„Wstyd mi za ludzi, którzy noszą mundury. Mamy matactwo, mamy kłamstwo. Mówimy dość”. RELACJA z posiedzenia zespołu smoleńskiego

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Parlamentarny zespół badający przyczyny tragedii smoleńskiej na swoim piątkowym posiedzeniu zajął się sprawą relacji prokuratury oraz rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. Jak wynika z treści posiedzenia śledczy unikają kontroli nad przygotowywaną w NPW analizą dotyczącą materiałów wybuchowych. Prokuratura łamie przy tym prawa pokrzywdzonych.

Mamy sytuację w pewnym sensie nadzwyczajną, a z relacji mec. Piotra Pszczółkowskiego wynika, że również niespotykaną. Odmówiono przedstawicielowi pokrzywdzonych zapoznania się z ekspertyzą na tyle wcześniej, aby mógł on zareagować

— wskazywał Antoni Macierewicz na początku posiedzenia. Wskazał, że mecenas Pszczółkowski chciał zapoznać się z niezwykle ważną dla śledztwa smoleńskiego analizą dotyczącą materiałów wybuchowych, która ma zostać zaprezentowana w poniedziałek przez prokuratorów wojskowych.

Poseł Macierewicz wskazuje, że „dobry obyczaj i prawo nakazuje, by rodziny były jako pierwsze informowane o ważnych ekspertyzach i decyzjach śledczych”.

Mamy ze strony prokuratury do czynienia z niebywałą sprawą, z przeciekami do mediów informacji, które mają rozstrzygać sprawę niezwykle ważną dla śledztwa smoleńskiego. A mecenas ma zgodę na zapoznanie się z materiałami na 5 minut przed konferencją. To robi wrażenie personalnej niechęci wobec rodzin i pełnomocników. Jestem tym zbulwersowany

— zaznaczał przewodniczący zespołu parlamentarnego.

Po słowie wstępnym sekretarz zespołu zaprezentował materiał dotyczący sposobu badania próbek, które zostały pobrane ws. smoleńskiej. Zespół zaprezentował wiadomości dot. badań. Bartłomiej Misiewicz przypomniał zaniedbania. Przypomina, że badania rosyjskie są niewiarygodne, a polskie służby, prokuratura i rząd nie dopełnili wielu obowiązków w tej sprawie. Przypomina również, że polska prokuratura zainteresowała się sprawą materiałów wybuchowych niemal po dwóch latach od tragedii, a instytut, na którego badania powołuje się NPW, nie ma akredytacji do zajmowania się takimi analizami. Zespół zwraca również uwagę, że wrak tupolewa jest przechowywany w warunkach, które sprzyjają jego niszczeniu.

Opisując prowadzone w Smoleńsku przez polskich śledczych badania Misiewicz wskazywał, że prokuratorzy nie używali chromatografów, które mogłyby wykryć substancje powybuchowe na wraku oraz innych badanych przedmiotach. Dodaje, że nie używano również metod laserowego badania miejsca tragedii. Dodaje, że wciąż nie znany jest los 300 próbek pobranych na początku 2013 roku w Smoleńsku. Wskazuje na opinie specjalistów, którzy zaznaczają, że dowody niszczeją i mogą być niemiarodajne. Dodaje, że ciała ofiar i włosy są najważniejszym dowodem, jaki pozostaje w polskich rękach. Misiewicz wskazuje, że do dziś nie jest także znana treść ekspertyzy firmy Small Gis, na której zaznaczono miejsca wybuchów na miejscu tragedii smoleńskiej. Prezentacja kończy się stwierdzeniem szefa zespołu biegłych, który przyznaje, że nie ma możliwości przedstawienia opinii o tragedii bez dostępu do oryginałów dowodów.

Analiza prezentowana przez zespół była wstępem do wypowiedzi mec. Piotra Pszczółkowskiego, który opisał swoje próby zapoznania się z ekspertyzą dotyczącą materiałów wybuchowych. Adwokat zaznacza, że fakt, że spotyka się z zespołem wynika z tego, że „nie chciała z nim rozmawiać prokuratura”.

Odmówiono mi spotkania, złożyłem jedynie wniosek w imieniu rodziny w dostęp do opinii ws. materiałów wybuchowych. Rodziny są zainteresowane tym dokumentem. Chciałem w ten sposób sprawować nadzór i kontrolę nad działaniami prokuratury. I zdaje się, że ta kontrola właśnie jest sprawą, której prokuratura chce uniknąć

— zaznaczył mecenas.

Przypomniał przykłady, w których śledczy odmawiali szybkiego zapoznania się pełnomocników i rodzin z materiałami NPW. Wskazuje, że nie uwzględniano praw pokrzywdzonych w tych przypadkach.

Chcieliśmy kontrolować proces opiniowania ws. materiałów wybuchowych. Szczególnie, że z mediów wiadomo było, iż prokuratura miała problemy z uzyskaniem opinii z CLKP. Chcieliśmy, by z badań zwolnić CLKP, które odmówiło realizacji zamówienia prokuratury. Dotychczasowa opinia w mojej ocenie nie spełniała żadnych norm proceduralnych. Wniosłem więc o reasumpcję postanowienia i przeniesienie badania do innej instytucji. Dowiedziałem się, że prokuratura będzie wydawała oświadczenie w tej sprawie, a mediom udostępni ustalenia. Zostałem zaproszony na 7 kwietnia do prokuratury, by zapoznać się z tymi materiałami. Później okazało się, że tego samego dnia jest zaplanowano konferencję prasową

— wskazuje Pszczółkowski.

Dodaje, że jako pełnomocnik musi mieć dostęp do materiałów wcześniej, żeby przygotować wnioski dowodowe. Wskazuje na to, że zapoznanie się z dokumentami musi nastąpić wcześniej.

Prokuratura informując opinię publiczną o treści opinii bierze za nią odpowiedzialność i ją legitymizuje

— wskazuje adwokat.

Dodaje, że obecna sytuacja wskazuje, że „wytykanie ewentualnych błędów i nieścisłości w tych materiałach jest w praktyce niemożliwe, ponieważ opinia publiczna już o ich treści będzie wszystko wiedziała”.

To jednak nie jedyna zaskakujące działanie prokuratury wojskowej. Pełnomocnik części rodzin ofiar tragedii smoleńskiej przyznał, że nie otrzymał zrzutów odczytów detektorów, używanych w Smoleńsku podczas drugiego wyjazdu ekspertów oraz śledczych do Rosji. Wskazał, że śledczy stwierdzili, że takich zrzutów tym razem nie ma.

Zdaniem mecenasa dotychczasowe postępowanie prokuratury łamie prawa pokrzywdzonych.

Praw pokrzywdzonych nie ma. One nie są nawet iluzoryczne

— dodaje.

Wskazuje, że „na pewno zastrzeżenia do opinii”, która dotyczy materiałów wybuchowych, ale „prokuratura nie daje czasu na jakiekolwiek naprawienie ew. błędów”.

Działania prokuratury pozostają poza aferą kontroli. Pytanie powstaje dlaczego? To nie jedyny przykład, że działania wojskowej prokuratury okręgowej nie są obliczone na współpracę z rodzinami

— dodaje adwokat. Przypomina, że do dziś śledczy nie wydają zgody na pozyskiwanie kopii badań materiałów prokuratorskich, a to oznacza, że dostęp do materiałów jest iluzją.

Wszystko zmierza do jednego, by postępowanie było coraz mniej transparentne i wyłączone z kontroli

— dodaje.

W jego ocenie decyzja śledczych, by na 10 minut przed konferencją prasową NPW udostępnić materiały, które wpłynęły do prokuratury jest jedynie „zadośćuczynieniem wymogom formalnym”.

Zachowanie prokuratury jest bezprawne. To nie ma nic wspólnego z zasadami postępowania. Z mojej praktyki wynika, że prokuratury dają z reguły więcej praw oskarżonym niż wojskowa prokuratura daje pokrzywdzonym

–- zaznacza Pszczółkowski. Przyznaje, że on jest jedynie pośrednikiem, a prokuratura traktując go w opisywany sposób depcze po prawach pokrzywdzonych w tragedii smoleńskiej.

Po wypowiedzi mecenasa Piotra Pszczółkowskiego głos zabrał Dariusz Fedorowicz, brat tragicznie zmarłego tłumacza śp. Lecha Kaczyńskiego, Aleksandra Fedorowicza. Przyznał, że „rodziny mają dość eufemizmów i niedomówień”.

Ta sytuacja burzy krew w żyłach. Prokuratura powinna stać po naszej stronie, powinna szukać prawdy. Mamy wrażenie, że prokuratura jest w kontrze, mamy piętrzenie problemów na każdym kroku. Rozmawiałem z prok. Kopczykiem i próbowałem umówić spotkanie z mec. Pszczółkowskim. Zostałem potraktowany jak chłopczyk. Prok. Kopczyk mówił, że nie mam umocowania prawnego w tym śledztwie

— tłumaczył Fedorowicz, dodając, że „niepełna prawda to całe kłamstwo”.

Wstyd mi za ludzi, którzy noszą mundury. Oni nie tylko są prokuratorami, ale również żołnierzami. Nie cisnął mi się inne słowa na usta niż: „hańba”. Mamy matactwo, mamy kłamstwo. Mówimy dość. Mówię to w przeddzień czwartej rocznicy tragedii smoleńskiej. Powinniśmy być bliżej prawdy o Smoleńsku, ale mamy wrażenie, że nie jesteśmy

— dodał Fedorowicz.

Po tej wypowiedzi poseł Marek Suski pytał mec. Pszczółkowskiego, czy rodziny rozważały skierowanie sprawy do międzynarodowych trybunałów.

Rodziny są traktowane jak rodziny ofiar z placu Tiananmen. Oni też są winni, ponieważ chcą dojść do prawdy

— wskazywał.

W odpowiedzi mecenas Pszczółkowski wskazuje, że jego klienci liczą, że sprawę smoleńską uda się zakończyć w Polsce.

Dla moich klientów byłoby smutne, gdyby musieli walczyć o swoje prawa zagranicą, choć oczywiście tego nie wykluczają. Jeśli w Polsce nie będzie to możliwe rodziny będą się dobijać swoich praw

— wskazywał Pszczółkowski, zaznaczając, że liczy na odpowiedzialność prokuratora Andrzej Seremeta, do którego rodziny wystosowały wniosek o przeniesienie śledztwa do jednostki, która będzie chciała respektować prawa stron.

W swojej wypowiedzi Stanisław Piotrowicz, poseł PiS, były prokurator, wskazał, że śledztwo smoleńskiej powinno być najważniejszym w Polsce, ale wciąż nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania oraz nie posiadamy podstawowych dowodów.

Beata Gosiewska w kolejnej wypowiedzi odniosła się również do jednego z programów telewizyjnych, w którym padło pytanie, czy PiS przeprosi za to, że w czasie posiedzenia zespołu parlamentarnego padają słowa dotyczące tego, że w tupolewie mogło dojść do wybuchu.

Myślałam, że w sprawie katastrofy, która miała miejsce w Rosji, to prezydent Putin będzie się musiał tłumaczyć. Okazuje się, że nie, że to my mamy się tłumaczyć i przepraszać

— dodała senator Gosiewska.

Antoni Macierewicz wskazuje, że można się obawiać, że w czasie poniedziałkowej konferencji prasowej śledczy będą chcieli przekonać opinię publiczną, że w Smoleńsku nic się nie stało, że wskazania dotyczące obecności materiałów wybuchowych są pomyłką.

W czasie dyskusji głos zabrał również poseł Piotr Naimski, który przyznał, że zespół powinien przystąpić do analizy i przygotowania zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez konkretne osoby zaangażowane w matactwo dot. tragedii smoleńskiej.

saż

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych