Przeraża mnie bezradność państwa polskiego po katastrofie smoleńskiej

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Zbliża się czwarta rocznica tragedii smoleńskiej. Przemysł pogardy i wspierająca go maszyneria dezinformacji znów pracują więc pełną parą.

Najświeższy przykład: Maciej Lasek w zaprzyjaźnionej „Gazecie Wyborczej” ponownie sugeruje, że śp. generał Andrzej Błasik mógł być w kokpicie tupolewa, kiedy doszło do katastrofy. Nie dość, że mógł być, to pewnie wywierał naciski na pilotów. Lasek nieprzypadkowo odnosi się bowiem do rzekomo (nie ma na to żadnych dowodów) wypowiedzianych przez kogoś do pilotów słów „siadajcie”. Insynuacja jest czytelna – generał kazał lądować, choć warunki były złe. Wywiad z Laskiem publikuje jedna z większych – na szczęście sprzedaż wciąż spada – gazet w kraju, mimo, że według oficjalnego stanowiska prokuratury Dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie nie było. Tylko czekać, aż kolejny funkcjonariusz frontu nienawiści zacznie sugerować, że pan generał znajdował się wtedy pod wpływem alkoholu. To, że rzetelne badania absolutnie taką możliwość wykluczyły dla insynuatorów nie ma przecież żadnego znaczenia.

Trudno mi opanować emocje, kiedy myślę o gehennie, przez którą przeszła i jak widać nadal przechodzi pani Ewa Błasik, wdowa po generale. Ten wspaniały człowiek, wielki polski patriota, jest po śmierci opluwany w Ojczyźnie, za którą zginął. Wiem, co dla kobiety znaczy brutalny atak na ukochanego mężczyznę, bo mój mąż, śp. Przemysław Gosiewski, także był przecież w okrutny sposób niszczony. Wyśmiewano go i poniżano za życia, szyderstwa nie ustały po śmierci Przemka pod Smoleńskiem.

Przeraża mnie także bezradność państwa polskiego po katastrofie smoleńskiej. Choć mijają od niej cztery lata, to wciąż nie udało się wyjaśnić, dlaczego tupolew się rozbił. Nie mamy wraku samolotu, nie mamy kluczowych dowodów, mamy za to półprawdy i insynuacje. Za ten skandal odpowiada rząd Donalda Tuska. Rząd, który z pełnym zaufaniem oddał śledztwo Rosjanom, rząd, którego przedstawiciele wyśmiewali Polaków podważających rosyjską wersję wydarzeń. Ten sam człowiek, który ściskał się przy dymiącym jeszcze wraku z Putinem przestrzega dzisiaj przed zagrożeniem ze Wschodu, straszy wojną i udaje twardego obrońcę polskich interesów narodowych. Żałosne…

W tej powodzi kłamstwa i obłudy są jednak wyspy przyzwoitości, ludzkiego ciepła i życzliwości. Jedną z nich odnalazłam wczoraj, kiedy miałam w Starachowicach zaszczyt otworzyć wystawę poświęconą mojemu mężowi, śp. Przemysławowi Gosiewskiemu. Zorganizowali ją renciści i emeryci z „Solidarności”. Wystawa nieprzypadkowo nosi tytuł „Przemysław Gosiewski na ukochanej ziemi świętokrzyskiej”. Mój mąż pochodził z Darłowa, przez wiele lat mieszkał w Warszawie, ale to właśnie świętokrzyskie było regionem, dla którego poświęcił znaczną część swojej energii. Ludzie, z którymi rozmawiałam w Starachowicach wspominali Przemka jako osobę niezwykle pracowitą, oddaną, uparcie i bez medialnego rozgłosu walczącą o każdą sprawę, z którą zgłaszali się do niego mieszkańcy województwa. Usłyszałam wiele słów otuchy i wsparcia. Dziękuję za nie z całego serca.

Jestem dumna, że dzieliłam życie z tak wspaniałym człowiekiem. Zrobię wszystko, by kontynuować dzieło Przemka.

Beata Barbara Gosiewska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych