Jacek Sasin: „Teflonowy Tusk zniknął. Prokuratura przestała się bać władzy”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

Ubolewam, że instytucje państwa działają w ten sposób. Że jak władza jest silna, to śledczy działają pod jej dyktando - mówi Jacek Sasin, kandydat PiS na prezydenta Warszawy w rozmowie z „Polska The Times”.

Według niego ws. nagranej rozmowy szefa MSW z prezesem NBP prokuratura robi to, co powinna robić.

To nie jest działanie na naszą korzyść. To jest działanie na korzyść państwa. Doszło do złamania prawa. Prezes Belka naruszył niezależność banku centralnego, a minister Sienkiewicz niewątpliwie spotkał się z nim z polecenia premiera. Jesteśmy zdeterminowani w tym, żeby nie dać tej sprawie przyschnąć. Zrobimy wszystko, żeby ludzie o aferze taśmowej nie zapomnieli. Temu służą nasze billboardy

-mówi były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta. Oraz podkreśla, że premier jest umoczony w tę aferę.

Dla nas to jest jasne. Gdyby Sienkiewicz działał bez jego wiedzy, premier pozbyłby się go jednym ruchem ręki. Tak jak zwykł to robić wcześniej. Premiera odkleić od afery się nie da. Słynny „tuskowy teflon” znikł

—przekonuje. Z jednej strony cieszy go, że prokuratura przestała w końcu bać się władzy. Z drugiej zastrzega, że prokuratura jest dziś głównie dlatego bardziej odważna, bo śledczy wiedzą, iż rządy PO dobiegają końca.

Mamy tu do czynienia z sytuacją patologiczną.[..] Ubolewam, że instytucje państwa działają w ten sposób. Że jak władza jest silna, to śledczy działają pod jej dyktando

—zaznacza były wojewoda mazowiecki. Jak przekonuje, dziś prokurator generalny jest ubezwłasnowolniony.

Mieliśmy już przypadki, że dwie prokuratury pracujące nad tą samą sprawą wydają dwa zupełnie różne oświadczenia.[..] Obywatele przestają w końcu temu państwu ufać. Widzą, że równość obywateli wobec prawa jest w Polsce rządzonej przez PO fikcją

—kontynuuje Sasin. Jego zdaniem spór na linii prokurator generalny - minister sprawiedliwości, to jest cyrk.

Premier przetrzymuje w nieskończoność roczne sprawozdanie z pracy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, ewidentnie próbując go „przeczołgać”. To jest działanie absolutnie patologiczne, zakrawające na szantaż. A on się zachowuje tak, jakby był podatny na ten szantaż, jakby mu ulegał

—uważa kandydat PiS na prezydenta Warszawy. Według niego to nieprawda, że Seremet jest „ukrytą opcją pisowską”.

Śmieszy mnie to. Głównym argumentem ma być to, że Seremet objął swą funkcję z nominacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przypominam, że to jest jedna z prerogatyw głowy państwa. Prosiłbym o jeden przykład, który potwierdziłby te żenujące insynuacje strony rządowej

—mówi. Według niego doszło do wielkich zaniedbań podczas organizacji wizyt w Katyniu.

To była polityczna gra, i to prowadzona wspólnie z Rosjanami. O rozdzieleniu wizyt nikt nie raczył nas nawet poinformować oficjalnie. A wszystkie ustalenia ze stroną rosyjską prowadził wyłącznie rząd. Rosjanie z ministrem Handzlikiem z Kancelarii Prezydenta nie chcieli się spotkać. Z Tomaszem Arabskim, współpracownikiem premiera, owszem. Pytanie, dlaczego? Ale też nie oszukujmy się: to nie Arabski, dziś skierowany na placówkę do Hiszpanii, decydował o rozdzieleniu wizyt. O tym musiał decydować premier, któremu przede wszystkim zależało na zwalczaniu prezydenta

—przekonuje Sasin. Jego zdaniem Smoleńsk będzie ciążyć nad polską polityką z racji ogromu tej tragedii.

Wokół tej sprawy narosło tyle kłamstw i manipulacji, że naturalnym jest, iż organy państwa muszą się nią zajmować. [..] Niech pan zwróci uwagę, jak zachowały się polskie władze po katastrofie w Smoleńsku, a jak zachowują się władze państw zachodnich, których obywatele zginęli w wyniku zestrzelenia boeinga na Ukrainie

—tłumaczy. Według niego te porównania cisną się same.

Rząd nie chciał komisji międzynarodowej w sprawie Smoleńska. W przypadku tragedii boeinga taka decyzja jest.[..] Gdyby rząd zwrócił się z prośbą o pomoc prawną do instytucji międzynarodowych, to na pewno nie dostałby odmowy. Gdy my o to prosiliśmy, rząd śmiał się nam w twarz

—grzmi. Według niego sankcje nałożone na Rosję mają tak ograniczony charakter, że na Putina na pewno nie wpłyną.

Nie ma dziś czasu na sankcje, które być może zaowocują czymś za rok, dwa. To jest zaklinanie rzeczywistości. Mamy do czynienia z dziwną wojną, bez oficjalnego jej wypowiedzenia. Dzisiaj te wojny wyglądają zupełnie inaczej. Ważne, żeby cały cywilizowany świat to zrozumiał

—przekonuje były szef Kancelarii Prezydenta. W jego opinii akcja „jabłkami w Putina” jest ciekawa, przyklaskuję temu, by jeść polskie jabłka.

Polskie produkty w ogóle. To jest taki rodzaj fajnego patriotyzmu. Jeśli robią to ludzie, to jest to bardzo fajne. Ale jeśli politycy obozu rządzącego apelują o to do obywateli, to jest to już dowód na bezradność. Od miesięcy ostrzegaliśmy rząd, że mogą być kłopoty z rosyjskim embargiem na nasze produkty ze względu na obecną sytuację na Ukrainie i w Europie

—podkreśla. I obiecuje, że jeśli zostanie prezydentem Warszawy, to podejmie dialog z warszawiakami ws. tęczy na placu Zbawiciela.

Mnie co prawda ta tęcza nie kojarzy się wyłącznie z jednym, ale jeśli wyzwala takie emocje, to może warto byłoby porozmawiać z warszawiakami, jakie inne rozwiązanie dla tej sprawy można by było znaleźć. Dziś nie chcę się tym zajmować, bo nie jest to z pewnością najważniejszy problem, jaki trapi warszawiaków

—mówi.

Ryb, Polska The Times

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych