Wywiad pochodzi ze strony Blog-n-Roll.
Panie Profesorze, jest Pan osobą o ugruntowanej pozycji w środowisku naukowym – choć media, te same media które jeszcze niedawno przekonywały nas o wyjątkowo złowrogiej roli generała Błasika w locie samolotu TU-154M, wciąż wolą przedstawiać Pana jako naukowca nie znanego nikomu. Czy przypomina Pan sobie moment, w którym dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej uniwersytetu w Akron, redaktor naczelny kwartalnika naukowego „Journal of Aerospace Engineering” wydawanego przez ASCE, laureat wielu nagród - w tym przyznawanych przez NASA – zaczął być przedstawiany w mediach nad Wisłą jako osoba kompletnie niewiarygodna, niemal człowiek znikąd?
Prof. Wiesław Binienda: Z chwilą przedstawienia pierwszej symulacji uderzenia skrzydła w brzozę, media nad Wisłą głównego nurtu z furią uderzyły we mnie kampanią nienawiści i dyskredytacji mojej osoby. Nawet Prezydent Polski nie mógł powstrzymać się od ataku, określając mnie jako „egzotycznego naukowca”. Liczne szeregi płatnych sługusów władzy zaczęły zasypywać mnie, administrację mojej uczelni, moich kolegów z NASA i ASCE, a nawet moich doktorantów i studentów emailami, których celem było zdyskredytowanie mnie w ich oczach, czyli zaszkodzenie mi w USA i zniszczenie mnie w oczach opinii publicznej w Polsce. Dzięki Bogu, okazało się, że pomimo ich wielkiego wysiłku, moja reputacja jest na tyle dobrze ugruntowana, że nie byli w stanie zaszkodzić mi w moim zawodowym środowisku. Polakom w Polsce pozostawiam decyzję, czy ulegną neo-stalinowskiej propagandzie, czy będą w stanie wyrobić sobie własną opinię na podstawie rzetelnych informacji, jakie mogą znaleźć na stronie internetowej mojej uczelni odnośnie mojego dorobku naukowego oraz badań jakie przeprowadziłem w sprawie katastrofy smoleńskiej.
—
Choć to sprawa na pewno dla Pana nieprzyjemna, to chcielibyśmy poprosić o rozwinięcie. 2 lata przed katastrofą został pan laureatem stowarzyszenia Polish Engineering Association, a więc został Pan uznany przez Polonię za wybitnego naukowca amerykańskiego polskiego pochodzenia. Kto i w jaki sposób zrobił wiele, by wszystkie Pana osiągnięcia i wyróżnienia przedstawić w zupełnie innym świetle? Pojawił się wszak cały zespół ludzi, którzy nagabywali przeciwko Panu wszystkich w Pana środowisku, w tym Pana przełożonych, włącznie z prezydentem Pana uczelni….
To jest ciekawe pytanie również dla mnie, kto tak naprawdę inspiruje tę kampanię agresji i nienawiści przeciwko mnie, oraz przeciwko wszystkim moim kolegom współpracującym z Zespołem Parlamentarnym kierowanym przez Pana Ministra Macierewicza. Z analizy sytuacji widać, że bierze w tym udział rząd za pośrednictwem propagandystów Pana Laska, prokuratura wojskowa oraz główne media z GW na czele. Wiemy już, że osoby takie jak Lasek, Setlak i im podobni są sowicie opłacani za blokowanie prawdy o katastrofie smoleńskiej. Mam jednak wrażenie, że istnieje pewne centrum dowodzenia, które przygotowuje argumentację, jak najskuteczniej nas uderzyć, by ludzie przestali nas słuchać oraz planuje strategię działania i czas uderzenia.
W tym samym czasie kiedy polskie środowiska broniące rosyjskiej wersji katastrofy smoleńskiej nas niszczyły, środowiska polonijne takie jak wspomniane przez Pana Polish Engineering Association czy Kongres Polonii Amerykańskiej na stan Illinois, a ostatnio Fundacja Kościuszkowska, wyrazili swoje uznanie dla mojego dorobku naukowego i pracy społecznej dla Polski. Jestem im wdzięczny, że nie ulegli presji i byli w stanie samodzielnie ocenić fakty.
—
Krytyka Pańskich ustaleń w sprawie katastrofy smoleńskiej płynie od osób, które nie mogą pochwalić się jakąkolwiek ekspertyzą lub doświadczeniem w Pana dziedzinie, czyli badaniami nad wytrzymałością materiałów i konstrukcji. Prosił Pan wielokrotnie o weryfikację Pańskich wyników przez osoby posiadające choćby tylko zbliżone do Pana doświadczenie i dorobek naukowy. Z jakim skutkiem?
Tak, mamy po tamtej stronie astrofizyka, który uzurpuje sobie wszechwiedzę we wszystkich dziedzinach możliwych. Jednak, kiedy przyjechałem na spotkanie Klubu Gazety Polskiej do Toronto, na które on został zaproszony, to wolał uciec, niż stanąć twarzą w twarz ze mną przed publicznością ze swoimi argumentami. Najwyraźniej jego argumenty są na tyle „relatywistyczne”, że jest w stanie je prezentować jedynie w mediach głównego nurtu, mając u boku tych, którzy kierują zwalczaniem prawdy.
Tymczasem wyniki moich prac dotyczących katastrofy smoleńskiej zostały opublikowane w renomowanym międzynarodowym piśmie technicznym, które - zanim przyjęło tę pracę do druku - poddało mój artykuł szczegółowej recenzji przez co najmniej trzech naukowców z mojej dziedziny.
Chyba niestety nie doczekam się konfrontacji moich wyników badań z ludźmi pana Laska, którzy posiadaliby choćby zbliżoną do mojej ekspertyzę i podobny dorobek naukowy czy doświadczenie. Nie ma takich osób w grupie pana Laska. Dlatego pozostają im tylko pomówienia, personalne ataki, propaganda i mydlenie oczu. Nigdy nie wyślą swych prac na międzynarodowe konferencje do USA czy do naukowych pism technicznych, gdzie ich wywody poddane byłyby obiektywnej ocenie niezależnych fachowców.
—
Warto chyba przypomnieć konferencję w Pasadenie, na którą zapraszał Pan trzy lata temu swoich krytyków. Nie przyjechał nikt, by przed międzynarodowym gremium wybitnych specjalistów pokazać, jak rzekomo nieprofesjonalne są Pańskie badania. Został Pan wysłuchany przez 200 naukowców z całego świata. Nikt z nich Pana badań do dziś nie zakwestionował. Czemu tak się stało?
Minęło już kilka lat od mojego zaproszenia do Pasadeny, gdzie wykazałem, że ja nie mam nic do ukrycia i poddaję się ocenie międzynarodowych ekspertów. Praca, jaką wykonuję, mieści się w mojej dziedzinie, wykonuję ją razem z zespołem doktorantów i studentów, którzy w wyniku tej pracy otrzymują tytuły doktorskie i magisterskie z uczelni. Komisja złożona z sześciu profesorów i ekspertów NASA zatwierdza i podpisuje się pod każdą taką obronioną pracą. Uczciwość i rzetelność takich prac i ich wyników jest zagwarantowana w takim systemie.
Po drugiej stronie mamy artykuły pisane przez propagandzistów. Na przykład w marcu 2014 roku mieliśmy kolejną odsłonę “Operacji Binienda”. Redaktor Setlak opublikował artykuł we własnej gazecie, a następnie umieścił w Internecie wywiad z panią Kublik i oboje odwiedzili wiodące media z oszczerczą kampanią przeciw mnie. Wszystkie te przedsięwzięcia, włącznie z kolejnym tytułowym hasłem propagandowym „Błędy Biniendy”, to następna odsłona prymitywnego i bezceremonialnego ataku wymierzonego przeciwko mnie. Na podstawie tej akcji można przeprowadzić kolejne studium manipulacji.
Przykładowo, pan Setlak w swym artykule oburza się, że zrobiłem symulację upadku pionowego kadłuba nie biorąc pod uwagę wektora prędkości poziomej. Przy tym wraz panią Kublik bezczelnie ignorują i w ogóle nie wspominają o tych fragmentach mojej prezentacji, na których pokazuję uderzenia kadłuba z wektorami prędkości poziomej zgodnymi z danymi zawartymi w raportach MAK i Millera. Zawierały one cztery symulacje całego samolotu uderzającego w ziemię z prędkościami podanymi w oficjalnych raportach, w wersjach z kolami do góry i do dołu oraz pod kątami 10 i 30 stopni. Najwyraźniej propagandziści rządowi zakładają, że ich odbiorcy nigdy nie pofatygują się, by sprawdzić moje prezentacje, więc mogą kłamać w żywe oczy.
—
Naczelna Prokuratura Wojskowa opublikowała jakiś czas temu stenogram z Pańskiego przesłuchania. Ów stenogram posłużył do kolejnych medialnych ataków na Pana. Ta sama prokuratura, która bliskim ofiar tragedii 10 kwietnia szczędzi dostępu do podstawowych informacji o okolicznościach śmierci ich bliskich, w Pana przypadku okazała się niezwykle transparentna i ujawniła zeznania wszystkich trzech profesorów. Dlaczego tak się stało?
Rzeczywiście, nasze zeznania zostały ujawnione natychmiast po kontrolowanym przecieku do GW. Okazało się wówczas, że prokuratura wojskowa potrzebowała naszych zeznań nie po to, aby wyjaśnić i włączyć wyniki naszych badan do materiału dowodowego w sprawie katastrofy smoleńskiej, ale wyłącznie po to, aby tych niepokornych naukowców skompromitować i zniszczyć. W ten sposób chciano unieważnić w oczach opinii publicznej wyniki naszych badań. Już w trakcie przesłuchania stało się dla mnie jasne, że przesłuchujący mnie prokuratorzy nie byli zainteresowani ani moimi badaniami, ani ich wynikami. Było oczywiste, że to przesłuchanie miało służyć do jakiegoś innego celu, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze do jakiego. Wkrótce okazało się, że przygotowywano specjalną skoordynowaną akcję przeciwko nam - akcję, którą Nasz Dziennik określił jako “Operacja Binienda”. Rozpoczęła się ona w szczególną rocznicę - 17 września 2013 roku - słynnym artykułem pani Kublik pt. „Sklejałem modele samolotów”. Był to wyrafinowany, skoordynowany atak Gazety Wyborczej, we współpracy z prokuraturą wojskową i przy szerokim zaangażowaniu mediów głównego nurtu. Celem tego ataku było skompromitowanie i zdyskredytowanie mnie oraz wszystkich naukowców prowadzących niezależne badania w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Ciekawy jest mechanizm tej manipulacji. Otóż nie mogąc znaleźć chociażby jednego słowa w moich zeznaniach, którymi można byłoby próbować mnie skompromitować, posłużono się metodą zastępczą. Pani Kublik skonstruowała szyderczy tytuł parafrazując wypowiedzi innych profesorów, a następnie na stronie tytułowej GW umieściła ten tytuł z moim zdjęciem na pierwszym miejscu w ten sposób, że wypowiedź tytułowa została przypisana właśnie mnie. Ta manipulacja miała za zadanie ośmieszyć wszystkich niezależnych naukowców, posługując się moją osobą jako najbardziej znanym przedstawicielem niepokornych naukowców. Hasła typu „sklejałem modele” czy „widziałem wybuchy”, które propagandzistka Kublik wymyśliła, były nadawane przez rządowe media do milionów Polaków przez wiele jesiennych wieczorów i głęboko zakodowały się w podświadomości wielu z nich. Twórcy tej esbeckiej operacji niszczenia niezależnych głosów musieli być zadowoleni z jej wyników, gdyż w kolejną szczególną rocznicę - 13 grudnia 2013 roku - wynagrodzili autorkę tego paszkwilu, zbudowanego na jawnym kłamstwie i ewidentnym przestępstwie, pierwszą nagrodą Grand Press w kategorii najlepszego newsa roku 2013.
—
Pan profesor Paweł Artymowicz, przedstawiany w mediach jako specjalista od analiz rozpadu skrzydła samolotu TU-154, gościem prokuratury wojskowej był tak jak i Pan. Tyle, że na własną prośbę. Żandarmeria wojskowa nie niepokoiła (jak było to w Pana przypadku) także rodziny pana Artymowicza. Więcej – prośby dziennikarzy o upublicznienie stenogramu z tego spotkania spełzły na niczym. Z całkiem pokracznych wyjaśnień prokuratury wojskowej wynika, że akurat ta rozmowa nie była protokołowana. Niedługo potem dowiedzieliśmy się, że brat pana profesora Artymowicza został biegłym prokuratury wojskowej. Czy chciałby to Pan w jakikolwiek sposób skomentować?
Chyba nie ma co więcej tutaj komentować.
—
Czego Pan, jako ekspert, oczekiwałby od prokuratorów wojskowych, nieustannie zasłaniających się tajemnicą postępowania? Jakich danych w pracach, które Pan podejmuje, szczególnie Panu brakuje? Rozumiem, że apelował Pan o dostęp do informacji, które przyjęło się nazywać „danymi wrażliwymi”, przy okazji tragicznych wypadków?
Przy okazji przesłuchania w Prokuraturze Wojskowej dowiedziałem się, że zadaniem prokuratorów jest służenie grupie, która nie życzy sobie, aby prawda ujrzała światło dzienne. Panowie referenci jasno to powiedzieli mnie i mojej żonie na koniec naszego spotkania. Po nieetycznych atakach na wszystkich trzech profesorów, którzy zeznawali przed prokuraturą wojskową, a które były zorganizowane przez prokuraturę i Gazetę Wyborczą we wrześniu 2013 roku, straciłem jakąkolwiek nadzieję, że możemy dowiedzieć się czegokolwiek rzetelnego od przedstawicieli polskiej prokuratury wojskowej. Proszę zauważyć, że “Operacja Binienda” z 17 września 2013 roku została zbudowana wyłącznie na podstawie faktu, że dobrowolnie zgłosiłem się do prokuratury z nadzieją na możliwość dialogu.
Musimy więc poczekać. Mam nadzieję, że przyjdą czasy zmian, kiedy będziemy mogli połączyć siły i środki dla dobra Polski. Teraz koncentruję się na przekazaniu prawdy o tragedii smoleńskiej opinii publicznej na całym świecie. Mam ku temu doskonałą okazję, gdyż zostałem powołany w USA jako doradca Prezydenckiej Rady Ekspertów do spraw Nauki i Techniki.
26 września 2013 roku Prezydent Obama powołał Komitet Wykonawczy Partnerstwa Zaawansowanych Technologii Przemysłowych (Advanced Manufacturing Partnership Steering Committee 2.0), którego zadaniem jest przygotowanie strategii rozwoju wysokich technologii w najważniejszych dziedzinach przemysłu amerykańskiego, w drodze zacieśnienia współpracy między przemysłem, ośrodkami badawczo-naukowymi oraz związkami zawodowymi.
Do Komitetu Wykonawczego zostało zaproszonych kilkanaście najważniejszych amerykańskich firm przemysłowych, takich jak Northrop, Grumman, Honeywell, Alcoa, Dow Chemical, Siemens oraz kilka uczelni, w tym Berkeley, Georgia Tech, MIT, jak również moja uczelnia, Uniwersytet Akron. Do wzięcia udziału w pracach Komitetu Wykonawczego z mojej uczelni zostało zaproszonych trzech profesorów. Przyznam, że czuję się zaszczycony, iż znalazłem się w tej grupie, szczególnie, że zostałem poproszony o konsultację w zespole opracowującym strategię rozwoju w dwóch tematach: w dziedzinie analizy wielkich modeli i wizualizacji danych (Big Data, Analytics & Visualization) oraz w dziedzinie obliczeń i symulacji komputerowych najbardziej zaawansowanych technologii (High Performance Computing).
—
Czy eksperci biorący udział w pracach tego komitetu wykonawczego wiedzą coś na temat katastrofy smoleńskiej?
Kilka dni temu brałem udział w posiedzeniu zespołu innowacji zaawansowanych technologii przemysłowych. Obok mnie siedziała przedstawicielka National Science Foundation, a wokół nas koledzy profesorowie oraz przedstawiciele czołówki przemysłu amerykańskiego. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat mojej pracy w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przedstawiłem im kilka faktów oraz najważniejsze rezultaty mojej pracy, które przeczą oficjalnym wnioskom raportów MAK i KBWL. Jeden z kolegów wspomniał, jak samoloty wbijały się w stalowe konstrukcje WTC. Pani z NSF skonkludowała: „a w Smoleńsku samolot nie mógł przeciąć nawet brzozy”, i wszyscy siedzący przy stole wybuchli szczerym śmiechem. Po takim odbiorze wiem, że nie muszę nic więcej mówić.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/196504-prof-binienda-od-prokuratorow-uslyszalem-ze-ich-zadaniem-jest-sluzenie-grupie-ktora-nie-zyczy-sobie-aby-prawda-ujrzala-swiatlo-dzienne-wywiad