"Bliżej": Gorąca debata wokół 10/04. Marek Pyza: "Prokuratura gra z rodzinami ofiar w absurdalną i haniebną grę"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Czy wyjaśnienie tragedii smoleńskiej jest jeszcze możliwe? Czy Rosja, przeciągając własne procedury prawne, może trzymać u siebie wrak i czarne skrzynki w nieskończoność? Czy nie jest to dla niej najlepszy instrument do wpływania na nastroje i umysły Polaków? Na te i wiele innych pytań próbowali odpowiedzieć goście programu „Bliżej” prowadzonego przez Jana Pospieszalskiego.

Rozpoczęła Anita Gargas, która stwierdziła, że prokuratorzy krok po kroku przygotowują opinię publiczną, by zamknąć smoleńskie śledztwo bez sprowadzenia wraku i oryginałów czarnych skrzynek do Polski.

Andrzej Stankiewicz kontynuował ten wątek:

Jeżeli Prokuratura Generalna będzie czekać na wrak i skrzynki, to nie zakończy śledztwa nigdy. Nie mamy chyba złudzeń po wydarzeniach na Krymie, że Rosja będzie współpracować z Polską. Prokurator Seremet myślał, że niebawem wrak wróci, a to prawdopodobieństwo jest teraz minimalne. Albo skończymy śledztwo bez dowodów, albo wcale – to diabelska alternatywa…

— przyznał dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Następnie głos zabrał Marek Pyza. Jak ocenił, nie jest możliwe, by smoleńskie śledztwo zakończyło się bez zbadania oryginalnych dowodów w sprawie. Zwrócił też uwagę na skandaliczny sposób prowadzenia postępowania przez śledczych, którzy utrudniają dostęp do materiałów śledztwa rodzinom ofiar.

Prokuratorzy referenci nie podpiszą się pod tak zakończonym śledztwem, bo będą się obawiali postępowania wewnętrznego, natomiast co do ekspertyzy ws. materiałów wybuchowych – to dowiemy się w poniedziałek, co się okazało. Są przecieki i to jest kolejny problem – mamy tydzień do kolejnej rocznicy, a rodziny ofiar nie mają dostępu do materiałów…

  • przekonywał redaktor naczelny wPolityce.pl.

I dodawał:

Rodziny ofiar od samego początku nie są traktowane poważnie, odmawia się im dostępu do materiałów śledztwa, gra się z nimi w absurdalną i haniebną grę. Prokuratura kompletnie zapomina, że to ludzie najbardziej poszkodowani i najbardziej zainteresowani całą sprawą. Nie wyobrażam sobie poniedziałkowej konferencji podczas której rodziny będą się dowiadywać o czymś, co powinni wiedzieć już dawno

— mówił Pyza.

Z kolei Paweł Lisicki zwracał uwagę na to, w jaki sposób po katastrofie działały polskie instytucje państwowe:

Sposób prowadzenia śledztwa to skandal. Jeśli podstawowym obowiązkiem państwa było zapewnienie przejrzystości i zbudowanej sytuacji, by większość społeczeństwa mogła bez cienia wątpliwości powiedzieć, że wie, co stało się w Smoleńsku, to po czterech latach możemy powiedzieć – państwo nie zdało egzaminu. (…) Jesteśmy w stanie chaosu i niewiedzy

— przekonywał.

Lisicki mówił jednak, że w 2010 roku rząd Donalda Tuska nie mógł przewidzieć zachowania Władimira Putina ws. agresji na Ukrainę:

Trudno mieć pretensje do polskich władz, że w roku 2010 nie przewidziały tego, co stanie się na Krymie… (…) Ale trzeba było znacznie szybciej odwołać się do opinii międzynarodowej

— dodał.

W trakcie programu zaprezentowano również fragment „Anatomii upadku 2”, na którym widoczny był fragment rozmowy z byłym gubernatorem obwodu smoleńskiego. Wywiad dotyczył atmosfery w wieży kontroli lotów na Smoleńsku i nerwach wśród kontrolerów i dyspozytorów, którzy meldowali rosyjskim władzom, co się dzieje.

Anita Gargas przekonywała, dlaczego to istotna rozmowa:

To były gubernator obwodu smoleńskiego, w tej chwili pracuje przy ambasadzie rosyjskiej w Polsce. To bliski znajomy Władimira Putina – był najwyższym przedstawicielem Rosji na lotnisku w Siewiernym. (…) Z kolei płk Krasnokucki odgrywał kluczową rolę w wydarzeniach, które nastąpiły w Smoleńsku: otóż on przejął kontrolę nad wieżą lotów (choć ciężko nazywać to wieżą, to była szopa z minimalnym wyposażeniem wewnątrz), natomiast przyjęte jest, że kontrolą lotów zajmują się kontrolerzy. Tymczasem właśnie 10 kwietnia w wieży znalazł się Krasnokucki, który wydawał dyspozycje kontrolerom i to on odpowiada za to, co się wydarzyło. To niebywałe – człowiek, który wydawał rozkazy kontrolerom lotu, równocześnie kursował między tą budą, oficjelami, naradzał się z gubernatorem i „Logiką” - centrum dowodzenia lotami w Moskwie

— mówiła autorka „Anatomii Upadku 2”.

Dodała też, że ze słów byłego gubernatora wynika, że łączność z rządowym tupolewem zerwała się, zanim uderzył w ziemię.

Andrzej Stankiewicz ripostował:

Będę adwokatem diabła – mam wątpliwości… Krasnokucki dowodził tym smutnym spektaklem, ale pierwsze podstawowe pytanie brzmi tak: czy musimy mu zaufać, że faktycznie tak było? Jeśli tak, to wtedy jedna z podstawowych hipotez zespołu parlamentarnego jest z tym sprzeczna: nie można błędnie go sprowadzać na lotnisko, jeśli nie ma z nim łączności… Zakładam, że Putin wiedział w jakim kierunku prowadzić tę sprawę, że żaden z rosyjskich elementów ma być nieobciążony odpowiedzialnością. (…) Nie za bardzo wierzę, że ten człowiek znalazł się przypadkiem w ambasadzie rosyjskiej w Polsce…

— mówił Stankiewicz.

Z kolei Lisicki zwrócił uwagę, że dotrzeć do niego powinny instytucje państwa, a nie dziennikarze.

Rozumiem jednak zarzut – jeśli mówimy o człowieku, który jest bliskim współpracownikiem Putina i on nagle pojawia się…

— ocenił.

Następnie pokazano kolejny fragment filmu – część obszernego wywiadu z Arturem Wosztylem.

Marek Pyza podkreślał, że na zeznania i wersje rosyjskich milicjantów i funkcjonariuszy należy uważać:

Są takie zeznania milicjantów, którzy zabezpieczali pas. Oni mówią bardzo podobnie do tego, co mówił Artur Wosztyl: że słyszeli wybuchy i później słyszeli odgłosy przypominające wystrzały. (…) Tylko że jest problem z rosyjskimi świadkami – te zeznania milicjantów są identyczne, wyglądają, jakby były skopiowane, skserowane. Oni byli przesłuchiwani przez Rosjan

— przypomniał dziennikarz „wSieci”.

Podkreślił też, że ważne w sprawie jest nagranie z JAK-a., ponieważ z zeznań śp. Remigiusza Musia wynika, że mógł dostać z wieży kontroli podobną komendę co piloci tupolewa.

Nawiązał tym samym do ujawnionych przez wPolityce.pl zeznań Remigiusza Musia.

Lisicki zwrócił też uwagę, że „nie wszyscy niezależni naukowcy twierdzą o wybuchu”. Gdy Jan Pospieszalski pokazał kolejny fragment „Anatomii upadku”, w którym przypomniano o nieznanych losach statecznika, który został przeniesiony w pierwszych godzinach po katastrofie, Marek Pyza przypomniał, że za całą sprawą stała komisja MAK.

Wiemy, jak ten statecznik został przeniesiony. Pytaliśmy o to Macieja Laska na jednej z konferencji, który w końcu przyznał, że specjaliści z MAK go przenieśli, ale nie wiadomo po co…

— mówił.

Stankiewicz dodawał:

Nikt chyba nie ma wątpliwości, jak ten raport MAK był pisany. Naiwność władz powodowała, że wierzono w to, że będzie przygotowywany razem z naszą władzą

— mówił dziennikarz, zwracając uwagę na wysokość brzozy i nieścisłości w pomiarach.

Po zaprezentowaniu kolejnego fragmentu filmu - tym razem dotyczącego Andrzeja Seremeta, który bezradnie przyznaje Janinie Paradowskiej, że nie wie, co mieli zrobić śledczy, gdy okazało się, że sekcje zwłok zostały wcześniej przeprowadzone przez Rosjan, rozgorzała ciekawa dyskusja.

Andrzej Stankiewicz mówił o postępowaniu śledczych.:

Proszę pamiętać, jaki to był moment. Prokuratorzy patrzyli jeszcze starym przyzwyczajeniem na premiera, na panią Kopacz. A ona opowiadała, że osobiście uczestniczyła w sekcjach i to okazało się nieprawdą. Problem jest taki, że Andrzej Seremet temu nie zaprzeczał…

— tłumaczył.

A Anita Gargas dodała:

Nie było żadnych podstaw, by odrzucić hipotezę udziału osób trzecich, w tym strony rosyjskiej. Więc jak mogliśmy oddać inicjatywę Rosjanom, którzy mogliby być zainteresowani ukryciem pewnych faktów, jak na przykład remontu tupolewa w Samarze…

— zakończyła.

svl, TVP Info

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych