Ciąg dalszy sprawy 35-letniej Polki zgwałconej przez indyjskiego taksówkarza w Mathurze. Jak ustaliła policja, kobiety nie było w mieście, w którym miało nocą dojść do napaści. Śledztwo zostało przekazane do Delhi.
Według "The Times of India" Polka miała zeznać, że 2 stycznia o godz. 22 czekała w Mathurze wraz z córeczką na taksówkę do oddalonego o 135 km Delhi. Nagle obok nich zatrzymał się "wielki biały samochód", którego kierowca wciągnął kobietę i jej dziecko do środka, odurzył, a następnie zgwałcił. Z zeznań 35-latki wynika, że ocknęła się dopiero następnego dnia rano na ławce na stacji kolejowej Nizammuddin na południu Delhi. Po odzyskaniu świadomości zgłosiła się na policję w Paharganj w północnej dzielnicy Delhi. Ekspertyza medyczna potwierdziła wersję o gwałcie.
Jak wynika ustaleń policji w Mathurze, Polka w dniach od 1-4 stycznia przebywała w Delhi, czyli nie było jej w mieście, w którym miało dojść do przestępstwa.
Zeznania kobiety, na podstawie których została zarejestrowana jako ofiara gwałtu przez policję w Paharganj, nie znajdują potwierdzenia w poszlakach. Sprawa zostanie przekazana do Delhi po tym, jak bilingi ofiary wykazały, że pomiędzy 1 a 4 stycznia przebywała ona w Delhi. W żadnym momencie nie odwiedziła Mathury. Wysłała dziesiątki sms-ów i wykonała kilka połączeń do swoich bliskich -
powiedział rzecznik policji w Mathurze Omvir Singh.
Wśród przesłuchanych osób znalazł się kierowca autobusu, którym 1 stycznia Polka miała pojechać do Mathury. Jako dowód pokazała śledczym bilet. Miał jej towarzyszyć pewien adwokat.
Powiedział nam, że wrócił do Mathury 2 stycznia o godz. 20. Zeznał, że Polka była w tym czasie w Delhi i nie towarzyszyła mu -
ujawnił Singh.
Nie możemy kierować się jej oświadczeniem, że była na autostradzie, kiedy niezidentyfikowany napastnik w wielkim białym samochodzie wciągnął ją i jej dziecko do środka, a potem doszło do napaści na tle seksualnym. Nie mamy nic na potwierdzenie, że ona była w Mathurze, a wszystkie zebrane dotąd dowody temu przeczą -
powiedział rzecznik.
Zapowiedział również, że policja wystąpi do polskiej ambasady z prośbą o informacje na temat przeszłości Polki. Przy okazji wyszło na jaw, że w 2010 r. została zatrzymana po tym, jak wygasła jej wiza.
Jak podaje "The Times of India", kobieta pochodzi z Warszawy. W Mathurze mieszka od trzech lat i wstąpiła tutaj do wspólnoty religijnej. Zajmuje się eksportem odzieży.
BR/tvn24.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/90777-sledztwo-ws-gwaltu-polki-w-indiach