I tak w koło Macieju! Niereformowalny propagandzista Lasek powtarza w GW te swoje brednie o Smoleńsku

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/wyborcza.pl
fot. wPolityce.pl/wyborcza.pl

Lasek Maciej, to nazwisko będzie pamiętał każdy student dziennikarstwa po przerobieniu lekcji o nachalnej propagandzie. Ów opłacany z publicznych pieniędzy „ekspert” nie ustaje w „wyjaśnianiu” czarnemu smoleńskiemu ludowi, co wydarzało się z samolotem, w którym zginął Prezydent RP i 95 innych osób. Tym razem czyni to wypytywany niby o różnice między Donieckiem a Smoleńskiem.

Katastrofa smoleńska zapisze się w historii, bo zginęły w niej ważne osoby na czele z prezydentem Polski, i pod tym względem jest wyjątkowa, ale mimo swego tragicznego wymiaru jako samo zdarzenie była zwykłym wypadkiem lotniczym. Wszystkie dowody z czarnych skrzynek, szczątków samolotu, śladów na ziemi, zeznań świadków i zgromadzonego materiału jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości wskazują na przyczynę katastrofy. Od początku nie było i nie ma do dziś żadnych dowodów, które wskazywałyby na inne przyczyny niż wypadek spowodowany zbyt niskim podejściem przy małej widoczności

— idzie w zaparte „ekspert”.

Trudno określić co powoduje dr. Laskiem, że gada te swoje głupoty. Ale brak reakcji ze strony dziennikarza wyjaśnia tylko jedno. Że tym dziennikarzem jest Wojciech Czuchnowski, a rozmowa toczy się na łamach Gazety Wyborczej.

Pod Smoleńskiem teren wypadku został natychmiast zabezpieczony. Pierwsi specjaliści z Polski byli na miejscu jeszcze tego samego dnia. Czarne skrzynki odnaleziono bardzo szybko, kilka godzin po wypadku, a Polaków od razu dopuszczono do ich badania. Za zgodą naszych ekspertów i w ich obecności rejestratory przewieziono do Moskwy, tak by w laboratorium najbliższym miejsca katastrofy zrobić ich odczyt i wykonać kopie, na których można było dalej pracować. Dodatkowo rejestrator ATM-QAR został odczytany w Polsce. Polscy specjaliści pracowali w Moskwie i w Smoleńsku. Byli dopuszczani do czynności podejmowanych przez MAK

— mówi Maciej Lasek. Nie precyzuje jednak co oznacza „badanie” czarnych skrzynek przez polskich specjalistów tuz po katastrofie. Ale wiele osób pamięta jak relacjonował to słynny już pułkownik Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Lasek mówi także o innych „szczegółach”, które według niego stanowią, że katastrofa na Ukrainie różni się zasadniczo od tej w Smoleńsku.

(…) choć to nie moja dziedzina - kwestia zabezpieczenia ciał (w Smoleńsku - przyp. red.). Polscy lekarze byli przy ich identyfikacji i bardzo szybko zostały one przewiezione do kraju

— mówi Lasek. Nie mówi jednak jak przebiegały te „identyfikacje” i dlaczego w Polsce nie otwarto już trumien. O pomyleniu ciał i innych wątpliwościach też oczywiście ani słowa.

Wyniki badania katastrofy smoleńskiej zostały opublikowane w raporcie końcowym komisji Millera, który nie wzbudza jakichkolwiek wątpliwości wśród specjalistów

— mówi Lasek, podkreślając ważność ustaleń komisji Millera, których założenia skompromitowano już dawno.

Na koniec mówi jeszcze takie zdanie na temat katastrofy malezyjskiego Boeinga:

Na pewno presja międzynarodowa pomoże w rozwiązaniu tej sytuacji (…)

— to słowa Macieja Laska. Po Smoleńsku jakoś tak nie twierdził. Dobrze czasem przeczytać taki wywiad, można chociaż przekonać się, że kiedyś Laska oceniliśmy prawidłowo i nic w tej ocenie nie należy zmieniać.

źródło: wyborcza.pl/Wuj

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych