Piosenka Arłukowicza o zdrowiu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz ochrzanił parlamentarzystów, którzy zaprosili go na posiedzenie sejmowej komisji zdrowia. Stwierdził, że przed świętami urządzają cyrk, żeby Polakom zepsuć humor i nastraszyć ich, że nie mają się gdzie leczyć. Tymczasem nie tylko mają, ale nawet mają coraz bardziej.

Arłukowicz powiedział, że jest dostępny dla posłów przez cały rok, więc dlaczego zawracają mu głowę tuż przed świętami, kiedy jest zawalony robotą, czyli myśli o kupowaniu prezentów pod choinkę. Ale posłowie okazali się wredni i wypomnieli ministrowi, że jednak nie jest dostępny, bo na posiedzenia komisji zdrowia nie przychodzi mimo wciąż ponawianych zaproszeń.

Minister Arłukowicz nawrzucał parlamentarzystom niczym zespół lekarski z filmu Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. Tam, a rzecz działa się w schyłkowych czasach Gierka, zespoły chirurgów z różnych szpitali występowały w turnieju operowania na czas. Wszystko to było transmitowane w telewizji, żeby pokazać, iż w służbie jednym problemem jest to, kto szybciej zoperuje nieboraka pacjenta. Wszystko inne jest natomiast na najwyższym poziomie. Zupełnie jak w resorcie i głowie ministra Arłukowicza.

Zespół, który przegrał w konkurencji „operacja chirurgiczna na czas” skarżył się potem, że wylosowano mu otyłego pacjenta, podczas gdy konkurencja miała chudzielca. Zanim się więc przebili przez warstwy tłuszczu, rywale zaszywali już własnego zoperowanego nieboraka. Oczywiście operowanie na czas było kompletnym bezsensem, podobnie zresztą, jak opowieści ministra Arłukowicza „z mchu i paproci”, jak to w polskiej służbie zdrowia jest znakomicie. I właściwie problemy mogłyby być tylko z operowaniem na czas wylosowanego pacjenta. Tak dla zabawy, bo inne kwestie zostały rozwiązane.

Minister przyszedł na sejmową komisję niczym konferansjer prowadzący turniej w filmie Barei. I oczekiwał pytań, które ktoś by wcześniej z nim uzgodnił. Mógłby więc nawet odpowiedzieć na pytania jeszcze nie zadane – też jak w filmie Barei. I szczególnie na te miałby najbardziej precyzyjne odpowiedzi. I w zasadzie miał. Bo o co by posłowie i senatorowie nie pytali, minister Arłukowicz odpowiadał, że w zasadzie są oni głupi, nic nie rozumieją i nie cenią wspaniałości, których dokonał.

Minister przyszedł do parlamentarzystów mających obowiązek go kontrolować, bo po to są sejmowe komisje, by im powiedzieć, żeby mu „skoczyli na ładownicę”. Posłowie i senatorowie okazali się jednak wyjątkowo niewyrozumiali na takie dictum, no może poza tymi z PO. I gdyby tylko oni przepytywali ministra, byłoby miło i merytorycznie. Byłoby tak jak w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” Stanisława Barei, gdzie nikt nie szukał dziury w całym, a wszyscy chcieli sobie wzajemnie sprawiać przyjemności.

Kulminacją tej miłej atmosfery było życzenie pewnej pani z widowni, która stwierdziła: „piosenkę pana Koracza o zdrowiu bym chciała najbardziej usłyszeć”. I przypadkowo pan Koracz był obecny i piosenkę o zdrowiu zaśpiewał. Gdyby posłowie i senatorowie nie byli wredni i któryś z nich zażyczył sobie jakiejś piosenki pan Koracz, czyli pan Arłukowicz na pewno by coś zaśpiewał – o zdrowiu. I może miałoby to znacznie więcej sensu niż opowiadanie przez niego o służbie zdrowia. Bo chodzą słuchy, że minister gra na gitarze i śpiewa, i robi to z przyjemnością, natomiast funkcja ministra wyraźnie go męczy. A zawsze powinno się robić to, co nam sprawia przyjemność. No i to, na czym się znamy.

Stanisław Janecki

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych