć majora BOR

Przeczytaj: Polska szkoła wykluczania zabójstw

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych