Donald dzwoni do Davida

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Wyobraźmy sobie tę scenę: Donald Tusk dzwoni do Davida Camerona.

David? Hej! To ja! Dzwonię do ciebie, bo niestety nie mogę z tobą rozmawiać. Co? Nie. Jest u mnie parę osób. Nie. Nie znasz.

I Donald Tusk mówi do tych „paru osób”:

If ju wud lajk sam fain plis help joself. Dżery.

Nie, nie, tu do znajomego mówiłem –

wyjaśnia Donald Davidowi, udając, że obok ma jakichś doradców.

To oczywiście cytat z „Misia” Stanisława Barei (Aleksandra Kozeł, kochanka Ryszarda Ochódzkiego, dzwoni tam do swojej koleżanki), ale podobne słowa mógłby wypowiedzieć premier Tusk do premiera Camerona. I odniosłyby one podobny skutek jak to, co Donald Tusk przekazał szefowi brytyjskiego rządu w związku z jego niepochlebnymi wypowiedziami o Polakach pracujących w Wielkiej Brytanii. Skądinąd premier Tusk ścigał się z prezesem Kaczyńskim, który w tej samej sprawie też dzwonił do Camerona.

Premierzy różnych krajów oczywiście do siebie często dzwonią, załatwiając w ten sposób różne sprawy, ale tym razem chodziło o demonstrację wobec polskiego społeczeństwa, a nie załatwienie czegokolwiek. Demonstrację, że się broni polskich interesów. Załatwiać nie było czego, bo premier Cameron tylko mówił o ograniczeniu zasiłków dla Polaków, a od słów do decyzji droga daleka i niekoniecznie zależna tylko od woli brytyjskiego rządu. No ale polski premier zademonstrował, że będzie bronił każdego funta należnego dzieciom pracujących w Zjednoczonym Królestwie polskich rodziców. Zupełnie jak celnik w „Misiu” bronił każdego kilograma obywatela wracającego z zagranicy.

Bo...

gdyby tak każdy wracał ze stratą paru kilo, byłoby nas mniej coraz. Polaków.

Łatwo sobie też wyobrazić odpowiedź Davida Camerona. I znowu wystarczy odpowiedni cytat z „Misia” (gdy palacz w osiedlowej kotłowni rozmawia z jakąś swoją szefową).

Kotłownia, słucham. Moje uszanowanie dla pani kierowniczki. Słucham pani kierowniczko. Tak jest! Aaaee... Aaaee... Pani kierowniczko, pani kierowniczko! Ja to wszystko rozumiem ... Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno. Tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury. Czy ja palę? Pani kierowniczko! Ja palę przez cały czas. Na okrągło. Nie, no nie ma, za co. Moje uszanowanie dla pani kierowniczki. Moje uszanowanie.

W tłumaczeniu na rozmowę Tuska z Cameronem można to streścić krótko:

Spadaj chłopie na drzewo!

Czyli Cameron jak palacz w „Misiu” posłuchał i wrócił do swoich zajęć, czyli do „palenia” – papierosów zamiast w piecu kotłowni.

Premier Tusk zadzwonił do swego brytyjskiego odpowiednika, bo ma ostatnio wzmożenie w związku z ósmym czy dziesiątym już nowym otwarciem rządu. W „Misiu” Stanisława Barei nazywało się to „trzydzieste plenum spółdzielni Zenum”. Poza zapowiedzią wprowadzenia Polski do dwudziestki najbogatszych państw świata, premier Tusk pokazuje, że jest dobrym gospodarzem. Dlatego między kolejnymi gospodarskimi wizytami, postanowił pokazać narodowi, że potrafi ochrzanić brytyjskiego premiera. Przynajmniej w deklaracjach, bo w rzeczywistości ta rozmowa raczej wyglądała jak dialog palacza z kierowniczką.

Premier Tusk podczas wzmożenia związanego z kolejnym nowym otwarciem roztacza miraże wielkiego dobrobytu, co ma być związane z wielkimi pieniędzmi z Brukseli. Ale znowu te pieniądze bardziej przypominają te zdeponowane w londyńskim banku przez Ryszarda „Misia” Ochódzkiego. Czyli niby są, ale nie tam, gdzie wszyscy sądzą i nie dla tych, którzy łudzą się, że dla nich.

W filmie Barei znająca wszelkie plotki sprzątaczka mówi o prezesie Ochódzkim:

Kogoś tam namawiał, że jego ciotka przyjedzie z Londynu i pieniądze przywiezie.

Na to odezwał się niejaki Stuwała, pracownik klubu Tęcza:

Forsę na koncie w Londynie ma, a nie ciotkę. Rośniak jak z klubu odchodził, to mi wszystko powiedział.

Prawda objawiona przez Stuwałę zdruzgotała sprzątaczkę, która wygłosiła wówczas słynne zdanie:

To z tą ciotką to też nieprawda. Ten człowiek słowa prawdy nie powiedział.

Słowa sprzątaczki jak ulał pasują jako podsumowanie tego, co polski premier załatwił ze swoim brytyjskim kolegą, które obietnice złożone w związku w kolejnym nowym otwarciem zrealizuje i co z tego będą mieli przeciętni Polacy. Po prostu „słuszną linię ma nasza władza” – jak powiedział w „Misiu” (w scenie na lotnisku) pewien pediatra na wieść, że prezesowi Ochódzkiemu urodził się dwunastokilogramowy syn. Ani Ochódzkiemu nic się nie urodziło, ani tak wielkie dzieci zwyczajnie nie przychodzą na świat.

Stanisław Janecki

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych