Zaginęło USG zmarłych bliźniąt!

Coraz bardziej szokujące i przerażające okazują się okoliczności śmierci bliźniąt z Włocławka. Dzieci, które w łonie matki traciły tętno, mogło uratować natychmiastowe cesarskiego cięcie. Ale ordynator ginekologii, zmęczony chałturą w prywatnym szpitalu, prawdopodobnie spał w gabinecie, albo pojechał do domu, zamiast udzielić pomocy matce i jej dzieciom. A teraz, w tajemniczy sposób, z aparatury USG znikają badania bliźniąt.

Jak twierdzi „Gazeta Wyborcza”, która próbuje odtworzyć tragiczne w skutkach wydarzenia we włocławskim szpitalu, gdy 34-letnia Ewa Szydłowska - matka bliźniąt- trafiła na oddział, ordynator ginekologii – Waldemar Uszyński – od rana przyjmował pacjentki w prywatnym szpitalu, którego jest współwłaścicielem. Do pracy w szpitalu publicznym – gdzie leżała Ewa Szydłowska – spóźnił się dwie godziny. Jak zaznacza „GW”, cały oddział był w tym czasie na barkach młodszego lekarza Przemysława Kieszkowskiego.

Ordynator Uszyński po wieczornym obchodzie (ok. 19.40) zniknął w swoim gabinecie, skąd wyłonił się dopiero po trzeciej w nocy. Godzinę wcześniej niemal zupełnie zanikło tętno bliźniąt, co stwierdziła położna.

Natychmiast na oddziale powinien znaleźć się ordynator, drugi lekarz i anestezjolog, trzeba było niezwłocznie przeprowadzać cesarskie cięcie. To były ostatnie chwile na wyciągnięcie z brzucha żywych dzieci! –

podkreśla w rozmowie z  „GW”  profesor ginekolog, który bada dokumentację z Włocławka.

Nie wszystkie dowody można jednak poddać analizie, bo – jak się okazuje – z dwóch ultrasonografów, którymi w tragiczny wieczór badano bliźnięta, ktoś skasował historię badań!

Czy to zacieranie śladów karygodnych zaniedbań we włocławskim szpitalu, które doprowadziły do śmierci dzieci? Na to pytanie musi odpowiedzieć prokuratura. Tragedia rodziców bliźniąt nie może pozostać bez wyjaśnienia. Bo w publicznych szpitalach, służących za przechowalnię dla dorabiających na boku lekarzy, będę umierać kolejne dzieci.

JKUB/”GW”