Kublik w natarciu: "Czemu TVP robi widzom wodę z mózgu, sugerując, że jest jakaś symetria między fachowcami z komisji Millera i "ekspertami" Macierewicza?"

fot.tvp
fot.tvp

Minął już rok od kiedy TVP zdecydowała się na zorganizowanie jedynej jak dotąd większej debaty na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej (przy okazji premiery filmów National Geographic i Anity Gargas), ale Gazeta Wyborcza do dziś nie może zapomnieć, że Juliusz Braun, niegdyś polityk Unii Wolności zezwolił, by progi jego instytucji przekroczyli eksperci Antoniego Macierewicza.

W roli moralizatora wystąpiła niezawodna Agnieszka Kublik:

Uległ pan pozornej zasadzie obiektywizmu, zapraszając do studia na dyskusję o przyczynach katastrofy smoleńskiej prof. Rońdę. Miał być niby tą drugą stroną

— zaatakowała dziennikarka.

Późniejsze zdarzenia potwierdziły, jak ważny i potrzebny był ten program.

— odpowiedział prezes. Kublik nie zamierzała jednak dać się zbyć.

Chodzi o blef Rońdy? Gdy on sam w TV Trwam przyznał, że w waszym studiu blefował, gdy mówił, że ma dokument dowodzący, iż załoga nigdy nie zeszła poniżej dozwolonych 100 m?

— zadrwiła,

Dzięki temu, że sprawa była publiczna, nastąpiła później publiczna kompromitacja pana profesora.

— sparował atak Braun.

Nie, to była samokompromitacja TVP

— kontynuowała natarcie Kublik.

Bo to nie Piotr Kraśko prowadzący program w TVP ośmieszył profesora

— stwierdziła.

I udzieliła szczególnej porady prezesowi:

Wystarczyło najechać kamerą z góry na papiery, którymi Rońda machał, i pokazać, że zwyczajnie oszukuje.

Inaczej rozumiemy rolę prowadzącego dyskusję. Nie jest od ośmieszania rozmówcy

— zauważył Braun. I dodał przytomnie.

25 proc. społeczeństwa wierzy w zamach. Nie możemy udawać, że tych ludzi nie ma. A drogą do prawdy jest tylko jawność, spór publiczny.

Ale Kublik wiedziała swoje:

Prof. Rońda w tym programie występował jako kto?

Jako ekspert zespołu Macierewicza

— wyjaśnił prezes TVP.

I znów usłyszał pouczenie: Przecież on się nie zna na badaniu katastrof lotniczych. Nie jest stroną dla ekspertów z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Dla opinii publicznej jest

— ripostował Braun.

A Kublik wysunęła kolejny „kluczowy” zarzut.

Czemu TVP robi widzom wodę z mózgu, sugerując, że jest jakaś symetria między fachowcami z komisji Millera i „ekspertami” Macierewicza?

Ale Braun za nic nie chciał „przyznać się do winy”.

Jestem przekonany, że dobrze zrobiliśmy, przygotowując ten program.

Jednak chwilę później przyznał, że na organizacji tej debaty skończyły się jego pokłady odwagi i już żadnej produkcji dokumentalnej na temat smoleńska nie zamówił. Dlaczego?

Bo towarzyszą temu ogromne emocje i jest to temat silnie polityczny

— tłumaczył.

To są argumenty za, a nie przeciw

— zauważyła Kublik.

TVP stałaby się stroną sporu i byłaby oskarżana przez wszystkich

— wytłumaczył swój unik prezes.

Z powodów politycznych nie czujemy się dziś na siłach, by zrealizować taki dokument. Tak samo jak dokument byłby silnie upolityczniony. Tak, to jest dowód naszej słabości, a może raczej słabości modelu polskich mediów publicznych

— przyznał ostatecznie Juliusz Braun.

No cóż, jeśli nawet media publiczne są słabe, to postawę prezesa też trudno nazwać heroiczną. Ot, wart Pac pałaca.

ansa/ gazeta.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych